Miś Dyzio nie pamięta momentu swoich
narodzin, choć bardzo by chciał wiedzieć, jak to jest, gdy przychodzi się na
świat... Co wtedy się czuje? Czy od razu jest się kochanym przez dzieci, czy
może trzeba do tego szczypty magii? I czy z tymi narodzinami jest tak jak w
misiowych opowieściach - jakby weszło się nagle do ogrodu pełnego kwiatów,
pszczół i pysznego miodu albo tak, jakby po zjedzeniu papryczki schrupało się
piernika z choinki? Wyobraźnia to najzdolniejszy artysta, który potrafi
wszystko, nawet ze zwykłych rzeczy czyni cuda. Wystarczy tylko troszeczkę jej
zaufać. Miś zamknął więc oczy, mocno zacisnął powieki i wtedy stało się coś
niesamowitego, coś, czego nikt w ogóle się nie spodziewał - zamiast momentu
narodzin wyobraźnia podsunęła mu zgoła inny obraz, ale o tym za chwilę...
Na sklepowej witrynie mieszka mnóstwo
zabawek, a każda marzy skrycie, żeby ktoś ją kiedyś kupił, zabrał do
cieplutkiego, pachnącego domu, a potem... kto wie, może pokochał całym sercem?
Gdy tylko odzywają się dzwoneczki zawieszone na drzwiach wejściowych do sklepu,
zabawki natychmiast milkną, ustają między nimi wszelkie kłótnie, zabawy, jakby
ktoś nagle machnął czarodziejską różdżką i zatrzymał czas, potem powoli, niczym
na wybiegu dla modelek jedna zabawka przed drugą stara się pokazać to, co ma w
sobie najlepsze, przysłowiowy atut, który czyni ją wyjątkową, jedyną w swoim
rodzaju. Dyzio jeszcze nie wiedział, co by to mogło być w jego przypadku - czy
mięciutkie futerko, a może czarny guziczek nosa albo oczy błyszczące tak
pięknie, jakby przeglądały się w nich wszystkie gwiazdy jednocześnie? Jestem
zwyczajnym misiem... A co jeśli nie ma we mnie nic wyjątkowego, jeśli nikt nie
zechce mnie kupić, martwił się, spoglądając tęsknie za okno na lecące z nieba
puszki śniegu. Właśnie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, a to przecież
magiczny czas, kiedy zdarzyć się może dosłownie wszystko, nawet coś, co wydaje
się niemożliwe. Nie smuć się, misiu...
W chwili, gdy miś zamknął oczy, aby
unieść się na skrzydłach wyobraźni wysoko, wyżej niż gwiazdy, do krainy
fantazji, tam, gdzie o świcie rodzą się wyśnione przez dzieci pluszaki,
pajacyki i lalki, dzwoneczki przy drzwiach wejściowych zadzwoniły cichutko,
delikatnie, jakby trącił je wiatr albo dotknęły skrzydełka wróżki. Gdy miś
usłyszał dźwięk dzwoneczków, jego mięciutkie uszy natychmiast drgnęły jak
antenki, a serduszko zabiło mocno, mocniej niż zwykle. Może jakiś dobry
czarodziej na ułamek sekundy zaczarował je, a może... może mądre serduszko
odgadło coś, czego oczka zobaczyć jeszcze nie mogły? Tak, moi drodzy, serduszko
podpowiedziało misiowi, że tego dnia wydarzy się coś niezwykłego, coś, co na
zawsze odmieni jego los, jednak oczy pozostawały wciąż zamknięte... Tak bywa na
świecie, że to, co ważne, przychodzi niespodziewanie, zakrada się do naszego
serca, nie puka wcale, jakby chciało zrobić nam niespodziankę albo zaskoczyć
nas, trochę przestraszyć, a potem utulić i pocieszyć, pokochać naprawdę.
To Co Ważne jest bardzo uparte. Jeśli
raz coś postanowi, nie spocznie, dopóki nie osiągnie celu. Tamtego dnia stanęło
na schodkach do sklepu i przebierając nogami dla rozgrzewki, zaczęło uważnie
przyglądać się przechodzącym ludziom. Oczywiście miało w tym swój cel, na razie
nieznany nikomu. Wszyscy gdzieś się spieszyli. Nerwowo spoglądali na zegarki i
wzdychali ciężko, jakby zbliżał się nie świąteczny czas, ale koniec świata,
kres ludzkości, totalna katastrofa. Nikt nie zwracał uwagi ani na sklep z
zabawkami, ani na misia Dyzia siedzącego z rozanieloną miną na wystawie, ani na
To Co Ważne powoli zmieniające się w śniegowego bałwanka. Ach, gdyby ci ludzie
choć na chwilę zwolnili tempo, na pewno dostrzegliby, jaki świat jest piękny i
że To Co Ważne stoi tuż obok, na wyciągnięcie ręki.
Śnieg sypał nieprzerwanie, okrywając
bielą domy, samochody i ulice. Nadchodził zmierzch, a To Co Ważne wciąż stało
przed sklepem z zabawkami, uparte i cierpliwe, choć zmarzło niemiłosiernie i
skuliło się do wielkości śnieżnej gwiazdki, takiej, którą jeśli położycie na
ciepłej dłoni, roztopi się i zniknie. Czekało... Teraz, gdy o tym opowiadam,
wiem, że tak musiało być, że czasem warto na coś poczekać, aby potem sycić się
szczęściem do woli, ale wtedy... wtedy bardzo się martwiłam. Ech, To Co Ważne
gotowe się przeziębić, złapać katar, kaszel, myślałam ze smutkiem. Było zimno,
prawie tak zimno jak w bajce o dziewczynce z zapałkami.
Zegar na ratuszowej wieży właśnie wybił
siedemnastą, gdy To Co Ważne nagle się poruszyło, jakby ktoś nacisnął w nim
jakiś tajemny guziczek, rozprostowało ramiona, podskoczyło w miejscu,
strząsając z ubranka resztki śniegu, a potem pochyliło się do przodu, lekko
ugięło w kolanach nogi i niczym skoczek na starcie odbiło się od schodka. Nie
leciało zbyt daleko, o nie, przecież nie o bicie rekordu tu chodzi, nie o
miejsce na podium, złoty medal, laury czy oklaski, lecz o coś znacznie
ważniejszego... o to, aby trafić pod właściwy adres. Serce, w którym To Co
Ważne zamieszka, nie może być przecież byle jakie, nie może być ani za ciasne,
ani za luźne, musi być w sam raz, dopasowane - przytulne, cieplutkie i
delikatne, a przede wszystkim zdolne do pokochania takiego marzyciela jak miś
Dyzio. Ma to być prawdziwe serce wrażliwego człowieka! Autentyk! Nie jakiś
bubel, w którym zawsze jest chłodno i nigdy nie wiadomo, co mu za chwilę
strzeli do głowy. Musicie wiedzieć, że To Co Ważne w wyszukiwaniu właściwych
serc jest specjalistą. Tym razem też wybrało odpowiednie, jakby uszyte na
miarę, wymierzyło odległość i hop... skoczyło! Ach, jak tutaj miło, cieplutko,
pomyślało, kiedy już znalazło się w środku, a potem... potem postanowiło, że
zostanie już tam na zawsze. Usiadło sobie wygodnie, roztarło zziębnięte stópki
i wzięło się do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz