30 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.14 - Złe moce

- Nic nie wiem o konopiach - bąknął, czując ogarniającą go niemoc. - Nie zasadziłem ich w ogrodzie. To pomyłka jak wszystko inne...
Nagle głos mu się załamał. 
- Ech - westchnął głęboko i umilkł.
Co tu było mówić więcej, kiedy czuł, że byle słowem z tego się nie wykaraska. Wygląda na to, że wszystkie złe moce sprzysięgły się przeciwko niemu. Zresztą, te dobre też nigdy nie były po jego stronie. Omijały Rycha, jakby był trędowaty. Odkąd pamięta, każdy drobiazg wymykał mu się z rąk, przelatywał obok nosa niczym zapowiedź wygranej. Sukces jednak nigdy nie nadchodził. Szczęście nie chciało się do niego uśmiechnąć ani razu. Dziewczyna, w której podkochiwał się na studiach, wyszła za mąż za jego najlepszego kumpla, przy czym sam ich ze sobą poznał. Rodzice zapisali mu w spadku, zamiast pięknej willi w centrum, starą, zagrzybioną chałupę na przedmieściu, same z nią kłopoty, ciągle musi do rudery dokładać, a i tak sypie się, jakby wybudowano ją z samego piasku. Pazerna siostrunia zagarnęła działkę i nowiutkiego volkswagena, jemu zaś wściubiła rozklekotanego poloneza i parę groszy rekompensaty. I tak całe życie. Ciągle tylko tracił, zyskiwali zaś inni. Nienawidził tych cholernych burżujów. Nic nie robią, a los jest dla nich zawsze łaskawy, podsuwa pod wypasione ryje samo ptasie mleczko, a jemu figę z makiem. Jakaż to sprawiedliwość na tym świecie? 

17 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.13 - Konopie

- W ogrodnictwo się bawimy, tak? - ciągnął Gniewosz, nie kryjąc ironii. - Muszę przyznać, że wyhodował pan dosyć dorodne okazy! A ta skrytka w krzakach malin, hm... Sam lepiej bym tego nie wymyślił!
- Może mi pan wreszcie powiedzieć, o co chodzi? - przerwał mu zdezorientowany Rysiek. - Co takiego znaleźliście w moim ogrodzie?
Posterunkowy milczał. Zdawał się nie dostrzegać aresztanta. Obejrzawszy dokładnie ołówek, skrzywił się. 
- Kowalik - rzekł wreszcie - i po co to aktorstwo? Ja doskonale się znam na takich ptaszkach jak pan!  Niewiniątko! A teraz mówić mi tu, czy te konopie indyjskie to na własny użytek, czy na handel?!
- Kurwa, jakie konopie?! - nie wytrzymał Rysiek. - Tego już za wiele! W co chcecie mnie wrobić? To jakiś koszmar! 
Na ospowatej twarzy Gniewosza malował się stoicki spokój.
- Trzy lata... Okrąglutkie trzy lata za kratami, chyba że zechce pan z nami współpracować - szepnął beznamiętnie.
Nie wróżyło to niczego dobrego. Siedzieli w niewielkim, dusznym pokoju na posterunku. Rysiek ocierał chustką pot z czoła. Niemiłosiernie chciało mu się pić. Oblizywał co chwilę spierzchnięte usta, próbując ogarnąć rozumem słowa posterunkowego. Konopie? Skąd do jasnej cholery konopie w jego ogrodzie? Maliny? Owszem, maliny rosły, ale od dawna do nich nie zaglądał, rozpleniły się, zdziczały. Czasami widział w nich dzieciaki z sąsiedztwa... Może te bachory tak go urządziły?
- I co, panie Kowalik... Współpracujemy? - Usłyszał pytanie. 

16 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.12 - Na posterunku

- A więc mówi pan, że to pomyłka? - zapytał posterunkowy Gniewosz, rysując krzyżyk na papierze. -  Ciekawe... Przez przypadek wybiegł pan nago na ulicę, przez przypadek rzucił w aspiranta Gawlika dwoma pięciolitrowymi butlami wody mineralnej?
- Tak, to wszystko przypadek! - odpowiedział Rysiek. - Dziwny zbieg okoliczności!
- I przez ten, cytuję, dziwny zbieg okoliczności jedna z mieszkanek osiedla była przez pana nagabywana? - Dociekał Gniewosz, bawiąc się ołówkiem.
- Oooo, wypraszam sobie! Na pewno nie przeze mnie! Przypadek sprawił, że...
- Nie za dużo tych przypadków, panie Kowalik, co? - przerwał mu policjant, kreśląc na kartce kolejne bohomazy. - A do tego jeszcze ta absurdalna historia ze szczurem i brakiem wody!
- Panie władzo! - zawołał błagalnie Rychu. - Przysięgam na życie własnej matki, wszystko, co powiedziałem, to prawda! Jestem uczciwym obywatelem! Może pan sprawdzić, mam czystą kartotekę! Nigdy nie byłem karany!
- Chciałbym panu wierzyć, ale... - Posterunkowy uderzył nagle ołówkiem w blat stolika, łamiąc rysik. - Panie Kowalik, sprawdziliśmy wszystko! W pana domu nie ma ani jednego żywego szczura, a co mówić martwego w szufladzie z bielizną. Sprawdziliśmy dom od strychu po piwnicę. Wszystko działa jak należy, włącznie z instalacją wodno-kanalizacyjną! Dokonaliśmy za to niezwykłego odkrycia w pańskim ogrodzie...
- Tak? - wykrztusił Rychu, z lękiem przyglądając się twarzy policjanta.
Czuł, że za chwilę nastąpi jakiś kolejny kataklizm. Nie wiedzieć czemu, prześladował go ostatnio pech. Tym razem nie mogło być inaczej. Intuicja podpowiadała mu, że wdepnął w niezłe gówno. Pytanie brzmiało, dlaczego jemu przypisują autorstwo tego smrodu? 

15 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.11 - Myśli

Powrót do domu, miejsca, w którym wszystko było jeszcze takie świeże, okazał się ponad siły. Ostatnio rzadko tam bywał, właściwie, od kiedy udało mu się wytropić Ryszarda Kowalika, prawie w ogóle. Spał w samochodzie na rozkładanym fotelu, jadł byle co, nie kąpał się ani nie golił. Ludzie patrzyli na niego nieufnie. Czasem dostrzegał w ich oczach strach. Wtedy kulił się i wycofywał niczym mały, spłoszony karaluch.
- Panie Antoni - mawiała listonoszka Natasza, która co miesiąc dostarczała mu skromną emeryturę - trzeba się pozbierać! Nie można tak, ech! Życia im pan nie wróci...
Nie, nie wróci, ale przynajmniej znajdzie zabójcę córki. Nie można tego zwyrodnialca nazwać inaczej. Wyrok zapadł, Ryszard Kowalik jest winny śmierci dwudziestoletniej Barbary Mróz, studentki polonistyki, utalentowanej poetki. Obrona nie znalazła żadnych okoliczności łagodzących. Postępowanie egzekucyjne wdrożone. Najpierw odbierze mu wszystko, a potem będzie patrzył, jak powoli kona w męczarniach. Dokąd teraz? Na pewno nie do domu, choć powinien tam wrócić... Gdzieś musi przecież  umyć się, ogolić, przebrać, zjeść, odpocząć. Trzeba za siebie się wziąć! Nie może tego pominąć, w każdym razie nie teraz, gdy potrzebne są siły. Jeśli zaniedba wygląd. przestanie być niewidzialny. Ludzie zaczną go dostrzegać, patrzeć na ręce. Tego nie chciał. A gdyby tak do Nataszy, tej listonoszki? Ona zawsze ma dla niego dobre słowo, zrozumie, przygarnie... Ale czy jej nie wystraszy? Spojrzał w lusterko. Ujrzał bladą twarz z podkrążonymi oczami wetkniętą między brudny kołnierzyk przepoconej koszuli. Zanim ruszy, ogarnie się w publicznej ubikacji, kupi jakąś koszulkę. Słońce jeszcze wysoko. Upał, jak to w lipcu. Na Akacjowej jest miejski szalet. 

13 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.10 - Antoni

Wszystko szło po jego myśli. Los wyraźnie sprzyjał mu od samego początku. Podrzucenie szczura do szuflady z bielizną i zakręcenie głównego zaworu wody nie stanowiło żadnego problemu. Dla emerytowanego ślusarza znającego każdy rodzaj zamka dostanie się do domu Ryśka Kowalika to bułka z masłem. Stało się tak jak przypuszczał, gryzoń chwycił przynętę, a nawet więcej, swoim bezmyślnym zachowaniem ściągnął tego nieopierzonego policjanta. Zabawa dopiero się rozkręcała. Kilka minut wystarczyło, by zatarł ślady swojej bytności. Usunięcie ścierwa, odkręcenie zaworu i powrót do samochodu. Z tego miejsca miał doskonały punkt obserwacyjny. Mógł napawać się zwycięstwem, sycić widokiem oprawcy, który skuty kajdankami, w rozprutych portkach, dreptał pokornie do radiowozu. Chwila triumfu, a potem niedosyt.
- To za mało, to jeszcze nie koniec - wysyczał, patrząc na niknące w oddali auto policyjne.

10 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.9 - Pech to pech

- Chodźmy - rzekł.
- Pan przodem - odparł aspirant Gawlik. 
Rysiek objuczony butlami z mineralną zrobił krok naprzód, potem drugi, ostrożnie, jakby poruszał się po cienkim lodzie. Już dawno nie miał tak sztywnych, ciężkich nóg, ostatnio chyba na ustnej maturze z matematyki. Były niczym dwa kamienne słupy obrośnięte mchem. Zatrzymał się przed furtką i zerknął niepewnie na policjanta. Jak tu otworzyć, kiedy ręce zajęte? W innej sytuacji wiedziałby, co zrobić. Zazwyczaj przeszkodę pokonywał z tak zwanego buta. Teraz musiał być jednak ostrożny, wystarczy kłopotów jak na jeden dzień. Użyje nogi, ale inaczej niż zwykle. Wystarczy, że naciśnie klamkę i lekko popchnie. Niestety, przecenił swoje możliwości, gdy tylko lekko uniósł jeden ze swoich kamiennych słupów, od razu stracił równowagę. Próbując ją odzyskać, machnął bezwładnie rękami, wypuszczając ciężki ładunek. Pięciolitrowe butle poleciały do tyłu niczym pocisk, trafiając w policjanta. Jednocześnie spod pachy wysunęła się butelka z winem i potoczyła na chodnik. Najpierw rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, potem nieludzki wrzask: 
- Kurwaaa!
To Rysiek, uderzając zadkiem w ogrodzenie, zawył boleśnie. Tymczasem aspirant Gawlik zdążył pozbierać się już z chodnika po nagłym ataku. Natychmiast stanął w przepisowym rozkroku, z wyciągniętymi przed siebie rękami i zaciskając dłonie na wycelowanej w sprawcę broni, zaczął krzyczeć:
- Stój! Nie ruszaj się! Co mówię? Nie ruszaj się!
Rysiek zamarł. Na chwilę wstrzymał oddech. Nie zamierzał się ruszać. Po pierwsze, widok pistoletu sparaliżował go dokumentnie, po drugie, jakikolwiek ruch był w tym momencie fizycznie niemożliwy. Otóż, po uderzeniu w ogrodzenie osunął się kilka centymetrów, nadziewając na lekko odgięty ku górze metalowy pręt. Ta oryginalna agrafka przebiła dżinsy, pokonała przestrzeń między pośladkami, po czym wychyliła zardzewiały łebek tuż nad paskiem. Chłodny metal między półdupkami oraz opanowana twarz policjanta sprawiły, że Rysiek znieruchomiał z przerażenia. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Nie miał czasu ochłonąć.
- Cwany jesteś - wycedził przez zęby aspirant. - Niezły z ciebie ptaszek! Nagabywanie, ekshibicjonizm, atak na funkcjonariusza... Nazbierało się tego, co? A teraz odejdź od płotu. Tylko powoli, bez żadnych numerów!
- Panie aspirancie - zaskomlał Rysiek - to nie było specjalnie! Na litość boską, niech pan opuści tę broń!
- Odejdź od płotu! - Upierał się policjant. - I żebym przez cały czas widział rączki!
Rysiek napiął mięśnie. Materiał spodni lekko zatrzeszczał, ale nie puścił. Pierwsza próba uwolnienia się z potrzasku zawiodła.
- Nie mooogę! - wydusił, mocno wypychając biodra do przodu.
I w tym momencie stało się to, co stać się powinno. Stary, powycierany dżins pękł, odsłaniając goły tyłek właściciela spodni.

09 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.8 - Policjant

Policjant patrzył na niego podejrzliwie. Rysiek wiedział, do jakiej kategorii wykolejeńców właśnie został zakwalifikowany, dlatego postanowił, że bez względu na okoliczności zachowa spokój. Nerwami i kłamstwem nic tu nie wskóra. Dotychczas zawsze mu się to udawało. Ostatnio jednak prześladował go jakiś pech, pech wkurwiający do granic możliwości, pech niepojęty. Trudno, raz na wozie, raz pod wozem. Trzeba jakoś przetrwać. Ratunkiem może być tylko prawda, nawet ta najwstydliwsza, żadnych przekrętów, w końcu posiada niezbite dowody swojej niewinności. Załagodzić sprawę jak najszybciej, priorytet.
- Starszy aspirant Gawlik, Komenda Miejska Policji - zarekomendował się niechętnie stróż prawa.
- W czym mogę pomóc? Stało się coś, panie władzo? - zapytał przymilnie Rychu, próbując postawić na murku ogrodzenia butle z mineralną.
- Doszły nas słuchy, że paradujesz pan po osiedlu w stroju Adama. Mieszkańcy skarżą się...
Mieszkańcy? Akurat! Wiadomo, kto się za tym kryje: dwie jędza w moherowych beretach. Zamiast podreptać do kościółka na różaniec, wściubiają nos w cudze życie. Na ulicach pełno tak zwanych życzliwych, którzy tylko patrzą, żeby się komuś noga podwinęła. To jest właśnie polski naród hołubiący wartości chrześcijańskie.
- Jedna z mieszkanek doniosła, że podczas dzisiejszego, ekshibicjonistycznego spaceru złożył jej pan propozycję spółkowania - kontynuował policjant, zaglądając do notesu. - Będziemy o tym rozmawiać na ulicy, w pana mieszkaniu czy na komendzie?
- Propozycję spółkowania tej starej jędzy? Ile ona ma lat? Osiemdziesiąt? - Rysiek nie wytrzymał. - Widział ją pan? Pewnie nie...
Kurwa, zachowaj spokój, nie tędy droga, przemknęło mu przez myśl. Za późno. Wygadał się. Stróż prawa zmarszczył czoło.
- A więc przyznaje się pan?
- Ależ nie... To pomyłka! Zaraz panu wszystko wytłumaczę - rzekł Rychu. - Zaczęło się od tego, że nie było wody, a potem ten szczur w szufladzie... Zwymiotowałem, ani posprzątać, wściekłem się, nie wiedziałem, co robię, wybiegłem na chodnik i zobaczyłem tę staruchę w czerwonym, moherowym berecie, zaczęła wrzeszczeć, uspokajałem ją, ale ona darła się jak najęta, to wróciłem do domu, ubrałem i poszedłem do administracji wyjaśnić sprawę z brakiem wody! Żadnych propozycji starej nie składałem. Ma baba wyobraźnię!
- Panie Kowalik! - powiedział policjant, zerkając na szyjkę butelki wystającą spod pachy Ryśka. - Coś mi się widzi, że bujną wyobraźnię to masz pan! Ho ho i to jak! Po co stulać? Przyznasz się pan, że po pijaku szajba odbiła. Protokolik spiszę. Skończy się na upomnieniu i tyle!
- To jakaś paranoja! Jestem trzeźwy! - krzyknął Rychu, przypominając sobie jednocześnie lufę wypitą przed wyjściem do administracji.
Zimny pot wystąpił mu na czoło. Nie ma wyjścia, trzeba pokazać temu wypacykowanemu służbiście dowody niewinności.
- Pójdzie pan ze mną, ja pokażę... - wykrztusił zdesperowany, wskazując na dom. - Pokażę rzygi i szczura, i że nie ma wody...
Plątał mu się język jak dzieciakowi przyłapanemu na kłamstwie. Zaraz zacznie się ślinić i jąkać. Chętnie strzeliłby drugą lufę. Tak, druga zawsze pomaga. Nie bądź żałosny, upomniał sam siebie w myślach. Ten elegancik od samego początku przypiął mu łatkę zboczeńca, niełatwo będzie go przekonać, że to bzdura. Nawet jeśli zobaczy cały ten syf, nie zmieni zdania.
- Ciekawe... - powiedział aspirant. - Ciekawe, panie Kowalik! No to chodźmy...
Rysiek rozejrzał się po ulicy. Nagle przypomniał sobie program telewizyjny, w którym dla zabawy wkręcają ludzi w różne głupie sytuacje. Całe zajście nagrywa ukryta kamera. Na koniec wkręcany dowiaduje się prawdy, patrzy zdziwiony w obiektyw, zasłania ręką twarz albo zaczyna się śmiać. Przez chwilę wyobraził sobie, że jest bohaterem takiego filmu. Wszystko to farsa! Zaraz policjant poklepie go po ramieniu i pokaże miejsce, w którym ukryto kamerę. Obydwaj zarechoczą jak starzy przyjaciele. Ta myśl sprawiła, że poczuł się lepiej.

08 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.7 - Powrót

Zanim wszedł w klonową alejkę, przy której mieszkał, uważnie się rozejrzał, potem ostrożnie wychylił zza rogu i oczyma prześlizgnął po okolicy. Po moherowych jędzach ani śladu. Postały, pogadały i poszły, pomyślał, odetchnąwszy z ulgą. Nie uśmiechało mu się znowu przemykać opłotkami. Taszcząc pod pachą zawinięte w szary papier wino, w rękach zaś butle z wodą mineralną, ruszył powoli w kierunku domu.
- Pan Ryszard Kowalik? - Usłyszał, będąc przy furtce.
Zamarł. A więc jednak to zrobiły... Nie mogły się powstrzymać. Cholerne dewoty!
- Tak, to ja... - odpowiedział, robiąc półobrót. - A o co chodzi?

04 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.6 - Fantazje

Od roku nie miał kobiety. Przez ten czas jakoś sobie radził, co nie znaczy, że zamierzał trwać w celibacie do końca życia. Oto smaczny kąsek sam pchał mu się w ręce. Byłby głupcem, gdyby przepuścił taką okazję. Zapowiadała się niezła zabawa w stylu francuskim. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy zamówić coś dobrego z restauracji. Podobno kobiety cenią w mężczyźnie umiejętności kulinarne. Lecą na to jak muchy do lepu. Już nieraz się o tym przekonał, a że gotować niestety nie potrafił, wpadł na pomysł małego oszustwa. Zawsze przed randką zamawiał coś gotowego, po czym przywłaszczał sobie prawa autorskie. Zazwyczaj skutkowało pozytywnie. Tym jednak razem tak był pewien swego, że restauracyjne żarcie na własnym stole uznał za niepotrzebny wydatek. 

03 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.5 - Majtki

Trudno, obejdzie się bez majtek, zresztą nie pierwszy raz. Na wspomnienie starych, dobrych czasów poczuł lekkie ukłucie w brzuchu. Pierwszy rok polonistyki. Najlepszy rok... Miała na imię Aniela i prowadziła zajęcia z literatury staropolskiej. Brudne majtki w zamian za wpis w indeksie to niezbyt wygórowana łapówka. Wyskakiwał z bielizny pierwszy, patrząc, jak znika w przepastnych czeluściach torebki pani doktor. Za każdym razem ta sama procedura, bielizna w zamian za zaliczenie. Uczciwa transakcja handlowa między studentem a zawsze uśmiechniętą kolekcjonerką męskich slipek. Zboczona suka, pomyślał Rychu, wsuwając dżinsy na goły tyłek. Zamierzał wymknąć się tylnymi drzwiami, jak zwykł to robić wtedy, gdy grunt zaczynał mu się palić pod stopami. Zerknął na zewnątrz. Staruchy nadal okupowały chodnik przed domem. Rysiek wiedział, że z takimi lepiej nie zadzierać. Gotowe wedrzeć się do środka i go wykastrować albo co gorsza dokonać publicznego linczu. Może w końcu sobie pójdą, a ja w tym czasie polecę do administracji, w drodze powrotnej kupię butlę wody, pomyślał, wyślizgując się drzwiami na taras. Droga przez chaszcze i starą, zardzewiałą siatkę nie należała do przyjemnych, ale przynajmniej udało się wymknąć moherowej obławie. Idąc chodnikiem wzdłuż ogródków działkowych, miał wreszcie chwilę na przemyślenie ostatnich wydarzeń. Wczoraj przewód od antenki internetowej, dzisiaj awaria wodociągu i szczur w szufladzie na bieliznę... Dziwny zbieg okoliczności? Pech? W ingerencję sił nadprzyrodzonych raczej nie wierzył. Dawno wybił sobie te bzdury z głowy. Coś jednak było nie tak. Instynktownie wyczuwał jakieś zagrożenie, ale nie potrafił jeszcze zlokalizować jego źródła.
Biuro osiedlowej administracji mieściło się na parterze w czteropiętrowym bloku przy ulicy Polnej. Wparował do środka bez pukania. Zapach świeżo parzonej kawy doprowadził go do szewskiej pasji. Urzędniczka wlewała właśnie wrzątek do kubka, nie reagując na obecność zdenerwowanego petenta.
- Panie, nie było żadnej awarii - odpowiedziała wreszcie. - Cała sieć wodociągowa działa bez zarzutu.
- Jak to bez zarzutu? W moim domu nie ma ani kropli wody, kuu... - Poczuł, jak powoli schodzi z niego powietrze. Ta urzędniczka miała w sobie coś, co go onieśmielało. Była atrakcyjna.
- A może zawór zakręcony? - Postawiła kubek z kawą na biurku i ciężko opadła na fotel. - To się zdarza. Zrobi coś człowiek, a potem nie pamięta.
Wreszcie spojrzała na niego. Uśmiechnęła się dobrotliwie jak matka.
- Trochę znam się na hydraulice. Mogę zajść po godzinach... - szepnęła. - Ma pan francuza? Wszystko, co francuskie, dobre...
Do domu wracał z jakimś francuskim sikaczem. Spieszył się. Co prawda do piętnastej było jeszcze kilka godzin, roboty jednak nie brakowało. Po drodze kupił w markecie dwie pięciolitrowe butle niegazowanej wody na wypadek, gdyby to nie zawór był przyczyną suszy w kranie. Miał zamiar pozbyć się z szuflady padliny, wyprać bieliznę, wyczyścić podłogę w sypialni. Trzeba jeszcze wywietrzyć i sprawdzić resztę domu. Jeśli są szczury, na pewno znajdzie odchody albo przynajmniej ślady ich zębów. Może śmierdzących pułapek jest więcej? Nażrą się gdzieś trucizny i przychodzą do mnie zdychać, pomyślał, skręcając w znajomą uliczkę. 

02 kwietnia 2016

Przesłuchanie fr.3 (Świerszcz w trawie)

Wydarzyło się tak wiele. Jeszcze do niedawna była sama, zamknięta w swoim świecie myśli prowadziła zwyczajne życie szarej myszki. Nagle wszystko się zmieniło. Najpierw szokująca wiadomość o ciąży, a potem szarada dziwnych zdarzeń niczym z sennego koszmaru. 

01 kwietnia 2016

Przesłuchanie fr.2 (Świerszcz w trawie)

Alicja usiadła na stojącym przy łóżku krześle. Poczuła się nagle bardzo zmęczona. Przecież nie zmrużyła oka przez całą noc. Najpierw przesłuchanie na komisariacie, potem kilka godzin spędzonych na dusznym szpitalnym korytarzu, czuwanie, ciągła niepewność, strach, wzruszenie, nadzieja, to wszystko pozbawiło ją sił. Zostały resztki, dzięki którym mogła stanąć przed Weroniką, uśmiechnąć się, uspokoić ją. Teraz pragnęła tylko jednego, przytulić głowę do ciepłej pościeli i zasnąć. Wsparła czoło o poręcz łóżka i w tej pozycji trwała przez jakiś czas, próbując nie dopuścić do siebie wspomnień. Osaczały ją jednak jak stada głodnych wron, szukały słabego punktu, jakiejś szczeliny, którą mogłyby wedrzeć się w głąb udręczonego umysłu.

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...