08 czerwca 2020

Król mokradeł fr.4

- To dobry pomysł – szepnęłam, a właściwie coś szepnęło za mnie, posługując się moją barwą głosu.
Wiem, brzmi makabrycznie, ale dla mnie wcale takim nie było. To coś jawiło się jako przyjazne, może nawet bardziej niż którykolwiek ze spotkanych dotąd ludzi, i muszę przyznać, że świetnie potrafiło naśladować Alkę sprzed roku. Bezimienny sojusznik, szybko się uczący, panaceum na wszelki ból. Pojętna, sprytna istota zdolna przetrwać w każdych warunkach, nawet w takim wraku jak ja. Byłam jej za to wdzięczna. W końcu perfekcyjnie wyręczała mnie w trudnej sztuce życia. Doskonale sprawdzała się w roli matki, żony i cholera wie kogo jeszcze. Nie nadążałam za wszystkimi wcieleniami. Zresztą to nieistotne. Najważniejsze, że wreszcie mogłam spokojnie wycofać się, zaszyć w skorupie ciszy niczym robal we wnętrzu orzecha, przeczekać trudny czas skulona jak embrion w jaju, naga, bezbronna, pozbawiona mocy decydowania. Przeczekać trudny czas…
- To dobry pomysł, Aniu – powtórzyła istota pewnym, silnym głosem Alki sprzed roku. – Opowieść Zdzisia połaskotała moją wyobraźnię. Gotowa jestem przetrząsnąć te mokradła w poszukiwaniu ich króla…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...