A potem opowiedział mi o sklepie z zabawkami.
- Kiedyś tam pojedziesz - szepnął, układając mnie do snu w koszyczku wyścielonym mięciutką watą.
Pamiętam, że po tych słowach długo nie mogłem zasnąć. Leżałem otulony ciepłą kołderką i wyobrażałem sobie, jak taki sklep wygląda. Na pewno musi być w nim dużo zabawek, a każda jest szczęśliwa, bo wie, że zostanie adoptowana przez dziecko.
Nie płakałem, kiedy pewnego dnia w drzwiach naszego domu pojawił się dostawca towaru.
Przyszedłem na świat po to, aby dawać radość, powtarzałem w myślach, gdy zabawkarz Antoni wkładał mnie do niewielkiego brązowego pudła. Jechałem przecież do miejsca, do którego pragnie trafić każda zabawka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz