- Tak, obiecałam - szepnęłam.
Obiecałam i zawiodłam... Zawiodłam,
raniąc jego wrażliwe serduszko bardzo boleśnie.
- Obiecałaś, że mnie nie zostawisz -
dodał z wyrzutem, a jego misiowe oczka zrobiły się nagle wilgotne.
Moje też, ale o tym ciii... Miś płakał i
to było dla mnie w tej chwili najważniejsze. Płakał przeze mnie. Chciałam go
przytulić, jakoś wytłumaczyć mu wszystko, ale nie umiałam nic zrobić. Słowa ugrzęzły
w gardle. Stałam pośrodku przedszkolnej sali z bezradnie opuszczonymi rękami i
czułam, jak moje serce przyspiesza, tik tak, tik tak, tik tik, tik tik, coraz
szybciej, szybciuteńko, bez przerwy, jak oszalałe. Nie przeszkadzałam łzom, ani
tym moim, ani misiowym. Niech płyną, pomyślałam, próbując wyobrazić sobie, co w
takiej sytuacji powiedziałby pajacyk Teofil. Na pewno coś by powiedział. Taki
już był. Musiał mówić bez przerwy. Buzia nigdy mu się nie zamykała. Dlaczego
więc milczy teraz? Nie fika koziołków jak dawniej? Nie przekomarza się z lalką
Zuzią? Gdyby tylko znowu się poruszył i zechciał na mnie spojrzeć, na pewno
wytknąłby mi bez ogródek:
- Eeeeee, taka dziwna ta bajka! Napisz
coś weselszego!
Napisać coś weselszego? Coś weselszego,
żeby było weselej? Weselej tak jak wtedy, gdy przedszkolaki na nowej, pięknej
kuchence podarowanej przez panią Martę przyrządziły dla mnie zupkę z grzankami?
Byłam zmęczona i smutna, a zupka pyszna i krzepiąca. Podana w kolorowym talerzu
smakowała wyśmienicie.
- A jakie dodaliście przyprawy? -
zapytałam.
- Odrobinkę soli - odparła Nadia,
podając mi kolejną łyżkę zupy.
- I pieprzu - pospieszyła z odpowiedzią
Anulka.
- Nie zabrakło majeranku - dodała pani
Kasia.
- I maggi! - zawołał radośnie Alanek.
- I uśmiechu - dobiegło gdzieś z boku,
chyba z półki, gdzie zazwyczaj pajacyk Teofil fikał koziołki.
- Tak, tak, uśmiech to najważniejsza
przyprawa - przytaknęły dziewczynki, wycierając mi usta chusteczką.
- Na deser miodek - dorzucił miś
Kudłaty, wychylając pyszczek z koszyczka.
Tak, miodek na deser najlepszy,
pomyślałam, powstrzymując się od śmiechu. Nie można przecież śmiać się z ustami
pełnymi miodu! Jedna pełna łyżeczka słodziutkiego przysmaku, potem druga i
trzecia, czwarta, piąta i szósta... Czy nie wystarczy? Była już łyżeczka
słodkości zjedzona za przedszkolaki, za panią Kasię, za pajacyka Teofila i
wiecznie naburmuszoną lalkę Zuzię. Właśnie teraz oblizuję piątą za pacynkę
Klotyldę, szósta czeka w kolejce... ta będzie za pluszową sowę Bertę. Siódma za
traktorka Adasia. Już! Koniec! Nie dam rady więcej!
- A za mnie? - przypomniał miś. - Za
mnie łyżeczkę miodku zjeść musisz koniecznie!
- Zjem, zjem, tylko muszę odpocząć -
westchnęłam, kładąc się na dywanie. - Chyba zaraz pęknę jak balonik! - dodałam.
Balonik pełen miodku? A to heca! Tego
nikt jeszcze nie wymyślił. Od razu weselej! Śmieją się wszyscy. Alanek pierwszy
turla się ze śmiechu po dywanie. Anulka trzyma się za brzuszek. Chi chi, chi
chi, nie może powstrzymać się Nadia. Pani próbuje być poważna, zaciska usta i
oczy, ale śmiech jest przebiegły... Najpierw sprytnie zarumienił policzki,
potem delikatnie połaskotał za uszkiem i je zaczerwienił. Oj, nie ma wyjścia,
już pani śmieje się ze wszystkimi! A zabawki? Zabawki są prawdziwymi mistrzami
w śmianiu się. Pajacyk Teofil ze śmiechu przebiera nóżkami w powietrzu, jak na
niewidzialnym rowerku. Pacynka Klotylda wyciera łzy ze śmiechu rąbkiem sukienki, a lalka Zuzia... jak to ona, odwraca głowę, niby patrzy za okno, próbuje ujarzmić kąciki ust. Na próżno, już się unoszą. Śmiać się nikt im nie zabroni.
Miś Kudłaty nakrył się kołderką. Podskakuje kołderka, oj, podskakuje! Wielkie
trzęsienie ziemi!
A balonik pełen miodku leży na dywaniku.
- Ufff, jak mi słodziutko - wzdycha przejedzony.
Ja nie wiem... Siedzę w samochodzie i
patrzę na promyki słońca igrające wśród gałęzi drzew. Są takie wesołe. Patrzę
na promyki słońca i na mojego ukochanego misia narysowanego o świcie na
oszronionej szybie samochodu. Uśmiecha się do mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz