31 maja 2020

Kot Czarownicy - W sklepie fr.4

Moje zadanie było proste. 
- Zawsze wtedy, gdy w sklepie pojawi się klientka, masz przykładnie miauczeć i prężyć się jak na prawdziwego kota przystało - nakazała pani Jadzia, a ja za każdym razem spełniałem jej życzenie najlepiej jak potrafię.
Szło mi naprawdę świetnie! Miauczałem i robiłem koci grzebiet lepiej od niejednego właściciela czarnego futra, długich wąsów i ogona. Umiejętności aktorskie wyssałem po prostu z mlekiem matki, a właściwie z mlekiem ojca - siwego zabawkarza Antoniego, który z mięciutkiego kawałka pluszu w kolorze lipowego miodu potrafił wyczarować najpiękniejsze zabawki na świecie. Pewnego dnia stworzył mnie i powiedział:
- Narodziłeś się po to, aby dawać radość!

Kot Czarownicy - W sklepie fr.3

W pierwszym tygodniu zasiadałem na najważniejszym miejscu, czyli na ladzie, tuż przy wielkiej kasie fiskalnej, która brzęczała głośniej od furgonetki nieuczciwego dostawcy towaru, i przy dorównującej jej rozmiarami drewnianej tabliczce z napisem: "Najnowszy model kota dla najnowocześniejszych czarownic!". Pani Jadzia w wolnych chwilach, czyli wtedy, kiedy nie było klientek w sklepie, uczyła mnie kocich sztuczek - miauczenia na zawołanie oraz robienia kociego grzbietu, tudzież ruszania ogonem na różne sposoby. O ile po tygodniu te dwie pierwsze sztuki opanowałem całkiem nieźle, to ruchy ogonkiem pozostawiały wiele do życzenia.
- Jesteś dziwnym kotem! - powtarzała pani Jadzia, ilekroć zamiast kocimi chrupkami, raczyłem się miodkiem, którego używała do przyrządzania wielu tajemnych mikstur, najczęściej do tej na błyskawiczne pojawienie się brodawek na nosie młodych czarownic. - Chciałabym cię jak najszybciej sprzedać, futrzaku!

30 maja 2020

Kot Czarownicy - W sklepie fr.2

- Ten jest jakiś wybrakowany - usłyszałem niezadowolony głos pani Jadzi, właścicielki sklepu. - Jesteś pewien, że to kot?
- O tak! To najnowszy gatunek stworzony dla potrzeb nowoczesnych czarownic! - zapewniał dostawca, przeliczając monety, które otrzymał za dostarczony towar. - Nie pożałuje pani! Te kociaki wszędzie sprzedają się jak świeże bułeczki - dodał. 
Potem szybko wskoczył za kierownicę swojej rozklekotanej furgonetki i zanim zdążyłem otrzepać kurz z futerka, samochód zniknął za zakrętem, a ja straciłem ostatnią szansę, aby wyjaśnić nieporozumienie i jak najszybciej dostać się do sklepu z zabawkami. 
- Chodź, futrzaku! - warknęła pani Jadzia. - Znajdziemy dla ciebie jakieś miejsce w moim sklepie. 

Kot Czarownicy - W sklepie fr.1

Mam na imię Fasolek i jestem małym pluszowym misiem, choć niektórzy nazywają mnie kotem Czarownicy, tylko nieco dziwacznym. Moja historia zaczęła się od pomyłki pewnego nieuczciwego dostawcy towaru, który zamiast do sklepu z zabawkami, czyli tam, gdzie zazwyczaj trafiają pluszowe misie, aby dzieci mogły je adoptować, dostarczył mnie do sklepu z produktami dla czarownic. Możecie sobie wyobrazić, jakie było moje zdziwienie, gdy po wygramoleniu się z pudełka, zamiast kolorowych pajacyków, lalek, piłek, klocków i innych pluszaków, ujrzałem całą górę szklanych kul, mnóstwo mioteł, różnej wielkości kociołków, buteleczek z tajemniczymi miksturami, czarodziejskich różdżek, błyszczących peleryn, dziwacznych kapeluszy ozdobionych cekinami i klatek z czarnymi kotami. Tych ostatnich było w sklepie najwięcej. Piętrzyły się prawie pod sam sufit. 

Końca śniadanka nie widać

Życzenia lubią się spełniać. Wczoraj były urodziny Martynki, a dziś Kacperka. Przedszkolaki ze zniecierpliwieniem czekają na koniec śniadanka, spieszą się, aby złożyć koledze życzenia i skosztować czekoladki z galaretką, które grzecznie czekają w kolorowej torebce. Dziś nikt nie grymasi, każdy śniadanko zjada chętnie - bułki z serkiem i kakao. Buzia bez przerwy się rusza, otwiera, zamyka, otwiera, zamyka, ząbki pracują bez wytchnienia, rączki podają jedzenie. Nikt nie rozmawia, nie wierci się, tylko jeden miś Kudłaty po sali chodzi, dzieciom zagląda do talerzy i wzdycha:
- Ech, końca śniadanka nie widać! Czekoladki gotowe się na nas obrazić...

28 maja 2020

Urodziny

Dziś Martynka ma urodziny. Wszyscy z tego powodu się cieszą. Przedszkolaki wraz z panią Kasią złożyły dziewczynce najserdeczniejsze życzenia, a Anulka wręczyła jej śliczną laurkę. Martynka jest szczęśliwa, stoi uśmiechnięta pośrodku sali z wielką torbą słodkości, a dzieci śpiewają wesołe "Sto lat".
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje  nam! - wraz z maluchami śpiewają zabawki.
Pajacyk Teofil fika na cześć Martynki fikołki, lalka Zuzia klaszcze w łapki, pacynka Klotylda serdecznie chichocze, aż jej warkoczyki podskakują, traktorek Adaś kręci kołami, a sowa pohukuje radośnie:
- Huuuu hu hu hu huuuu! Huuuu hu hu hu huuuu!
Jest odświętnie, wesoło i słodko!
- Ja to bym chciał, żeby w przedszkolu urodziny były co dzień - mówi z uśmiechem miś Kudłaty i tuli się do Martynki, potem mizia ją po nosku, ukradkiem zerkając do torebki z łakociami.

27 maja 2020

List

- Ciiichooo, ciiichooo... Pani Kasia pisze list! - powiedziała pacynka Klotylda.
Wszystkie zabawki umilkły jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki i z zaciekawieniem spojrzały na panią. Ojej, rzeczywiście! W przedszkolu nie ma już ani jednego dziecka, a pani, zamiast iść do domu, siedzi przy biurku i pisze.
- List? - zapytał pajacyk Teofil. - A skąd wiesz, że list? Może po prostu sobie coś pisze... no wiesz, tak dla przyjemności?
- Dla przyjemności pewnie też! Ale ja wiem, że to na pewno list... Miś Kudłaty mi powiedział! - odparła Klotylda.
- Kudłaty? - zdziwił się pajacyk. - A co on ma z tym wspólnego?
- A to, że pomaga pani - ciągnęła dalej swą opowieść pacynka. - List ma być o naszym przedszkolu, o dzieciach i oczywiście o nas.
Ojej, co za niezwykła historia! List o przedszkolu, dzieciach i zabawkach, hm... Tego jeszcze nie było!
- Wrym, wrym - zawarczał z radości traktorek Adaś.
- Huraaa! Pani pisze do nas list! List do nas o nas! Huraaa! - ucieszył się pajacyk Teofil, podskoczył jak na trampolinie i fiknął koziołka.
Każdy przecież lubi dostawać listy, zabawki też.
- Nie do nas, tylko do dzieci z innego przedszkola - tłumaczyła Klotylda. - No taaak - dodała, widząc pajacykową buzię otwartą ze zdziwienia.  - List do dzieci z innego przedszkola, żeby nas poznały i polubiły!
- Ahaaaa... - pokiwał głową pajacyk i usiadłszy na brzegu półki, zaczął uważnie śledzić ruchy pani.
Napisanie takiego listu to musi być bardzo trudne zadanie, pomyślał. Trzeba przecież ustawić literki w równiutkim rzędzie, jedna przy drugiej, by trzymały się za ręce, unikać błędów, wyrażać się pięknie, pilnować adresu i znaczków. Później szybciutko na pocztę, zanim listy ruszą w drogę. Ech, trudne zadanie, ale jakie piękne! Pani spogląda w okno, zastanawia się, uśmiecha i pisze znowu. Długopis tańczy po papierze, cały czas w prawo, powoli, obraca się niczym baletnica, krok do przodu, krok do tyłu, przyspiesza, dwa piruety i telemark. Pięknie! List prawie gotowy...
Ach, jak kolorowo! Rysunek bajka! A to się dzieci ucieszą! Dostać list w tak pięknie ozdobionej kopercie to marzenie każdego przedszkolaka. Ale zaraz, zaraz... cóż to za postać pani narysowała? Zielona czapka z pomponem, kubraczek, do tego elegancka kokarda w grochy, buzia okrągła, wesoła, policzki czerwone i takiż nosek, oczka czarne jak węgielki.
- Postać znajoma, hm... - stwierdził Teofil, drapiąc się po głowie.- Tak, tak, nie ulega wątpliwości, już gdzieś ją spotkałem!
- He he he - Roześmiała się pacynka Klotylda. - Teofil sam siebie nie poznaje!

Konkurs

- Ogłaszam konkurs na wykonanie najpiękniejszego bałwanka z plasteliny - powiedziała lalka Zuzia, otwierając duże pudełko z kolorową, mięciutką masą. Pomysł bardzo się spodobał zabawkom, a plastelina Bielinka aż zarumieniła się z radości, że to właśnie z niej powstaną konkursowe bałwanki. Ta Zuzia zawsze wymyśli coś ciekawego, pomyślał Kudłaty, wyskakując z koszyczka gotowy do stworzenia z plasteliny bałwankowego dzieła sztuki.
- Spokojnie, misiu, najpierw losowanie numerka stanowiska, przy którym będziesz pracował! - wytłumaczyła lalka.  
- A co będzie nagrodą dla zwycięzcy? - zapytał pajacyk Teofil, który lubił wszystko dokładnie wiedzieć i zawsze zadawał mnóstwo pytań, nigdy nie rezygnując z czekania na odpowiedź.
Pewnie słoiczek miodu, przemknęło przez myśl misiowi, kiedy rozgrzewał łapki, aby nie zmęczyły się w czasie zawodów.
- Nagrodą będzie niezwykły portret - odparła lalka Zuzia i zaczęła rozkładać na stole podkładki z tektury do wyrabiania plasteliny.
- Portret? - wnikał pajacyk, jakby nie dowierzając temu, co przed chwilą usłyszał.
- Taaak, portret - odpowiedziała swoim śpiewnym głosem Zuzia.
- A można wiedzieć, czyj to portret? - dopytywał Teofil.
- Jak to czyj? To oczywiste, mój! - rzekła oburzona Zuzia i dała sygnał do rozpoczęcia zawodów.

25 maja 2020

Kudłaty wraca do przedszkola

Kudłaty wraca dzisiaj do przedszkola. Jest mroźny ranek, a miś, ukryty w cieplutkich dłoniach pani Kasi, jedzie busem do przedszkola. Tylko mu główka z tej przytulnej kieszonki wystaje, reszta schowana, boi się zimna. Ze szczęścia błyszczą misiowi oczka, a serduszko bije mocno, tik - tik, tik - tik, jak oszalałe. Bardzo się stęskniło za dziećmi i nie może się ich doczekać. Tik - tik, tik - tik, coraz głośniej. Ojej, jedźmy szybciej! Pan kierowca prowadzi jednak auto ostrożnie. Uważnie patrzy na szosę, na znaki drogowe i na wskaźnik prędkości. Zatrzymuje się na czerwonym świetle, zwalnia przy przejściu dla pieszych i przy szkole. Leciutko naciska pedał gazu, hamulec i sprzęgło, zmienia biegi, czasem trąbi, podaje bilet. Bez pośpiechu, powoli, bezpieczeństwo pasażerów najważniejsze.
- Wrym wrym - naśladuje miś warkot silnika i dodaje nóżką gazu, przyspiesza, naciskając palec serdeczny pani Kasi.
Pani spogląda na Kudłatego. Ona jedna rozumie misia, uśmiecha się i drapie go za uszkiem.
Miś kierowcą? Świetny pomysł! Jedźmy, jedźmy, misiu! Dzieci na nas czekają!
Nagle hamulec i sprzęgło... Auto zatrzymuje się. Skończona jazda, mili państwo! Przystanek - przedszkole! 

Miś lepi bałwana

W górach mnóstwo śniegu i świeci piękne słoneczko. Miś wybrał się z panią Kasią na spacer, a że obydwoje uwielbiają zabawy na śniegu, postanowili ulepić bałwana. Najpierw pani położyła się na śniegu jak na mięciutkim materacyku, a potem zaczęła machać rękami i nogami niczym pajacyk. Chi chi, śmiał się miś wniebogłosy. Pani wyglądała bardzo śmiesznie. Oblepiona śniegiem przypominała bałwanka, a w miejscu, gdzie przed chwilą leżała, powstał śliczny orzełek o rozpostartych skrzydłach. 
- Wow! - zawołał zachwycony miś.
- To na szczęście - powiedziała pani i zabrała się za lepienie bałwana.  
Na początku utoczyła dwie duże śniegowe kule, później kładąc mniejszą na większą, zaczęła je ze sobą sklejać świeżym śniegiem. Kudłaty pracował nad trzecią kulą, z której miała powstać głowa bałwanka. Takie toczenie kuli to świetna zabawa! Turla się wesoło śniegowa piłeczka, najpierw w prawo, potem w lewo i znowu w prawo, tam, gdzie śnieżek najlepszy. Kula szybko zrobiła się duża i ciężka, aż misiowi zabrakło sił, by toczyć ją dalej. Pchał z całej siły, zapierał się nóżkami, a kula ani rusz, utknęła w miejscu. Na szczęście pani pomogła i razem skończyli dzieło, raz i dwa. Jeszcze tylko jeden obrót i główka gotowa. Bałwanek miał oczka i usta z owoców jarzębiny, nosek ze świerkowej szyszki, a włosy z suchych gałązek. Był śliczny i uśmiechał się do misia serdecznie, a miś do niego. 
Pani pstryknęła im zdjęcie.
- Pokażemy dzieciom w przedszkolu - powiedziała z uśmiechem.

24 maja 2020

W góry na narty

Miś Kudłaty jedzie w góry na narty. Plecak już pękaty, walizka nie chce się domknąć, a tu wciąż stosik rzeczy do zapakowania. Misiowy niezbędnik w podróży: skarpetki od pacynki Klotyldy, czapka narciarka w tęczowe paski, rękawice i kubrak, gogle, wełniany szaliczek, prezent gwiazdkowy od pani Kasi, torebka miodowych pierniczków, kołderka i podusia, obowiązkowo zdjęcie przedszkolaków. Tyle ważnych rzeczy do zabrania, a walizka jakby na złość za mała. Miś mocuje się z zamkiem, napręża mięśnie jak siłacz, skacze po wieczku. Oj, misiu, to nie trampolina! Turla się niczym piłeczka. Złości się i wzdycha. Na próżno! Nie da rady! Trzeba zrezygnować z wycieczki... 
- Pakowanie się to wielka sztuka - mówi pani z uśmiechem i zagląda do misiowej walizki.
Potem po kolei wyjmuje: plażową piłkę w grochy, parasol, kalosze i płaszcz przeciwdeszczowy, strój kąpielowy, słomkowy kapelusz, olejek do opalania, materac i pięć słoiczków miodu. 

23 maja 2020

Ekspres do kawy - Przyjacielu fr.41

Samotność przyplątała się do mnie jak ten bezdomny pies zeszłej jesieni - przyczołgała się prawie pod sam próg, wynędzniała i głodna, a kiedy otworzyłam drzwi, zaskomlała i spojrzała na mnie tak, że nie sposób było jej nie pogłaskać po poczciwym łbie. Odtąd wszędzie za mną łazi - z oddaniem liże moją dłoń szorstkim językiem, drżąc przy tym delikatnie.


22 maja 2020

Z górki na pazurki

Miś Kudłaty uwielbia zjeżdżać z górki na sankach. Ubrany w ciepły kubrak, w czapce narciarce wciśniętej na głowę prawie po same oczy, w goglach i w zawiązanym dookoła szyi szaliku, czuje się trochę jak kosmonauta, który za chwilę rusza na podbój wszechświata. Nic a nic się nie boi, choć góra stroma, najwyższa na osiedlu. Obok misia pani Kasia, okaz odwagi i sprytu, pilot pierwsza klasa. W czapce z wielkim pomponem i figlarnym uśmiechem na twarzy rozpędza sanki. Jeszcze tylko indiański okrzyk radości i szus w dół. Ojej, co za prędkość! Mkną sanki niczym rakieta, tylko wiatr w uszach świszcze i powietrze dech zapiera.
- Z drogi! Z drogi! - woła miś, zamykając oczy.
- Jupi! - krzyczy pani.
- Jupi! - wtóruje jej Kudłaty.
Z górki na pazurki! Świetna zabawa, śmiechu co niemiara i szczęście w misiowym serduszku.

W sklepie

- Święęęta, święęęta i po święęętach! - usłyszał miś Kudłaty, kiedy gramolił się spod paczuszek z herbatnikami.
Miś uwielbia chodzić na zakupy, a pani Kasia uwielbia go ze sobą zabierać. Przyjaciele właśnie tak postępują - razem spędzają czas, chodzą na spacery i na zakupy. Sprawia im to niewysłowioną radość. W sklepie zawsze jest wesoło, kolorowo i smacznie. Tutaj stoi regał z cukierkami, obok ciasta, serniczek i piernik z bakaliami, potem stoisko pełne czekolady, galaretek i budyni, a na końcu, tuż przy kasie, półka z konfiturami i miodkiem, rząd niedużych słoiczków ze ślicznymi nalepkami w pszczółki i ule. Mmmm... Po prostu raj dla misiów smakoszy!
- A dla kogo tyle słoiczków z miodem? - dopytuje ten sam głos, który jeszcze przed chwilą obwieszczał smutny koniec świąt.
Miś truchleje i chowa się między paczuszkami.
- Dla mnie i dla mojego misia - odpowiada z uśmiechem pani Kasia, wkładając do koszyczka kolejną paczuszkę lukrowanych pierników, przysmak misiów. 

21 maja 2020

Misia trzeba przytulić

Jeszcze wczoraj padał deszcz, a dziś zza chmur wyszło piękne słonko. Wesołe promyki łaskoczą misia po nosku, kiedy ten z nudów spogląda za okno na skaczące po parapecie wróbelki. Ptaki jedzą właśnie śniadanko i kłócą się przy tym co niemiara. Jeden drugiego dziobie, trzeci korzysta z nieuwagi czwartego, piąty popycha szóstego, siódmy piszczy wniebogłosy, a ósmy, no właśnie - ósmego nie ma, odleciał... Zamieszanie okropne, hałas olbrzymi, sypią się ptasie piórka, fruwają jak płatki śniegu! Oj, nieładnie, nieładnie tak się sprzeczać o drobiazgi, myśli Kudłaty i mocno zatyka łapkami uszy, odwraca oczy, a potem ukradkiem zerka pani Kasi przez ramię.  
- Hallo, miś się nudzi! - informuje zaczytaną panią. - Miś tęskni... Misia trzeba przytulić...

20 maja 2020

Tylko leniuchy...

Miś Kudłaty uwielbia świąteczne leniuchowanie. Ach, jak miło leżeć w wygodnym koszyczku i nic nie robić! Nic nie robić, o niczym nie myśleć, tylko głaskać się po pękatym brzuszku, jeść i dużo, duuużo spać! Właśnie schrupał kolejnego pierniczka, ze smakiem opróżnił miseczkę z ostatnich kropel miodku, westchnął z zadowoleniem i zaczął się układać na materacyku z zamiarem ucięcia sobie popołudniowej drzemki, gdy pani Kasia powiedziała:
- Idziemy na spacer!
Ojej, na spacer? Przecież pada deszcz i zimno, pomyślał, chowając się pod kołderkę. Nie ma misia! Spacer odkładamy na jutro!
- Świeże powietrze dobrze nam zrobi! - usłyszał. - Tylko leniuchy ciągle przytulają głowę do poduchy...

18 maja 2020

Przygotowania do Wigilii

Kudłaty od samego rana siedział w kuchni i pomagał pani Kasiu w gotowaniu. Trzeba przecież przygotować potrawy na Wigilię, a to nie lada zadanie. Najpierw kapustka z grzybami, potem zagniatanie ciasta na pierogi. Już całe futerko w mące, biały nosek i uszka przyprószone siwizną. Jeden pierożek, drugi, trzeci. Leżą w równiutkim rzędzie pękate, smaczne półksiężyce. Ojej, ale ciężka praca to klejenie pierogów, a tu w brzuszku zaczyna burczeć!
- A może zrobimy kutię? - zapytała pani Kasia, wyjmując z szafki słoiczek miodu i puszki z bakaliami.
Kudłatemu pomysł pani bardzo się spodobał. Uśmiechnął się tylko na znak zgody, pogłaskał po wydatnym brzuszku i hyc... do wielkiej miski z pszenicą, bo misie uwielbiają pomagać i gdy coś obiecają zrobić, od razu biorą się do roboty. 
- Ach, ty mój kochany pomocniku! - Roześmiała się pani Kasia. - Masz tu w nagrodę słoiczek po miodzie do wylizania.
Rozległo się tylko radosne:
- Mniam... 
 A łapka i pyszczek całe w miodzie!

17 maja 2020

Miś się gimnastykuje

Miś Kudłaty uwielbia sport.
- W zdrowym ciele, zdrowy duch! - powtarza zawsze pani.
Miś dobrze o tym wie i zawsze chętnie się gimnastykuje. Właśnie wędruje do sali gimnastycznej. Na przodzie pochodu kroczy pani Kasia, obok drepcze miś w czerwonym dresie, kapitan drużyny, a za nimi w równiutkim rzędzie niczym gąski maszerują przedszkolaki. Miło popatrzeć na ich dziarskie miny.
- Raz dwa trzy! Raz dwa trzy!
Nóżki wybijają równy rytm, rączki pracują na zmianę, prawa do przodu, lewa do tyłu, potem zmiana, prawa do tyłu, lewa do przodu.
- Raz dwa trzy! Raz dwa trzy!
Najpierw rozgrzewka. Dzieci podskakują w miejscu jak kangurki, kic kic, z jednego miejsca na drugie. 
- Kic kic - powtarza za dziećmi miś. 
Potem bieg w kółeczku. Miś toczy się zwinnie jak piłeczka. Trzy piruety i znowu podskoki, kic kic. Teraz przysiady, raz,, dwa trzy, cztery, pięć. Trzeba pomachać rączkami, zrobić nóżkami nożyce i hopsasa do zabawy w jeżyka. 
Ojej, wystarczy, misiowi kręci się już w głowie, brakuje tchu!
- Uffff...- wzdycha i kładzie się na materacyku.
Zmęczył się biedaczek, nie ma siły wstać. Przydałaby się miseczka miodu na pokrzepienie.


Pluszak potrzebny od zaraz

Miś Kudłaty uwielbia spać. Dzieci już dawno w przedszkolu, słychać ich gwar, śmiech i przekomarzania. Pani kucharka Ewa stuka garnkami. Woźny głośno łopatą odgarnia śnieg z chodnika. Z oddali dobiega warczenie samochodowego silnika i szczekanie psa. Misiowi nic nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, pomaga. Nadal śpi mocno i smacznie, tylko mu uszy spod kołderki wystają. Ach, jak miło leżeć w ciepełku, zwłaszcza, że na dworze srogi mróz! Owszem, czasem trzeba przekręcić się z boczku na boczek, uśmiechnąć, podrapać po brzuszku albo poprawić pod głową podusię, ale potem znowu można spać. Leżeć, grzać się i śnić. Właśnie miś ma piękny sen. Jest w fabryce miodowych pierniczków. Siedzi nad ogromną beczką miodu i zanurza ciasteczko w przysmaku, oblizuje się, uśmiecha i już zamierza schrupać to słodziutkie cudo, istne dzieło sztuki, gdy słyszy:
- Kudłaty! Kudłaty! Wstawaj, nooo wstawaj! Zbudź się, śpiochu!
Ojej, co się dzieje? Miś przeciera oczy. Miodowe ciasteczko natychmiast znika w mroku, a w jego miejsce pojawia się niekształtny nochal pajacyka Teofila.
- Wstawaj, Kudłaty! - nalega nochal jak natrętna mucha. - Wstawaj! Pluszak potrzebny od zaraz! Anulka płacze, brzuszek ją boli, nic nie pomaga, pani Kasia w rozpaczy!
W rozpaczy? Ciasteczko? Pluszak? Brzuszek? Anulka? Pani Kasia? Ojej, Anulkę brzuszek boli! Szybciutko na pomoc! Miś zrzuca kołderkę, zrywa się z łóżka i pędzi, pędzi, pędzi, cały cieplutki, mięciutki, słodziutki jak plasterek miodu, spragniony przytulania. Brzuszek już nie boooli, już dobrze... Anulka uśmiecha się, a miś szczęśliwy. 

16 maja 2020

Miś kocha czytanie

Pani Kasia co dzień czyta dzieciom bajeczkę. Obowiązuje wtedy szczególny rytuał. Trzeba cichutko usiąść po turecku w kole, podeprzeć brodę rączką i nastawić uszy, najlepiej obydwa, prawe i lewe. Nigdy nie wiadomo, którym uszkiem postanowi wlecieć do głowy bajkowa opowieść. Podczas czytania książeczek wszystkie zabawki mają wolne - klocki leżą wygodnie w pudłach, samochody stoją w przedszkolnym garażu, a maskotki siedzą na półce i słuchają bajki. Miś Kudłaty uwielbia te chwile. Z uwagą wsłuchuje się w cieplutki głos pani Kasi i marzy... 
- W Stumilowym Lesie o tej porze jest pięknie - czyta pani półgłosem, a Kudłaty zamyka oczy.
Tak, w Stumilowym Lesie jest pięknie, kolorowo, wesoło i smacznie. Oto ścieżka do domku Kubusia Puchatka. On zawsze cieszy się z odwiedzin. 
- Jeden, dwa, trzy..., sześć..., dziesięć! - wspólnie liczą beczułki z miodem w misiowej spiżarni. 
Potem ustawiają na stole kubeczki z przysmakiem, półmisek pierniczków, siadają, chrupią i głaszczą się po brzuszkach z zadowoleniem. 
- Wiesz, Kudłaty... - mówi Puchatek na pożegnanie. - Ta samotność całkiem miła, kiedy jesteśmy razem. 
Pani Kasia zamyka książkę, uśmiecha się do misia. 
Miś kocha czytanie... 

15 maja 2020

Wesołych Świąt

Tego ranka miś Kudłaty spał długo. Było już dawno po śniadaniu, a on otulony ciepłą kołderką wciąż śnił o miodowych piernikach, które dzieci przygotowały poprzedniego dnia. Ciasteczek było mnóstwo, cała góra, a każde śliczne, chrupiące, ozdobione lukrem. Właśnie miś z zadowoleniem sięgał po kolejny smakołyk, aby schrupać go ze smakiem, gdy w drzwiach przedszkola stanął listonosz Onufry i zakręcając sumiastego wąsa, rzekł:
- Ho ho, Wesołych Świąt! Mam dla was kolejną kartkę świąteczną! 
- Hura! - zawołały gromko dzieci.
To właśnie ten okrzyk zbudził misia ze snu. Góra pierników rozpłynęła się niczym poranna mgiełka, a w jej miejsce pojawiło się burczenie w brzuszku i ogromne pragnienie schrupania czegoś słodkiego. Kudłaty przeciągnął się i ziewając jak hipopotam, wyjrzał z koszyczka. To, co ujrzał, sprawiło, że zamiast rozgniewać się na dzieci, poczuł się bardzo szczęśliwy. Na przytwierdzonym do ściany łańcuszku, obok innych, kolorowych kartek świątecznych, wisiała nowa, przedstawiająca misia w mikołajkowej czapce z zadowoleniem chrupiącego lukrowany pierniczek.
- Wesołych Świąt, misiu! - powiedziała z uśmiechem pani Kasia.
- Wesołych Świąt - szepnął.

14 maja 2020

"Miś i czarodziejka" rozdz. I - "O tym, jak zostałem sławnym pisarzem" fr.2

Dedykujemy Uczniom kl. IIc SP w Brzezinach
Autorki: Ania i Alka
- Wiem, że Porzucek jest grzecznym misiem i bardzo, bardzo kochanym... - powiedziała pani Ania. - Dla komarów nie ma to jednak najmniejszego znaczenia! - dodała, smarując maścią bąble na mojej pupie.
Troszeczkę głupio mi było przed dziećmi, że pozwoliłem pokłuć się tym małym, zjadliwym bestiom, lecz moja czarodziejka mocno mnie przytuliła i szepnęła do ucha, że nie mam, czego się wstydzić, bo każdemu mogło się to przytrafić. Od razu poczułem się lepiej! A pani Ania ogłosiła wszem i wobec:
- Komary są bardzo pożyteczne!

Jak to komary są pożyteczne? Ojej, co ta pani mówi? Byłem już gotowy zgodzić się z twierdzeniem, że pożyteczne są pająki! W końcu to artyści, a tych nikt nigdy nie zrozumie, nawet ja - miś Porzucek! Przyznać jednak muszę, że ich sieć to prawdziwe dzieło sztuki! Przypomniałem sobie nawet, że pani Ania niczym prawdziwa pajęczyca też utkała kiedyś z włóczki coś w rodzaju pajęczyny. Nazwała to kocykiem. Tak, kocykiem! Nie wierzycie? Pomogły jej w tym dwie czarodziejskie różdżki i zaklęcie: czary mary, ścieg nieznany, hura, bura, kocyk udany! Był milusi, ciepły i miękusi jak policzki mojej czarodziejki. Przypominał sieć pajęczą, lecz był od niej dużo piękniejszy. Tak, z całą pewnością pająki bywają pożyteczne, zwłaszcza wtedy, gdy są natchnieniem dla czarodziejki! Ale komary na pewno nie! Co to to nie! Dzieci też się zdziwiły tym, co powiedziała pani Ania. - Proszę panią, to niemożliwe! Komary są wstrętne! - zaprotestował Nikolas. - Wstrętne i już! - Zaatakowały Porzucka, choć on nie zrobił nic złego! - przypomniał Leszek. - I roznoszą choroby! - oznajmiła Julka tonem eksperta. - Oglądałam kiedyś film o chorobach tropikalnych...
Ach, te dzieciaki! Jakie one są mądre i dobre! Superdziewczyny i superchłopaki! Tak, Nikolasie, komary są wstrętne! Masz rację, Leszku, jak można było tak źle potraktować strażnika lasu? A fe, nieładnie! Julko...
Ojej! Co to są choroby tropikalne? A co jeśli komary, kłując mnie w pupę, przeniosły je na mnie? Pani Aniu, ja chcę do szpitala! Chyba jestem chory! Te bąble swędzą coraz bardziej, a maść nie pomaga! Ratunku! Koniecznie musi obejrzeć mnie lekarz!
Byłem zrozpaczony i bałem się jak nigdy...
- Spokojnie, mały... Polska to nie tropiki! - Poklepał mnie po ramieniu Obieżyświat. - Ukłucia naszych komarów są nieszkodliwe! - Na pewno? - zapytałem z niedowierzaniem. - A czemu te bąble tak swędzą? - Poswędzą i przestaną! - zapewnił Obieżyświat. - Komary, które przenoszą choroby groźne dla ludzi, zwierząt i misiów, mieszkają w miejscach, gdzie jest bardzo gorąco i wilgotno, na przykład w amazańskiej dżungli. Wiedziałem, że Obieżyświat mówi prawdę. Podróżując po całym świecie, zdobył rozległą wiedzę i na komarach na pewno zna się doskonale! - A czy komary są pożyteczne? - dociekałem, próbując wybadać, czy pani Ania ma rację.
 Oj, mały, jak ty nic nie rozumiesz! - roześmiał się Obieżyświat. - W przyrodzie pożyteczne jest wszystko, nawet komary!
Nawet komary? Ach, moja czarodziejka miała więc rację!
- Komary są pożyteczne, ponieważ żywią się nimi ptaki, pająki i nietoperze - tłumaczyła dzieciom pani Ania. - A komary chłopaki, jedząc nektar kwiatów, przy okazji zapylają je równie skutecznie jak pszczoły i trzmiele...
Ojejku, aż wierzyć się nie chce, że te małe, zjadliwe bestie, które napadły mnie i dotkliwie pokłuły, są tak użyteczne!
- Więc dlaczego zaatakowały Porzucka? - dochodził prawdy Nikolas. - To zwyczajni zbóje, proszę panią!
- Po części masz rację, Nikolasie - przytaknęła pani Ania. - Komarzyce atakują po to, aby ukraść nam krew, której potrzebują do złożenia jaj.
- Tak, mają do tego specjalną strzykawkę! - zawołał Szymonek. - Wbijają igłę w skórę i wysysają krew jak wampir!
Zabrzmiało strasznie, aż przeszły mnie ciarki, a serce zaczęło mi skakać w piersi jak kangurzątko, kic kic, kic kic. Pani Ania roześmiała się tylko i wziąwszy mnie na ręce, zajrzała mi w oczy.
- Już dobrze, misiu... - szepnęła. - Niczego się nie bój. Ja cię ochronię.
Pachniała tak jak ja, kocimiętkną, i głaskała mnie po pyszczku tak delikatnie, tak czule, że przestałem się bać. Przypomniałem sobie za to, jak razem oddawaliśmy krew...
Pani Ania zabrała mnie wtedy do wielkiej kosmicznej rakiety, w której podłączony do specjalnej aparatury, podzieliłem się z chorymi dziećmi tym, co mam najcenniejszego - życiem. Tak, życiem! Musicie wiedzieć, że krew to właśnie życie! Jest wielkim skarbem! Cenniejszym od złota, od diamentów i ciężarówki pełnej pieniędzy! Nie dziwię się, że komary zbóje chciały mi ten skarb ukraść.
- Dasz radę pójść dalej, misiu? - Z zamyślenia wyrwał mnie zatroskany głos pani Ani. - Jeśli chcesz, możemy przerwać wycieczkę i wrócić na parking do autobusu! - Proszę panią, ja będę niósł Porzucka! - zaofiarował się Aleks. - Wezmę go na barana! On jest leciutki jak piórko! - Pomogę Aleksowi - oznajmił Szymon. - Jeśli będzie trzeba, z gałęzi leszczyny skonstruujemy nosze - dodał, rozglądając się po lesie w poszukiwaniu odpowiedniego materiału. - Z tymi noszami to świetny pomysł! - zawołał Mateuszek. - Zrobimy je w trymiga! Prawda, Szymon? - Pewnie! - przytaknął klasowy konstruktor sprzętu medycznego. - Wystarczą dwa długie patyki, chustka albo bluza i nosze gotowe!
Przyznać muszę, że pomysł ze zrobieniem dla mnie noszy bardzo mi się spodobał. Mógłbym leżeć na nich i jak król wydawać rozkazy: "Proszę mnie powachlować, bo słoneczko za mocno praży" albo "Zgłodniałem... Czy ktoś mógłby przynieść mi miodku z leśnej pasieki?" O tak, Szymonku, skonstruujmy nosze!
- Chłopcy, nie ma takiej potrzeby! - stwierdziła pani, zanim zdążyłem się odezwać. - Widzę, że Porzucek ma się dobrze!

Ma się dobrze? Akurat! A bąble po ukłuciach komarzych igieł? A serduszko, które bije jak oszalałe? A brzuszek, który domaga się miodku od leśnych pszczółek? To się nie liczy?
- Nie ma co zwlekać, idziemy! - oznajmiła pani. - Przed nami jeszcze daleka droga i mnóstwo atrakcji.
Nie było wyjścia, musiałem odrzucić marzenia o wylegiwaniu się na noszach i smakowaniu miodku z leśnej pasieki. Gdy moja czarodziejka coś postanowi, choćby wiało i grzmiało, a miodek płynął szerokim strumykiem wprost do misiowego pyszczka, nie zmieni zdania. Czarodziejka uparciuch!
- Proszę panią, tutaj jest żaba! - zawołała nagle Madzia. - Zielona jak listek!
- Jejku, jaka maleńka, jaka cudna! - rozczuliła się Wikusia. - Nie bój się, maluchna, nie bój...
- Pocałuj ją, a zamieni się w księcia! - zadrwił Leszek. - Na co czekasz? Całuj!

- A żebyś wiedział, że pocałuję! - odpowiedziała mu z przekorą dziewczynka. - Chodź, maleńka, no chodź...
Książę zaklęty w żabę zatrzymał się na chwilę, potem podskoczył jeszcze raz i zamarł w bezruchu.
- Chyba zastanawia się nad twoją propozycją! - zachichotał Leszek. - Księżniczka Wiktoria i książę Żabol, ha ha ha!
Nie podobało mi się zachowanie Leszka. Oj, nieładnie tak żartować z koleżanki! A fe, Leszku! Zobaczysz, nikt nie będzie chciał się z tobą bawić ani wędrować w jednej parze podczas wycieczki!
- Wolę księcia Żabola niż ciebie! - odcięła się Wikusia. - Żabki są miłe i pożyteczne, a ty... ty...
Nie dowiedziałem się, kim jest Leszek, bo pani Ania przerwała Wikusi w pół zdania. Wiem, nieładnie jest komuś przerywać, tym jednak razem każdy odetchnął z ulgą, bo podobnie jak ja nikt nie chciał znać końca tej koleżeńskiej sprzeczki.
- A wiecie, że w Japonii żabki uważa się za symbol szczęścia? - oznajmiła pani.
- Tak jak znalezienie czterolistnej koniczyny? - zdziwiła się Julka.
- Albo spotkanie kominiarza! - dodała z radością w głosie Zuzia.
Natychmiast zapomniałem o swędzących bąblach na pupie i zacząłem uważnie przyglądać się żabce próbującej za wszelką cenę wtopić się w tło. Madzia miała rację, żabka była zielona niczym wiosenny listek i miała duże wyłupiaste oczy, lecz w niczym nie przypominała czterolistnej koniczyny ani tym bardziej kominiarza Ricziego, znajomego pani Ani, który potrafi, jak mało kto w okolicy, wspinać się po dachach i czyścić komin. Tak, kominiarz Riczi jest zwinny jak Spider - Man, czyli bardziej przypomina pająka niż księcia zaklętego w pokraczną żabę. Ojej, i pomyśleć, że obydwoje przynoszą szczęście! Dla mnie bomba! Ach, świat jest taki niesamowity!
A czy miś może zostać kominiarzem? Oczywiście! Mogę zostać kim zechcę! Jako kominiarz mogłbym wspinać się na dach pszczółkowego domu i czyścić z miodu jego komin. O tak, byłbym wspaniałym mistrzem kominiarskim, mięciutkim i słodkim! Miś Porzucek kominiarzem! Hm... Brzmi świetnie! Nosiłbym czarny mundur z mnóstwem srebrnych guzików, piękny cylinder na głowie i specjalną szczotkę na ramieniu, do czyszczenia ula z miodku ma się rozumieć. Pani Ania zawsze powtarza, że w czarnym mi do twarzy, i ja się z nią zgadzam. W mundurze byłbym misterem wśród kominiarzy! 
Mógłbym także przebrać się za księcia zaklętego w żabę. W zielonym kostiumie na pewno prezentowałbym się pierwszorzędnie i kto wie, może wtedy spotkałbym swoją księżniczkę? Czy misie tak jak żabki, koniczyny i kominiarze przynoszą szczęście? Moja czarodziejka mówi, że jestem jej kochanym Wielkim Szczęściem. Tak, kochanym Wielkim Szczęściem, takim, które potrafi zmienić serduszko w skowronka śpiewającego nad łąką pełną kwiatów! 
- Ona chyba umarła, bo wcale się nie rusza! - usłyszałem przejęty głos Tomaszka.
- Proszę panią, ta żabka zmieniła kolor! - zawołała z entuzjazmem Gabrysia. - O! Widzicie? Przed chwilą była zielona jak listek, a teraz jest brązowa!

Dzieci pochyliły się nad zaczarowaną żabą i zaczęły jej się przyglądać z uwagą, lecz ona ani drgnęła. Była jak wykuty z brązu pomnik stojący przy leśnej ścieżce. Ja jednak wiedziałem, że bacznie nas obserwuje i tylko czeka na odczarowanie. Leszek miał rację, to musi być książę zaklęty w żabę! Wystarczy dać mu buziaka, a stanie się na nowo człowiekiem!
- Tak, umarła... - obstawał przy swoim Tomaszek. - Nie oddycha... Chyba serce pękło jej ze strachu...

- Spokojnie, Tomaszku! Ona żyje! - Roześmiała się pani. - Po prostu boi się nas i robi wszystko, żeby stać się niewidzialną!


A to żabusia spryciula! Zarzuciła na siebie czarodziejską pelerynkę, żeby zniknąć! Doskonale ją rozumiałem. Ja też chciałem kiedyś zniknąć na zawsze... Tak, na zawsze! No może trochę przesadziłem! Chciałem zniknąć na chwileczkę. To było wtedy, kiedy w poszukiwaniu słoiczka z miodem strąciłem na podłogę ulubiony kubek mojej czarodziejki, a potem zamiast do tego się przyznać, szybko posprzątałem skorupki, żeby zatuszować wypadek. Gdy prawda wyszła na jaw, pragnąłem stać się niewidzialny - ukryłem głowę pod podusią Miękusią i udawałem, że nie istnieję, a serduszko biło mi jak oszalałe. I właśnie bicie tego serduszka zdradziło pani Ani gdzie jestem. Długo potem siedzieliśmy razem na kanapie - ja niewidzialny, a moja czarodziejka obok z herbatką w szklance. Bycie niewidzialnym jest trudne nawet dla takiego misia jak ja, a co mówić dla malusiej żabki...


- To rzekotka drzewna - oznajmiła pani. - Umie zmieniać kolor i dzięki temu umiejętnie wtapia się w tło. Poza tym świetnie wspina się po drzewach!
- To tak jak ja! - stwierdził Maks.
- I ja! - dorzuciła Julka.
- Tak, to prawdziwa akrobatka! We wspinaniu się po drzewach jest prawie tak samo dobra jak wy - przyznała pani. - Ale to nie wszystko, w trajkotaniu też wam dorównuje!
- Proszę paaanią... - oburzyli się wszyscy.
- Tak, to najgłośniejsza żaba w lesie! Nie rechocze ani nie kumka, tylko trajkocze! - Roześmiała się pani. - Bywa słyszana nawet z odległości kilometra!


A potem stało się coś niesamowitego! Moja czarodziejka spojrzała z niepokojem na niebo i obwieściła, że wkrótce zacznie padać deszcz i powinniśmy się spieszyć. Wszyscy zdziwili się, że pani tak doskonale zna się na pogodzie, a ona rzekła:
- W dawnych czasach, kiedy jeszcze nie było urządzeń do obserwacji pogody, to właśnie rzekotki uważano za jej przepowiadaczki!
- Fiu fiu, te rzekotki są jak barometr! - powiedział z uznaniem w głosie Aleks.
- Tak, Aleksie, potrafią wyczuć nadchodzące zmiany w pogodzie - tłumaczyła pani. - Gdy świeci słoneczko, siedzą wysoko na drzewach i polują na owady, a gdy pada deszcz, spacerują w leśnym runie.


13 maja 2020

Teofil - cierpliwy pajacyk

- Co z tym Nowym Rokiem? Miał przyjść niebawem, święta za pasem, a jego wciąż nie ma! - niecierpliwił się pajacyk Teofil, wyglądając przez okno.
Na zewnątrz jak okiem sięgnąć zima. Wszystko w świeżutkiej bieli, i plac zabaw, i drzewa, i karmiki dla ptaków, i miotła pana woźnego, i kosz na śmieci. Nawet bałwanek Pucuś stojący od wczoraj na trawniku ma cały marchewkowy nosek w śniegu. Bieli całe mnóstwo, jakby ktoś nagle okrył świat puchową pierzynką.
- Ojej, ale pięknie! Jak w bajce! - pisnęła zachwycona lalka Zuzia.
- Pięknie, pięknie, dziewczęce gadanie, a Nowego Roku jak nie było tak nie ma! - marudził dalej pajacyk.
- Cierpliwości, Teofilu! Najpierw Święta, a potem Nowy Rok - uspokajała sowa Berta.
- A może, czekając na nowy Rok, zrobilibyśmy listę noworocznych postanowień? - zaproponowała pacynka Klotylda.
Zabawkom pomysł koleżanki bardzo się spodobał. Szybciutko zabrały się do pracy. Jedna przed drugą zgłaszały swoje propozycje. Kredka Kropka dokładnie spisywała każde słowo. Na koniec pacynka Klotylda głośno odczytała wszystkie zobowiązania. Dźwig Zenuś postanowił mniej dźwigać, koparka Zosia mniej kopać, wiewiórka Matylda więcej jeść orzeszków, a lalka Zuzia częściej przeglądać się w lustrze.
- Oj, głuptasy, głuptasy! - roześmiała się sowa Berta. - Noworoczne postanowienie to rodzaj zobowiązania, że zrobi się coś, co na pewno nie jest łatwe w realizacji. Może trzeba będzie z czegoś zrezygnować, coś komuś ofiarować. Ukończenie zadania daje jednak dużo radości zarówno temu, kto się podjął jego wykonania, jak i tym, którzy go wspierali.
- Więc jeżeli ja zobowiążę się być cierpliwy i wytrwam w postanowieniu, to sprawię tym radość również wam? - zapytał pajacyk, pocierając swój nosek podobny do kartofelka.
- Tak, Teofilu, będziemy się cieszyć wtedy wraz z tobą - odparła sowa z uśmiechem.
- No to do dzieła! - zawołał pajacyk, a kredka Kropka zapisała: "Teofil - cierpliwy pajacyk".


12 maja 2020

Lalka Zuzia i jasełka

- Adaś, pożycz mi swoją przyczepkę - poprosiła lalka Zuzia, przeglądając ubranka w szafie.
- Przyczepkę? A po co ci ona? Co warta przyczepka beze mnie? - zdziwił się traktorek.
- Zrobimy z niej żłobek dla dzieciątka - odparła lalka, nie przerywając garderobianych porządków.
- Żłobek dla dzieciątka? - zdziwiły się zabawki.
- Tak, dla dzieciątka! W tym roku to my przygotujemy jasełka dla naszych przedszkolaków - rzekła, okrywając głowę białą chustą. - Już postanowione, miś Puszek będzie dzieciątkiem, ja jego matką, a wy... no cóż, w tym przedstawieniu jest wiele ważnych ról.
Ojej, ale fajny pomysł z tymi jasełkami, pomyślał miś, który uwielbiał niespodzianki. Pani Kasia dopiero się zdziwi, gdy nas zobaczy na scenie! Co roku przecież to ona wystawia wraz z dziećmi bożonarodzeniową szopkę, tym jednak razem zabawki ją ubiegną i same coś przygotują. Od czego by tu zacząć?
- Najpierw zrobimy kostiumy i dekorację, potem przyporządkujemy role, zaczniemy próby i ogłosimy wielki finał - przedświąteczny występ przed całą przedszkolną grupą.
Pajacyk Teofil został św. Józefem, w długiej, białej koszuli nocnej pacynki Klotyldy i zmierzwionej brodzie z anielskich włosów wyglądał dostojnie. Lalka Zuzia w błękitnej sukni i chuście na głowie z przejęciem pochylała się nad żłobkiem, w którym, otulony mięciutką kołderką, leżał miś Puszek, dzieciątko wyczekiwane przez wszystkich ludzi na świecie. Cóż za wzruszająca scena!
- A to się dzieci ucieszą - powiedziała sowa Berta, rozkładając anielskie skrzydła.
Traktorek Adaś został jednym z pasterzy. We właściwym momencie wraz z koparką Zosią i dźwigiem Zenkiem podążył za gwiazdą do ubogiej stajenki, którą na czas jasełek stał się domek lalek. Pacynka Klotylda w zdobionej cekinami szacie i pięknym naszyjniku, wiewiórka Matylda w koronie na głowie i złota kredka Ola po przybyciu do stajenki złożyły pokłon dzieciątku, ono zaś uśmiechnęło się do nich słodko, widząc wśród podarków słoiczek pełen miodu.

Miś Piotruś

Teraz to już na sto procent święta, pomyślał miś Piotruś, patrząc na uwijające się przy choince dzieci. Uwielbiał świąteczną krzątaninę. Te wszystkie miłe dla noska zapachy, widok smakowitych potraw, piękne kolędy i życzenia sprawiały, że czuł się najszczęśliwszym misiem na świecie.
Drzewko było niewielkie, sam wierzchołek sosenki, którą w pobliskim lesie złamał wiatr, ale tak piękne i pachnące, że wszystkie przedszkolaki ochoczo zabrały się do strojenia go w błyskotki. Pani Kasia położyła na stoliku ozdobione lukrem pierniki i pudła pełne kolorowych bombek, pajacyków, aniołków, gwiazdek i łańcuchów.
- A cukierki? - zapytał pajacyk Teofil, uważnie śledząc każdy ruch pani.
Rzeczywiście, bez cukierków ani rusz. Na choince powinno być ich całe mnóstwo, a tu ani jednego! Z pomocą przyszła pani dyrektor, która niczym Święty Mikołaj nagle pojawiła się w drzwiach z torbą pełną cukierków.
- O! To się rozumie! - zawołał Teofil, fikając z radości koziołka.
Dzieci wieszały ozdoby, a pani Kasia im pomagała. Najpierw lampki i zawinięte w sreberko orzechy, potem cukierki w barwnych, błyszczących papierkach, złote bombki, (oj, tylko ostrożnie, bo szklane!), gwiazdeczki, uśmiechnięte aniołki, pajacyki na sprężynkach, kokardki i srebrzyste łańcuchy, a na końcu... na samym czubku choinki zabłysła śliczna gwiazda.
- Ojej! Ale cudna... - westchnął z zachwytem miś.
- I słodka - uśmiechnął się Teofil.

10 maja 2020

Miś Uszaty

- Z drogi, z drogi, bo jadą pierniczki! - zawołał traktorek Adaś, wjeżdżając do sali z pełną przyczepą aromatycznych przysmaków.
Pierniczki upiekła pani kucharka Ewa, ale ciasto przygotowały przedszkolaki. Zaczęło się od tego, że pani Kasia, wchodząc rankiem do przedszkola, powiedziała:
- Dzieci, mam dla was niespodziankę! Przygotujemy dzisiaj pierniczki! Część przysmaków powiesimy na choince, a resztę będziecie mogły zabrać do domu.
- I schrupać! - ucieszyła się Martynka.
- Tak, schrupać - potwierdziła pani z uśmiechem.
Wszystkie dzieci aż podskoczyły z radości. Zaczęła się krzątanina. Najpierw przedszkolaki dokładnie wyszorowały stoliki i umyły rączki, potem założyły piękne kucharskie fartuszki i czepki. Każdy wyglądał jak prawdziwy piekarz. Pani kucharka położyła na stolikach drewniane stolnice i produkty potrzebne do przyrządzenia ciasta: mąkę, jajka, masło, śmietanę, cukier, przyprawę do piernika, proszek do pieczenia, kakao i miód.
- Mmmm, pyszny miodek - Uśmiechnął się miś Uszaty do słoiczka pełnego jasnobrązowego, słodziutkiego przysmaku. - Mmmm...
- Oj, ty łakomczuszku! - Pogroziła mu żartobliwie sowa Berta.
- Uwielbiam miodek - szepnął rozmarzonym głosem miś. - A czy będę mógł wylizać słoiczek?
- No pewnie że tak! Ale teraz zabierajmy się do roboty, nie ma leniuchowania! - zawołał pajacyk Teofil, wskakując do miski z mąką. Zanim pani Kasia go uratowała, cały się ubrudził i wyglądał jak śnieżnobiały bałwanek.
- Ha ha ha! - Zachichotała lalka Zuzia, dosypując do mąki proszku do pieczenia.
Wkrótce ciasto było gotowe, pięknie rozwałkowane, w sam raz na pierniczki. Pani Kasia rozdała dzieciom foremki. Kamilka wycinała gwiazdki, Anula serduszka, Mateuszek samochodziki, a Miłoszek zajączki. Pani kucharka wstawiła ciastka do pieca, a kiedy się upiekły, przedszkolaki pięknie je przyozdobiły lukrem.
- Ojej, ale śliczne te pierniczki! - powiedział miś Uszaty, wylizując łapką miodek ze słoika.
- A jak cudnie pachną! - zawołał pajacyk Teofil.

09 maja 2020

Miś Kudłaty

- Ojej, co to się dzisiaj dzieje w przedszkolu? - zdziwił się miś Kudłaty, z ciekawością wyglądając z koszyczka.
Dzieci siedziały przy stolikach i pracowały jak mróweczki. Natalka wycinała z kartonu gwiazdki i ozdabiała je błyszczącymi cekinami, Czaruś przyklejał aniołkowi skrzydełka, Amelka kleiła łańcuch, a pani wyjęła z pudełka cudne, kolorowe kule przystrojone złotym i srebrnym brokatem.
- Jak to co? Dzisiaj choinka! - zawołał pajacyk Teofil, który właśnie przejeżdżał obok koszyczka swoim czerwonym, sportowym autem. - Najprawdziwsza choinka!
- Choinka? A co to takiego? - zapytał miś, wytrzeszczając czarne jak węgielki oczka.
- No co ty, Kudłaty, nie widziałeś choinki? - zaśmiał się Teofil. - Nie żartuj nawet!
- Nie widziałem - odparł z prostotą miś.
- Ech, skąd ty się urwałeś, bracie? - zachichotał pajacyk.
- Ha, ha, chyba z choinki! - zatrąbił samochodzik Adaś.
- Nie, nie z choinki... z wieszaczka w centrum handlowym - rzekł Kudłaty, uśmiechając się do wspomnień. To był najpiękniejszy dzień w jego życiu, kiedy pani Kasia wypatrzyła go w sklepie i zabrała do domu.
 - Czy ktoś wreszcie powie mi, co to jest choinka? - zapytał.
- Choinka to śliczne, kolorowe bombki, w których można się przeglądać - powiedziała lalka Zuzia.
- I długi, srebrny łańcuch - zaszczebiotała pluszowa kotka Pusia.
- I mieniące się w świetle lampek anielskie włosy - dodała sowa Berta.
- Cukierki, ciasteczka i orzechy! - pisnęła wiewiórka Matylda.
- I piękny zapach lasu - westchnęła lalka Zuzia. - Tak, zapach choinki jest bardzo ważny!
- Z choinką jest zawsze weselej i tak... tak jakoś inaczej - szepnęła pacynka Klotylda.
- Magicznie - dokończył Teofil. - Zresztą sam zobacz już wkrótce!


Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...