Ania, siedząc na pniu powalonej przez wichurę gruszy, plotła
wianek z bławatków i jaskrów. O tej porze roku na okolicznych łąkach rosło
mnóstwo kwiatów. Było coś niesamowitego w zestawieniu tych dwóch, jakże
różnych, światów – ten Ani tętnił życiem, jasnym i magnetycznym, (nie potrzebował otulać się kocem, aby utrzymać ciepło), mój z wolna
pogrążał się w mroku. Czasem, kiedy wydaje się, że wszystko stracone,
niespodziewanie przychodzi ratunek.
- Zdziś świetnie potrafi opowiadać! - kontynuowała Ania. - Zresztą sama słyszałaś...
Słyszałam. W pracowni mistrza Zdzisia spędziłyśmy kilka godzin. Muszę przyznać, że zapach drewna dobrze mnie usposabiał. Może zamiast w szkole, powinnam zasuwać w pracowni rzeźbiarskiej albo w tartaku, tylko czy widok kaleczonych drzew pozwoliłby mi wieczorem zasnąć, czy nie prześladowałby mnie jęk konającego życia...
- Zdziś świetnie potrafi opowiadać! - kontynuowała Ania. - Zresztą sama słyszałaś...
Słyszałam. W pracowni mistrza Zdzisia spędziłyśmy kilka godzin. Muszę przyznać, że zapach drewna dobrze mnie usposabiał. Może zamiast w szkole, powinnam zasuwać w pracowni rzeźbiarskiej albo w tartaku, tylko czy widok kaleczonych drzew pozwoliłby mi wieczorem zasnąć, czy nie prześladowałby mnie jęk konającego życia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz