31 stycznia 2016

Smoczy język cz.2 - Bibliotekarka

                                                                              Wiki Arwena
W ciągu trzydziestu lat, bo tyle pracuje w gmachu miejskiej biblioteki, tylko raz wymienili jej krzesło - stylowe, wyściełane wraz z całym ozdobnym kompletem z drewna powędrowało do urzędu gminy, a pojawiło się to, na którym siedzi teraz, proste, ze sklejki. Nie narzekała. Zza swojego biurka widziała gorsze rzeczy. Przywykła do zmian, niekoniecznie na lepsze. Najważniejsze, że nie wymieniono jej, córki byłego sekretarza partii. W filiach pojawiły się dziewczyny młodsze, ładniejsze, uśmiechnięte niezależnie od nastroju, które o księgozbiorze wiedzą tyle, ile pokaże monitor komputera. Na szczęście zmiana na stanowisku bibliotekarki w gmachu głównym nikomu nie przyszła do głowy. Pani Bożena lubiła swoją pracę, zwłaszcza wtedy, gdy z bibliotecznych zakamarków wyciągała jakiś unikatowy egzemplarz i widziała na twarzy klienta zadowolenie. Tak też było i tym razem. Młody brunet po okazaniu stosownego dokumentu poprosił o coś specjalnego do poczytania. Jakiś doktor, bo na profesora za młody, pomyślała, mierząc go wzrokiem. Rzadko tacy się trafiali. Na co dzień sięgała po coś z dolnej półki.
- Myślę, że to panu się spodoba - powiedziała, demonstrując książkę oprawioną w brązową skórę.
Mężczyźnie zabłysły oczy, a na jego pulchnej, rumianej twarzy pojawił się uśmiech. Łapczywie sięgnął po starodruk.
- "Smoczy język"? Nie słyszałem o tej książce... Musi być bardzo stara! - zawołał podekscytowany, po czym, zawstydzony siłą swego głosu, przeprosił starszą kobietę siedzącą przy stoliku obok.
- To skarb naszej biblioteki - odparła z uśmiechem pani Bożena. - Jedyny w swoim rodzaju egzemplarz wraz z niezwykłą zakładką w kształcie smoka. Jest wykonana ze starego, zaśniedziałego srebra. Proszę uważać...
Brunet usiadł pod ścianą i od razu zagłębił się w lekturze. Co jakiś czas zerkała na niego. Wiadomo, przy tak cennych egzemplarzach nikomu nie wolno ufać, nawet długoletniemu doświadczeniu, które podpowiada, że nie ma powodu do obaw. Na ludziach pani Bożena znała się doskonale. Może dlatego nie wyszła za mąż. Do mężczyzn raczej nie miała szczęścia. Wszyscy poznani po jakimś czasie okazywali się draniami, facetami z mnóstwem wad, akurat takich, których nie potrafiła w żaden sposób zaakceptować. Każda znajomość kończyła się tak samo, wystawieniem za drzwi walizki potencjalnego pretendenta do jej ręki. Czyżby przysnął, jeszcze poplami książkę, pomyślała, patrząc na bruneta. Zaniepokoiła ją poza, w jakiej znajdował się mężczyzna. Głowa wsparta prawym bokiem na otwartej książce, jedna ręka zwisająca bezwładnie, druga ułożona na stoliku.
- Czy dobrze pan się czuje? - szepnęła, podchodząc.
Żadnej reakcji. Dostrzegła niezwykłą bladość jego twarzy, niemalże posągową. Jeszcze przed paroma minutami ta twarz była rumiana, a teraz jakby wyrzeźbiona ze słoniowej kości. Usta sine, oczy zamknięte.
- Proszę się obudzić - powiedziała głośno, nie zważając na krytyczne spojrzenie starszej kobiety. - Zniszczy pan książkę!
Mężczyzna nie drgnął. Wtedy zwróciła uwagę na inny szczegół, z zaciśniętej dłoni bruneta wystawała głowa srebrnego smoka, lśniła w blasku lampy, jakby dopiero co ją wypolerowano.
- Proszę pana! - zawołała, ekspresyjnie potrząsając jego ramieniem.
Bezwładne ciało osunęło się na podłogę. Portier, mający tego dnia dyżur, usłyszał wrzask dwóch kobiet. Natychmiast znalazł się na miejscu zdarzenia. Lekarz, wezwany do biblioteki, w karcie zgonu, w rubryce "przyczyna śmierci" napisał: "Całkowita utrata krwi w niewyjaśnionych okolicznościach". Sekcja zwłok to potwierdziła. Srebrna zakładka w kształcie smoka po wyjęciu z dłoni denata wróciła do bibliotecznego księgozbioru. 

30 stycznia 2016

Smoczy język cz.1 - Katarzyna

                                                                           Wiki Arwena
Książka to świetny pomysł na spędzenie wieczoru, pomyślała Katarzyna, siadając na kanapie, która była już w połowie zajęta przez męża żłopiącego kolejną puszkę piwa. Za chwilę w telewizji miał zacząć się mecz, finał piłki ręcznej mężczyzn. Na czas jego trwania, czyli mniej więcej przez półtorej godziny, kontakt z Jackiem będzie niemożliwy. To akurat nie martwiło. Ostatnio tylko się kłócili, ona zarzucała mu nachalność, on czynił jej wymówki, że celowo go unika, jest oziębła. Pił coraz więcej, zdecydowanie za dużo. Po alkoholu stawał się grubiański, czasem agresywny. Miała tego dość, coraz częściej myślała o rozwodzie, ale jak dotąd nie zrobiła nic, by rozwiązać bądź uratować to małżeństwo. Wpadła w stan jakiejś psychicznej niemocy, czując, że staje się powoli cielęciem gotowym potulnie znosić wszelkie niewygody. Jej matka była taka sama, zahukana przez męża, przez całe życie cierpliwie znosiła impertynencje.
- Kaśka, przynieść jeszcze jedno piwo - rzucił Jacek jakby od niechcenia.
Ignorując jego słowa, sięgnęła po leżącą na ławie książkę. Znała go aż za dobrze, jeśli teraz pójdzie po piwo, będzie musiała to robić już zawsze, włącznie z usługiwaniem jego bezczelnym kolesiom. Ten sam scenariusz co wieczór. Mężczyzna, nie doczekawszy się reakcji z jej strony, w końcu wstawał sprzed telewizora, przeciągał się, drapał po wydatnym brzuchu i człapał leniwie do kuchni, by po kilku sekundach wrócić w puszką piwa. Tym razem było inaczej.
- Kurwa, długo mam czekać? - ryknął zniecierpliwiony.
Takiego zachowania nie spodziewała się. Najpierw zobaczyła czerwoną, nalaną tłuszczem twarz tuż nad swoją, potem poczuła odór alkoholu i potu. Jacek brutalnie wyrwał jej z rąk książkę.
- Co robisz? - zdążyła wydusić.
- Nic, kurwa! - wrzasnął. - Pozbywam się konkurencji!
- To tylko książka... - szepnęła.
- Książka... A to? - wskazał na tkwiącą między stronicami srebrną zakładkę smoka. - Skąd ją masz? Może mi powiesz, że wypożyczyłaś w bibliotece razem z książką?
- Dostałam... - bąknęła.
- Dostałaś... Ciekawe od kogo? Powiem ci, kurwa, od kogo! - wrzeszczał, wymachując książką przed jej oczami. - Od jakiegoś kochasia! Dajesz mu dupy, a on tobie kosztowne prezenciki!
Milczała, wiedząc, że dyskusja z pijanym Jackiem nie ma sensu. Każde słowo, nieważne jakie, doprowadzało go w takich chwilach do szewskiej pasji. Lepiej nie patrzeć mu wtedy w oczy, bo będzie jeszcze gorzej.
- O kuuurwa... - usłyszała kolejne przekleństwo, ale tym razem zabrzmiało inaczej, nasycone jednocześnie bólem, wściekłością i strachem, ucichło równie szybko jak się pojawiło.
Sekundę później Katarzyna ujrzała, jak z rozszarpanego gardła męża tryska krew, obryzgując ławę, pustą puszkę po piwie i telewizor. Dostrzegła coś jeszcze, jak długi, ostry jęzor chowa się w paszczy srebrnego smoka.
Wrzask usłyszeli sąsiedzi, to oni wyważyli drzwi, wezwali policję, złożyli pierwsze zeznania. Na pytanie inspektora, jak doszło do tej potwornej zbrodni, Katarzyna, patrząc otępiale na leżącą na podłodze książkę z zakładką, odpowiedziała:
- Smoczy język...

29 stycznia 2016

Domek w lesie fr.27

                                                                             Wiki Arwena
Rozmyślania Niki przerwało warczenie silnika. Dźwięk wyraźnie narastał. W jakimś zakamarku jej duszy zaświtała nadzieja na ratunek, trwało to jednak przez ułamek sekundy, później wewnętrzny głos nakazał zachować maksymalną ostrożność. Karol miał przecież wspólnika, razem to wszystko zaplanowali, ułożyli scenariusz, którego ostatnia scena miała rozegrać się na tym odludziu. Już widziała tytuły artykułów w rubryce kryminalnej: Młoda kobieta zabita przez kłusownika! Zrozpaczony mąż nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Śledztwo umorzone... Samochód nadjeżdżał z południa, do polany musiała więc prowadzić jeszcze jedna, znacznie szersza droga. Nika zdjęła z głowy apaszkę podtrzymującą opatrunek i zawiązała nią usta Karola. 
- Odbieram ci prawo głosu - powiedziała. - Przypominam, że masz dużo szczęścia, ale i ono  może się wyczerpać, jeśli będziesz niegrzeczny. 

28 stycznia 2016

Domek w lesie fr.26

                                                                           Wiki Arwena
- Zaraz, zaraz, chyba o czymś zapomniałaś - szepnęła do siebie. - Ten skurwiel gotowy cię dopaść, gdy tylko dojdzie do siebie. 
Trzeba mocno go związać, eliminując w ten sposób jedno z zagrożeń. Karol co prawda nie ma nawet siły dosięgnąć inhalatora, ale nie zaszkodzi dmuchać na zimne. Zwodził ją przez tyle lat, a ona, bezgranicznie mu ufając, zrezygnowała z bycia czujną. Wydarzenia ostatnich kilku godzin pokazały, jaka była naiwna. Nie pozwoli oszukać się po raz kolejny. Przykucnęła, odnalazła w trawie lek, podniosła zatyczkę i szybkim ruchem wetknęła ustnik między zsiniałe wargi mężczyzny.
- Wdychaj - powiedziała sucho, naciskając zbiorniczek.
Karol wziął głęboki oddech. Odpowiednia dawka leku dostała się do oskrzeli, powodując natychmiastowe rozszerzenie pęcherzyków. Specyfik zaczął działać. Nika wprawnie związała ręce męża sznurkiem wyciągniętym z bluzy, potem paskiem od spodni skrępowała nogi. Upewniła się, że więzy mocno trzymają. Spokój, z jakim wykonywała te wszystkie czynności, przeraził ją samą. 
- Myślałeś, że niewiele się różnimy? - szepnęła, patrząc w oczy sapiącego mężczyzny. - Owszem, różnimy się... i to bardzo. Pozwolę ci żyć, ale trafisz do pierdla na długie lata.
Najpierw była śmiertelnie przerażona, potem wściekła, teraz jest opanowana i gotowa doprowadzić tę sprawę do końca. Mężczyzna, którego ubóstwiała, zwodził ją i zdradził, zaplanował z zimną krwią morderstwo. Nie widziała powodu, by się nad nim litować, a jednak nie potrafiła skazać go na pewną śmierć. Podała lek i obserwowała, jak powoli przywraca Karola do życia.

12 stycznia 2016

Cichutko...

                                                                            Wiki Arwena

11 stycznia 2016

Domek w lesie fr.25

                                                                           Wiki Arwena
- Powinnam odstrzelić ci łeb, sukinsynu - powiedziała. -  Masz jednak szczęście.
Wyjęła z plecaka inhalator z lekiem w aerozolu i rzuciła go na ziemię obok Karola. Pewnym krokiem ruszyła w kierunku chaty. Ciążąca na ramieniu strzelba dodawała jej odwagi. 

10 stycznia 2016

Domek w lesie fr.24

                                                                           Wiki Arwena
Zawróciła i pochyliwszy się nad charczącym mężczyzną, spojrzała w jego przekrwione, pełne strachu oczy.
- Ty sukinsynu - powiedziała, powstrzymując łzy - kochałam cię... 
Podniosła z ziemi strzelbę. Nie miała pojęcia, jak jej użyć. "Wystarczy pociągnąć za spust", mawiał Karol. Czasem wystarczy ją tylko mieć, pomyślała i przewiesiła broń przez ramię. Nienawidziła przemocy. Stykała się z nią nazbyt często podczas pracy w terenie, zbierając materiały do kolejnego artykułu, aby stronić od tego typu zachowania w życiu prywatnym. Sporne sytuacje zawsze rozwiązywała pokojowo, wspomagając się odziedziczonym po babce poczuciem humoru. Od pracy w terenie zdecydowanie wolała korektę tekstów. Mniej pieniędzy, ale przynajmniej spokój. 

09 stycznia 2016

Domek w lesie fr.23

                                                                             Wiki Arwena
Przeszła kilka metrów. Czuła się już pewniej. Na końcu drogi ujrzała niewielką polanę porośniętą trawą i pędami dzikich jeżyn. Miejsce, otoczone drzewami, tętniło życiem, śpiewały ptaki, brzęczały owady, gdzieś w pobliżu szemrała rzeka. "Doskonałe miejsce na piknik", ze ściśniętym sercem przypomniała sobie słowa Karola. W cieniu ogromnego, rozłożystego dębu drewniana chata, z komina smuga dymu, intensywny zapach palonej żywicy. Odstrasza żmije, pomyślała. W opowieściach babci, pełnych grozy, strzyg, wilkołaków i upiorów pachniało ziołami, olejkami i żywicą, a każdy z tych specyfików miał swoją tajemną moc.
- Wymarzony domek w lesie - szepnęła, czując, że coś w niej w tym momencie pękło. - Dym? Czyżby ukochany mężuś miał pomocnika? A może pomocnicę?
Nie brała tego wcześniej pod uwagę. Strach nagle ucichł, a w jego miejsce pojawiło się zupełnie inne uczucie, o wiele silniejsze. Ukochany mężuś, powtórzyła w myślach. Zapragnęła spojrzeć mu w oczy, napluć w twarz, pokazać, jak bardzo nim gardzi. Czy to nie wszystko jedno, kiedy ją zastrzeli? Sprowokuje go teraz. Zatrzymała się i obejrzała. Karola nie było za nią, klęczał na skraju lasu, trzymając rękę na piersi. Ten atak astmy był inny, znacznie poważniejszy. Mężczyzna dusił się. Brak tlenu sprawił, że nie miał siły iść dalej, nogi ugięły się, upadł na kolana, łapczywie chwytając powietrze. Oddech stał się płytki i przerywany. Próbował coś powiedzieć, z gardła wydobywał się jednak tylko bełkot. Najbardziej przerażały sine, niemalże niebieskie, usta. Powinna mu pomóc, natychmiast podać lek. Jeszcze przed godziną gotowa była umrzeć za niego, najbliższego człowieka na świecie, teraz pragnęła tylko jego śmierci, wiedząc, że ratuje tym swoje życie. Wszystko się zmieniło. Podle ją oszukał, zdradził. Niech zdycha.

08 stycznia 2016

Domek w lesie fr.22

                                                                           Wiki Arwena
Karol szedł za nią, ciężko dysząc. Od czasu do czasu pokasływał. Wkrótce do uszu Niki dobiegło charakterystyczne poświstywanie. Zaczynał się atak astmy. Znowu zapomniał wziąć leków, pomyślała, uświadomiwszy sobie, że inhalator włożyła do plecaka, ma go teraz ze sobą. W innych okolicznościach od razu sięgnęłaby po niezawodny środek, jednak tym razem postanowiła milczeć i czekać na rozwój wypadków. Karol należał do tego gatunku ludzi, którzy podchodzili do tematu swojego zdrowia dość beztrosko. Zdarzało mu się pominąć zaleconą dawkę leku, co przy jego schorzeniu było postępkiem nieroztropnym. 

07 stycznia 2016

Domek w lesie fr.21

                                                                           Wiki Arwena
To nie był człowiek, którego znała i kochała. W jednej chwili z sympatycznego, czułego mężczyzny przeobraził się w potwora gotowego zabić. Zamiast krwi w żyłach lodowata woda. Straciła wszystko, nawet złudzenia. Koszmar, pomyślała, nie mogąc zapanować nad drżeniem rąk. Bała się bardziej niż kiedykolwiek. Jakaś cząstka umysłu broniła się jeszcze przed świadomością, że stoi przed nią bezwzględny psychopata, który przez tak długi czas ją zwodził. Nie ma co, perfekcyjnie odegrał swoją rolę. Dała się oszukać.
Tymczasem Karol stał obok i przystawiając jej lufę do głowy, wycedził przez zęby:
Dobra, suko, idziemy!
Pierwszy krok był najtrudniejszy. Oszołomiona, sztywna z przerażenia straciła kontrolę nad własnym ciałem. Dopiero, gdy poczuła zimny metal przy skroni, otrząsnęła się i powoli ruszyła we wskazanym kierunku. Las rozbrzmiewał kakofonią dźwięków. Zazwyczaj wsłuchiwała się w nie z przyjemnością, tym razem każdy odgłos niósł złowróżbną nutę. 

06 stycznia 2016

Domek w lesie fr.20

                                                                                Wiki Arwena
- Łoś... - westchnęła z ulgą Nika, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Ilekroć go spotykam, mam wrażenie, że doświadczam czegoś niesamowitego, jakby cała siła i spokój drzemiące w tym potężnym zwierzu przechodziły na mnie. 
Wyraźnie odprężona spojrzała na zegarek. Dziewiąta dwadzieścia. Pora ruszać, tylko dokąd. Słońce było już wysoko nad horyzontem. Delikatne promienie przenikały przez korony drzew, znacząc drogę plamami światła. Karol milczał. Nie mogła odgadnąć, o czym myśli, ale była pewna, że się denerwuje. Znała go dobrze. Stoicki spokój był tylko przykrywką dla głęboko skrywanych lęków i obaw. Zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Chodźmy z tego paskudnego miejsca - rzekł wreszcie. - Staszek wspominał, że gdzieś tu w okolicy jest cmentarz radzieckich żołnierzy. Pewnie jakiś głupek dla zabawy wygrzebał szkielet... 
- Kto robi takie rzeczy? Boże, przecież żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, w cywilizowanym kraju! - powiedziała, unosząc ręce w geście rozpaczy. - Karol, ciebie to nie przeraża? 
Pragnęła, aby ją przytulił, pocieszył. On tymczasem nawet nie uśmiechnął się, tylko spojrzał spod przymrużonych powiek. Znów poczuła niepokój, ale tym razem miał związek z Karolem. W jego oczach dostrzegła coś, co się jej nie spodobało, coś obcego, dzikiego, niedostępnego, jakby dwie złowrogie iskierki. Na ułamek sekundy szyderczy grymas zniekształcił twarz mężczyzny. 
- Kochanie? - zapytała niepewnym głosem.
- Chodźmy wreszcie! - powiedział szorstko i ruszył w prawe rozwidlenie drogi. - To już niedaleko...
Nie zawahał się, przecież gdzieś tutaj powinna być kolejna wskazówka Staszka, pomyślała Nika, bacznie lustrując otoczenie. Nic. Pusto. Przyjrzała się uważnie drodze, żadnych znaków. Zaraz... Są ślady! Obok zwierzęcych wyraźny odcisk ludzkiej stopy! Nie jeden, lecz kilka, trop biegnie od drzewa z kapliczką w prawą stronę. Obuwie sportowe z charakterystyczną waflową podeszwą marki Nike. 
- Mamy miłośnika ludzkich czaszek - powiedziała cicho. 
Jeszcze jedno spojrzenie, tym razem na ślady, które pozostawił w piasku Karol, były identyczne. Ale to przecież jeszcze o niczym nie świadczy, myślała gorączkowo, czując jednocześnie zimny dreszcz przeszywający ją od wewnątrz. Karol... Te ślady zostawił on, był tutaj wcześniej, okłamał ją, ale po co miałby to robić. Szukała jakiegoś wytłumaczenia, czegoś, co oczyściłoby męża z podejrzeń. To tylko ślady, każdy mógł je zostawić, każdy, kto ma takie same buty, taki sam rozmiar stopy... Boże, ale skąd Karol wiedział, że prawe rozwidlenie drogi jest właściwe? Zapomniał się, przestał kontrolować sytuację, coś wytrąciło go z roli troskliwego męża... To niemożliwe! Myli się, Karol nigdy nie zrobiłby czegoś tak potwornego, nie oszukałby jej. Dlaczego więc nie próbował wyjechać z tego cholernego bajora, przecież wystarczyło wcisnąć wsteczny, rzucić kilka gałęzi pod koła. Odpowiedź przyszła sama, bolesna, mrożąca krew w żyłach, ale tłumacząca wszystko. Wystarczyło spojrzeć przed siebie. Kilka metrów przed nią stał Karol. 
- Miałaś zginąć w nocy od kuli kłusowników, których więcej w tych lasach niż zwierząt, ale ty oczywiście zawsze wszystko musisz zepsuć! Ta twoja dziennikarska dociekliwość... - usłyszała suchy, pozbawiony emocji głos. - Na pewno zadajesz sobie pytanie "dlaczego"? No cóż, nie będę oryginalny, powodem jest kasa, majątek świętej pamięci babci Franciszki. Najpierw ona, teraz ty jako jedyna jej spadkobierczyni...
- Jak to? - wydusiła sparaliżowana przerażeniem Nika. - Jak to... najpierw ona?
- Normalnie, wzięła za dużą dawkę leków uspokajających! Nikt nie wnikał, czemu stara wyciągnęła kopyta. Pamiętasz, co powiedział lekarz, gdy przyjechaliśmy po trupa? "Pani babcia umarła we śnie, tylko każdemu życzyć takiej śmierci". - Chichocząc, zdjął z ramienia pokrowiec z bronią.
To nie była wiatrówka, lecz strzelba myśliwska, dwururka. Karol pewnym ruchem przeładował broń i wycelował w Nikę.
- Pora obejrzeć wymarzony domek, kochanie - powiedział szyderczo i znów zachichotał.

05 stycznia 2016

Domek w lesie fr.19

                                                                               Wiki  Arwena
- Wygląda na prawdziwą - rzekła zmienionym głosem Nika. - Karol, to ludzka czaszka! 
- Przecież widzę - odpowiedział cicho, wyciągając z kieszeni komórkę. - Nadal brak zasięgu...
- Wydaje mi się, że ktoś próbuje nas nastraszyć. Chyba nawet wiem kto. Jest tylko jedna osoba, która wiedziała o naszej wycieczce, Staszek, ten pieprzony harcerzyk! Najpierw strzałki, pułapka na drodze, teraz ta czaszka, a co potem? To jakiś psychol! Może siedzi w krzakach i nas obserwuje. Karol, wracajmy! - mówiła szybko, głośno i niewyraźnie, mocno przy tym gestykulując.
Jakby w odpowiedzi, usłyszeli oddalające się trzaski łamanych gałęzi. Jakieś ogromne zwierzę, najwidoczniej spłoszone hałasem, przedzierało się przez gąszcz leszczyny. Zdążyli dostrzec jedynie olbrzymi łeb i łopaciaste poroże.

04 stycznia 2016

Domek w lesie fr.18

                                                                        Wiki Arwena
Była już dziewiąta, gdy dotarli do kolejnego rozwidlenia dróg. Do pnia wielkiego dębu przytwierdzono drewnianą kapliczkę z wizerunkiem Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus. 
- Uwielbiam takie miejsca - powiedziała z entuzjazmem Nika. - A czy wiesz, że kapliczki wieszano na rozstajach, by odstraszyć diabły czyhające na podróżnych? Ta musi być bardzo stara...
Nie wiedzieć czemu umilkła, a Karol spostrzegł, że twarz żony w okamgnieniu stała się śmiertelnie blada. Coś musiało ją wystraszyć. Patrzyła w jeden punkt, nie mogąc powstrzymać drżenia podbródka. Powędrował wzrokiem w tym samym kierunku. Nika poczuła, jak oblewa ją zimny pot, a ręce zaczynają się trząść. Na grubym powrozie przywiązanym do gałęzi wisiała ludzka czaszka. 

03 stycznia 2016

Domek w lesie fr.17

                                                                            Wiki Arwena
Wkrótce jednak dziennikarska dociekliwość wzięła górę, a poza tym domek w lesie to wymarzone miejsce na letni wypoczynek, kto wie, może kiedyś zamieszkają tutaj na stałe. Ta puszcza przeraża, a jednocześnie fascynuje różnorodnością, której trudno się oprzeć. Nika spojrzała w górę, w gałęziach olbrzymich drzew zawodził wiatr. Na skrawku błękitnego nieba dostrzegła klucz dzikich gęsi. Leciały na południe z krzykiem. Nie czas na pożegnanie, przemknęło jej przez myśl, kiedy ptaki znikły. 
- Gotowa? - usłyszała. 
Karol z uwagą przyglądał się przednim kołom forda zakopanym w błocie. Myślał nad czymś intensywnie, aż w końcu rzekł:
- Dziwne. Spójrz sama... Cała droga ubita, zapewne przez samochody wywożące w zimie drewniane bale z wyrębu, a jedynie tutaj dwa głębokie koryta wypełnione błotnistą breją. Skąd tutaj się wzięły? Wygląda na to, że ktoś je wykopał i wypełnił. Pułapka? To niemożliwe! Gdybym wcześniej zahamował...
- Karol, nie podoba mi się to wszystko. Zawróćmy lepiej... - szepnęła głucho, rozglądając się niespokojnie po lesie.
- No coś ty, przejechaliśmy kawał drogi! Wracać pieszo? Nieee... Pójdziemy do chaty i Staszek pomoże landkiem! Taka bryka na pewno da radę! 

02 stycznia 2016

Domek w lesie fr.16

 Wiki Arwena
- To tylko mała ranka, właściwie zadrapanie - uspokajał Karol. - Musiałaś uderzyć się o boczny słupek podczas hamowania. Obawiam się, że to jeszcze nie koniec wrażeń. Utknęliśmy...
- Jak to? - zapytała lekko zdenerwowana. - Nawet nie spróbowałeś ruszyć!
- W ten sposób zakopiemy się jeszcze bardziej - dowodził. - Dalej pójdziemy pieszo, to przecież już niedaleko, dwa, trzy, najwyżej cztery kilometry. Później Staszek wyciągnie nas land roverem, póki co weź najpotrzebniejsze rzeczy, dokumenty, trochę picia... 
- W porządku... - powiedziała i zaczęła rozglądać się po aucie za plecakiem, potem ukradkiem wyciągnęła ze schowka bursztyn.
Na wszelki wypadek, pomyślała i wsunęła figurkę do kieszeni dżinsów. Nie była przesądna, ostatnie wydarzenia dały jej jednak do myślenia. Nie zaszkodzi ubezpieczyć się przed podobnymi incydentami. Duchy zmarłych powracają na ziemię nie bez przyczyny, najczęściej chcą nam o czymś przypomnieć albo ostrzec przed grożącym niebezpieczeństwem, lubiła mawiać babcia Franciszka. Nika pamiętała te wszystkie mrożące krew w żyłach opowieści o zmorach dręczących ludzi, z czasem zrozumiała, że były wytworem chorego umysłu staruszki, jednak jako dziecko wierzyła w ich autentyczność. Babcia Franciszka wróciła, stanęła na środku drogi, by ich zatrzymać. Może nie powinni iść dalej? Jeszcze nie jest za późno na powrót. Początkowa radość prysła jak bańka mydlana, a w jej miejsce pojawiły się wątpliwości i nieokreślony lęk.

01 stycznia 2016

Domek w lesie fr.15

                                                                             Wiki Arwena
Po babce ani śladu, znikła w mroku równie tajemniczo, jak się pojawiła. Karol szybko odzyskał równowagę psychiczną, ochłonął z szoku, a chwilę później był pewien swoich słów na sto procent, wprost dałby sobie rękę uciąć, że spotkana kobieta to tylko spacerująca po lesie mieszkanka jakiejś pobliskiej wioski. 
- Wyobraźnia płata figle - orzekł i wysiadł z samochodu.
Fakty przeczyły tej teorii. Nika wiedziała o tym dobrze, na mapie nie oznaczono żadnej osady, a poza tym, która osiemdziesięcioletnia, niemrawa staruszka włóczyłaby się o tak wczesnej porze po lesie, chyba tylko jakaś wariatka. Podejrzana sprawa, po co jednak zadręczać męża obawami? Na pewno nie zmieniłoby to ich obecnego położenia. Na drodze do celu wyrosła bowiem nowa przeszkoda, ford po gwałtownym hamowaniu zakopał się w grząskim podłożu. Jakkolwiek niesamowite było wtargnięcie na drogę kobiety podobnej do babci Franciszki, natychmiast trzeba wziąć się w garść i pomyśleć o ratunku. Brak zasięgu oznaczał jedno, muszą liczyć tylko na siebie, inaczej utkną na noc w środku puszczy. Wtedy właśnie na mapę skapnęła pierwsza kropla krwi. Nika wrzasnęła. 

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...