04 czerwca 2020

Król mokradeł fr.1

Słońce powoli gasło, chowając się za wierzchołki drzew majaczących na horyzoncie. Nadchodził wieczór, a wraz z nim chłód, który z każdej płachetki ziemi, każdego źdźbła trawy i kamienia niczym wygłodniałe zwierzę zachłannie zlizywał ciepło. Opatulona szczelnie kocem broniłam mu wstępu do tej resztki, którą jakimś cudem udało mi się zgromadzić jeszcze za dnia, kiedy słońce mocno przygrzewało. Było mi dobrze i chciałam, aby ten błogostan trwał jak najdłużej. Z lasu dolatywało pohukiwanie puszczyka.
- To diabeł Olbin! - Roześmiała się Ania. - Zdzisiu zbudził go tym swoim bajaniem i teraz czart błąka się po lesie!
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...