- Miś udawał chmurkę? Ale heca! He he
he! - roześmiał się pajacyk Teofil.
- Phi... Też mi pomysł! Chyba wszystkie
miśki mają małe rozumki! - parsknęła oburzona lalka Zuzia, spoglądając z
dezaprobatą na Kudłatego, który właśnie wychylił pyszczek z koszyczka.
Miś w ogóle nie zwracał uwagi na słowa
lalki. Patrzył z zachwytem na prezent, który pani wręczyła przedszkolakom i
wzdychał. Prezent był niezwykły, chyba zaczarowany, wznosił się powoli, przez
chwilę szybował pod sufitem, a potem, tańcząc w powietrzu, opadał jak piórko.
- Ojej, to jakieś czary - szepnął
Kudłaty, a jego misiowe serduszko biło jak oszalałe.
Baloniki były niebieskie i ślicznie
błyszczały w świetle. Za każdym razem, gdy wznosiły się, dzieci podskakiwały
jak kangurki, hop hop, unosiły rączki, wyżej i wyżej.
- Lećcie baloniki, lećcie wysoko,
wysoko, aż pod sufit! - wołały, a oczy błyszczały im ze szczęścia.
- Ojej, ile baloników, chyba tysiące, a
jakie piękne! - zachwyciła się pacynka Klotylda - Każdy płynie w powietrzu
cicho i lekko niczym chmurka po letnim niebie.
- Takie baloniki to istne cudo! -
powiedział wesoło pajacyk Teofil. - Można je na przykład liczyć, o tak! Jeden
balonik, drugi, trzeci, czwarty, piąty... Albo włożyć balonik między kolana i
kic kic jak żabka, kic kic wokół sali, żabka za żabką, kic kic!
- Balonik można także odbijać - zauważył
traktorek Adaś. - Odbijać samemu albo we dwoje!
- Można też trzymać go między dwoma
brzuszkami i pilnować, aby nie uciekł - wymyślił pajacyk. - A spryciarz z niego
nie lada!
- Z takim balonikiem nigdy nie jest
nudno! - dodała pacynka Klotylda. - Bo z takim balonikiem...
- Można wszystko! - dokończył Teofil. -
Nawet konie kraść!
- Konie kraść? No coś ty... pajacyku! -
oburzyła się lalka Zuzia i zmarszczyła czoło.
- No tak, konie kraść! - rzekł Teofil. -
Tak się mówi o kimś, kto jest sympatyczny, równy, fajny gość... no taki jak
Kubuś Puchatek!
Ale co to? Baloniki turlane jak
piłeczki? Pomysłów mnóstwo, a dzięki nim świetna zabawa! Śmieją się dzieci,
śmieje się pani, chichoczą zabawki. Pora jednak odpocząć.
I wtedy właśnie pani rozdała kredki.
- Będziemy kolorować portret Kubusia
Puchatka - powiedziała.
Zamieszania było przy tym co niemiara.
Wszystko zaczęło się od tego, że kredka żółta z pomarańczową pokłóciły się o to, która
pokoloruje futerko misia. Pani zdecydowała, że żółta, wtedy pomarańczowa z zazdrości
złamała sobie rysik i trzeba było ją przytemperować. Potem czerwona całkiem
przypadkiem poturlała się pod stolik i nie można było jej znaleźć. Kubraczek
misia musiał być więc brązowy. Niebieska popłakała się i zamiast balonika pokolorowała miodek.
Niebieski miodek? Dziwna sprawa... Włosy jeżą się na głowie! Pszczoły ze
zdziwienia stały się zielone, niebo różowe, trawa sczerniała, a balonik pękł na
fioletowo.
- Ojej, co tam się dzieje? - zdziwił się
Kudłaty.
Rysunek był jednak już gotowy.
- Czas na małe co nieco - powiedziała z
uśmiechem pani Kasia, stawiając na stoliku półmisek z łakociami.
- Huraaa! Czekoladowe misie! - ucieszyły
się dzieci.
- To jeszcze nie koniec zabawy -
szepnęła tajemniczo pani.
Tak, zabawa się nie kończy. Musi trwać,
aby dziecięce serduszka tryskały szczęściem. To najprawdziwsza magia.
Drogie przedszkolaki, pora się pożegnać.
Taka kolej rzeczy. Wiem, rozstania rodzą smutek, dlatego o tym ciii...
Zabieram ze sobą niebieski balonik,
śliczny upominek, będzie mi was przypominał. Pozdrówcie ode mnie zabawki. One
wszystko wiedzą najlepiej...
PS. Na koniec mam do Was wielką prośbę:
Bądźcie grzeczne i słuchajcie pani Kasi... zawsze i wszędzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz