Zapadający zmierzch wydłużył cienie drzew rozsianych niczym rodzynki w cieście po pokrytych zielskiem łąkach. Owe cienie, bezgłośnie pełzające po ziemi, tworzyły szczególną mozaikę, niezwykle malowniczą i ekspresyjną. Patrząc na tę grę światła i ciemności, wsłuchiwałam się w pomrukiwania
puszczyka. Nie bez przyczyny ptaki te kojarzono kiedyś z posłańcami śmierci i wszelakich nieszczęść. Bezwiednie zapracowały sobie na ten wizerunek samym tylko śpiewem, bardziej przypominającym demoniczny śmiech z zaświatów niż odgłosy wydawane przez istotę z krwi i kości, kruchą i delikatną, śmiertelną.
10 czerwca 2020
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...

-
Wracała. Adam miał po nią wyjechać na dworzec. Zupełnie jak za studenckich czasów, pomyślała, tylko tym razem nie będzie margerytek ani nam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz