- To dobry pomysł – szepnęłam, a właściwie coś szepnęło za
mnie, posługując się moją barwą głosu.
Wiem, brzmi makabrycznie, ale dla mnie wcale takim nie było.
To coś jawiło się jako przyjazne, może nawet bardziej niż którykolwiek ze
spotkanych dotąd ludzi, i muszę przyznać, że świetnie potrafiło naśladować Alkę
sprzed roku. Bezimienny sojusznik, szybko się uczący, panaceum na wszelki ból.
Pojętna, sprytna istota zdolna przetrwać w każdych warunkach, nawet w takim
wraku jak ja. Byłam jej za to wdzięczna. W końcu perfekcyjnie wyręczała mnie w
trudnej sztuce życia. Doskonale sprawdzała się w roli matki, żony i cholera wie
kogo jeszcze. Nie nadążałam za wszystkimi wcieleniami. Zresztą to nieistotne.
Najważniejsze, że wreszcie mogłam spokojnie wycofać się, zaszyć w skorupie
ciszy niczym robal we wnętrzu orzecha, przeczekać trudny czas skulona jak
embrion w jaju, naga, bezbronna, pozbawiona mocy decydowania. Przeczekać trudny
czas…
- To dobry pomysł, Aniu – powtórzyła istota pewnym, silnym głosem
Alki sprzed roku. – Opowieść Zdzisia połaskotała moją wyobraźnię. Gotowa jestem
przetrząsnąć te mokradła w poszukiwaniu ich króla…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz