Drogi przyjacielu, nie
wiem, od czego zacząć tę opowieść.
Na zewnątrz wszystko
tonie we mgle. Zdaje się być inne niż zawsze, obce.
O poranku wybrałam się na
spacer. Jak wiesz, robię to teraz co dzień.
Postanowiłam nie budzić
naszej przyjaźni. Kiedy śpi wtulona w pościel, wygląda tak ładnie, jak dziecko
- słodko i niewinnie. Nie budziłam jej... Niech jeszcze sobie pośpi,
pomyślałam, powoli tonąc we mgle.
Było mi dobrze. Po raz
pierwszy od wielu dni czułam spokój.
Nie minęło kilka chwil, a
przyjaźń przybiegła moim tropem, tą samą ścieżką, którą chodzą jednorożce do
rzeki, przybiegła jak wierne psisko, wystraszona, cała zziajana, pokaleczona
przez pędy jeżyn, nieumyta i rozczochrana, z kosmykami suchych traw we włosach.
Może się zlękła, że
odeszłam na zawsze?
Teraz leży obok mnie na
tapczanie i drży. Staram się ją uspokoić - głaszczę po włosach i śpiewam jej
ulubioną piosenkę. Ma zamknięte oczy...
Udała nam się ta
przyjaźń, mój drogi, udała się niż cokolwiek innego.