08 lipca 2020

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało jak kawałek wymiętej szmaty niedbale rzuconej na krzesło. Jego widok wzruszał. Jeszcze nie było gotowe, nie miało sił ani odwagi, żeby wyrwać się z tej przestrzeni, w którą ktoś wcisnął je przed laty, nie pytając o zgodę, nic z nim nie ustalając. Biedne, niezdarne ciało ograniczone pragnieniem akceptacji, tłamszone ciągłą potrzebą życia w stadzie, karmiące się złudzeniami, mój ziemski futerał, tymczasowe siedlisko podlegające prawom rozkładu. Mimo to lubiłam je bardziej niż poprzednie i rzadko kiedy opuszczałam w obawie, że samotne zrobi coś nierozważnego, ale teraz, widząc je bezpieczne, uśpione spokojem niczym rosochata wierzba ciszą skutej lodem rzeki, delikatnie się z niego wyślizgnęłam i lewitując kilka metrów nad wzorzystym parkietem hali sportowej, zaczęłam podążać w kierunku smugi światła przecinającej powietrze rozdęte od pustych słów, oklasków, brzęczenia odznaczeń wpiętych w klapy marynarek, chrząkania i westchnień. Smuga światła nie miała nic wspólnego z tym ludzkim jarmarkiem głupoty. Była inna, nieziemska i emanowała ciepłem, jakiego nigdy nie doznałam wciśnięta w futerał ciała. Postanowiłam nie wracać.
***
Lubiłam je obserwować, jak szamocą się bezradnie niczym muchy w sieci pajęczej, nieświadome oszustwa, pełne złudzeń, tłumionych, odkładanych na jutro, pragnień, próbujące za wszelką cenę odpędzić myśli o nieuchronnym końcu, czasem żałosne, jakby życie było teatrzykiem w niedzielnej szkółce. Nigdy żadnej nie dopuściłam wystarczająco blisko, żeby mogła poczuć mój strach, a bałam się równie mocno jak one. Teraz przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Wszystkie troski, wspomnienia, myśli, którymi syciłam się za dnia, gasły we mnie, jak gasną iskry w chłodnym powietrzu nocy.
***
Było coś jeszcze, co powstrzymywało mnie przed zerwaniem nici. Wahałam się, zwlekałam, trwając w niemym oczekiwaniu, napięta do granic możliwości niczym skóra chwilę przed przyjęciem pieszczoty, a potem wszystko nagle zaczęło blaknąć, zatracać barwy i rozmazywać się, a nić łącząca mnie z ludźmi stawała się coraz cieńsza, prawie niewidoczna.
***
Broniłam się przed tym, jak wówczas mniemałam, destrukcyjnym uczuciem, nie zdając sobie sprawy, że to właśnie ono, nic innego, niesie wyzwolenie. Z początku odzywało się raz na jakiś czas, nieśmiało, subtelnie, prawie niezauważalnie, jak muśnięcie serca łodyżką pokrzywy, potem coraz częściej, coraz głośniej, właściwie każdego ranka, kiedy klęcząc nad sedesem, wyrzucałam z siebie zawartość żołądka. Chwilowa ulga tuż po była wtedy błogosławieństwem.
Nic nie odczuwać jest większym przekleństwem niż czuć ponad miarę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...