10 czerwca 2020

Król mokradeł fr.5

Zapadający zmierzch wydłużył cienie drzew rozsianych niczym rodzynki w cieście po pokrytych zielskiem łąkach. Owe cienie, bezgłośnie pełzające po ziemi, tworzyły szczególną mozaikę, niezwykle malowniczą i ekspresyjną. Patrząc na tę grę światła i ciemności, wsłuchiwałam się w pomrukiwania puszczyka. Nie bez przyczyny ptaki te kojarzono kiedyś z posłańcami śmierci i wszelakich nieszczęść. Bezwiednie zapracowały sobie na ten wizerunek samym tylko śpiewem, bardziej przypominającym demoniczny śmiech z zaświatów niż odgłosy wydawane przez istotę z krwi i kości, kruchą i delikatną, śmiertelną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...