Tego dnia miś Kudłaty wstał bardzo
wcześnie. Dzieci jeszcze nie było w przedszkolu. Trochę smutno, pomyślał,
wychodząc z koszyczka. Najpierw umył pyszczek i łapki, zrobił kilka przysiadów
i już miał usiąść do śniadanka, gdy usłyszał podniecony głos lalki Zuzi.
- Jesteś pewien, że to nowa zabawka? -
dopytywała. - Mogłeś przecież źle usłyszeć!
- Dobrze słyszałem - bronił się pajacyk
Teofil. - Pani mówiła...
- Mówiła, mówiła... - przerwała mu
zdenerwowana lalka. - Jesteś roztrzepany i na pewno coś przekręciłeś, na pewno!
- Oj, Zuziu - bąknął nieco zmieszany
pajacyk. - Pani mówiła, że to niespodzianka. Nie mogę zdradzić nic więcej...
- Pewnie to jakiś nowy pluszak! -
zawołał traktorek Adaś.
- Albo lalka - zahukała pluszowa sowa
Berta. - Lalka na pewno!
Zuzia zrobiła się cała czerwona. Nie
powiedziała nic, tylko rzuciła spojrzenie pełne gniewu, odwróciła się na pięcie
i odeszła.
- Przejdzie jej - powiedział z uśmiechem
pajacyk. - A tak swoją drogą, sam jestem ciekaw, jakaż to nowa zabawka kryje
się w pudle.
Wszyscy byli ciekawi, a chyba
najbardziej miś Kudłaty. Nowa zabawka? Pamiętał dobrze swój pierwszy dzień w
przedszkolu. Słodkie wspomnienia. Gdy tylko pani Kasia wyjęła go z torebki,
dzieci ze szczęścia zaklaskały w dłonie. Natychmiast podbiegły i zaczęły
przyglądać się mu z zachwytem. Było tak jakoś uroczyście, tak, jakby wszystko
zakwitło wokół na tęczowo. Wędrował z rączki do rączki, każdy przedszkolak
przytulał go mocno, miział milutko po nosku i szeptał najmilsze słowa. Kochany
Kudłaty, śpiewały serduszka, a on był wtedy bardzo szczęśliwy,
najszczęśliwszy... Potem zaczęła się jego podróż po dziecięcych domach. Piękna
historia.
- Ach, to były dobre czasy - westchnął
ze wzruszeniem.
Pudło pełne tajemnic stało na biurku.
Stoi i czeka aż ktoś je otworzy, pomyślał tęsknie Kudłaty. Ojej, kiedy ta pani
przyjdzie? Każdy niecierpliwie spoglądał na drzwi do sali.
- A co jeśli w tym pudełku naprawdę jest
lalka? - zaniepokoił się pajacyk Teofil.
- Spokojnie, spokojnie - rzekła sowa
Berta. - Pani Kasia wie, co robi...
Jak trudno się skupić, gdy na coś się
czeka. Jedna minuta wydaje się jak cały wiek. Obowiązków mnóstwo, a nic nie
chce iść do przodu. Traktorek Adaś stał w miejscu, klocki po dywanie
porozrzucane, pajacyk Teofil nie fikał koziołków, jak zwykł to robić co rano,
pacynka Klotylda milczała.
- Sami otwórzmy to pudło! - postanowił
wreszcie Kudłaty.
- Tak, zróbmy to! - przytaknął pajacyk.
I wtedy właśnie w drzwiach pojawiła się
pani. Za nią gąska za gąską wmaszerowały przedszkolaki.
- Proszę panią, proszę panią! -
zawołały. - Ale wielkie pudło!
- Ogromne jak słoń - powiedział
Kacperek.
- Jak góra lodowa! - dodała Anulka.
- A jak dużo na nim znaczków! -
zachwycał się Szymonek. - Chyba ze sto!
- Dwieście! Proszę panią, prawda, że
dwieście albo milion sto? - pytał Miłoszek.
- Pan listonosz Onufry przywiózł to
pudło! - zawołał z triumfem Tobiaszek. - Widziałem przez okno czerwonego
malucha!
- Nic się przed wami nie ukryje -
roześmiała się pani.
Podeszła do biurka, odwróciła paczkę i
pokazała dzieciom adres nadawcy.
- Sklep z zabawkami, ul. Słoneczna -
przeczytała.
Paczka nadeszła pocztą. Przedszkolaki podskoczyły
z radości i już były przy pani.
- Hura! Nowa zabawka! - ucieszyła się
Daria.
- Otwórzmy szybko! - niecierpliwiła się
jej siostra bliźniaczka, Klaudia.
- Ja otworzę! Ja otworzę! - powtarzał
przejęty Filipek.
- Nieee, bo ja! - dopraszał się Igorek.
- Otworzymy razem - powiedziała pani. -
Tylko ostrożnie...
Papier był szary, a pod nim istne cudo.
Zabawka, jakiej jeszcze w przedszkolu nie było.
- Wow! - pisnął Kudłaty. - Kolorowa
walizka!
- Walizka? - zdziwił się samochodzik
Teodor. - Trochę dziwna...
Wszyscy z przejęciem zaczęli przyglądać
się nowej zabawce. Nigdy czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Walizka nie
walizka, jakieś dziwy.
- Lalka to nie jest na pewno - rzekł
pajacyk Teofil.
- Ani maskotka - stwierdziła pacynka
Klotylda.
- Może klocki? - zapytał traktorek Adaś.
- Eee, klocki też chyba nie -
powiedziała lalka Zuzia. - Mnie się wydaje, że jakiś robot nowej generacji.
Pani położyła robota na biurku.
Otworzyła go tak, jak otwiera się właśnie walizkę, ale zamiast przegródek na
potrzebne w czasie podróży rzeczy, zabawki ujrzały niewielki ekranik i mnóstwo
kolorowych przycisków z różnymi oznaczeniami.
- Ojej! Wiesz, Zuziu, chyba masz rację!
- przyznał pajacyk Teofil. - To musi być robot! Ciekawe, co potrafi?
- Chodzić na pewno nie umie. Nie ma nóg
ani kółek - zauważył miś Kudłaty. - Rąk też nie ma!
Pani włączyła guziczek. Robot nie
poruszył się wcale. Może nie ma siły?
- Oj, chyba nie jadł śniadania -
zmartwiła się pacynka Klotylda. - Ciekawe, co mu smakuje?
- Pewnie lubi frytki albo brokuły! -
zaczął zgadywać dźwig Zenuś.
- A ja myślę, że taki robot pije tylko
olej, żeby mu nie zardzewiały trybiki - powiedział pajacyk. - Widziałem w takim
jednym filmie...
- Daj spokój - przerwała mu lalka Zuzia.
- Takie nowoczesne roboty mają wbudowaną baterię i karmią się energią!
Baterię? Ale ta Zuzia mądra!
Rzeczywiście, pani przypięła robotowi jakiś dziwny kabel i podłączyła go do
gniazdka elektrycznego.
- Zobaczycie, zaraz się poruszy! -
tłumaczyła lalka zadowolona, że wszyscy jej słuchają.
Robot się jednak nie poruszył, bo
poruszyć się nie mógł - nie miał przecież nóg ani kół, ale za to zaczął mrugać
i wydawać śmieszne dźwięki.
- Ding dig dang, ding dig dang.
- Przedstawiam wam Enterka - powiedziała
pani. - Eneterek to nowoczesny komputer wyprodukowany specjalnie dla dzieci.
- A do czego on służy? - pacynka
Klotylda spojrzała na robota podejrzliwie.
- Jak to do czego? Do bawienia się! -
zawołał pajacyk. - Nie słyszałaś? Przecież pani powiedziała, że to zabawka!
- No tak - potwierdziła pacynka. - Ale
zabawki, oprócz tego, że bawią, mają też uczyć. Pani zawsze nam to powtarza...
- Uczyć mądrze - dodała sowa Berta.
Enterek jest pięknie ozdobiony. Po jego
niebieskiej obudowie niczym obłoczki po niebie spacerują różne postacie
bajkowe. Na samym środku siedzi miś Puchatek z beczułką miodu, nieco wyżej
fruwają pszczoły, a wśród nich jedna znajoma - Pszczółka Maja. Po prawej stoi
Włóczykij i gra na harmonijce, po lewej tańczy Papa Smerf, tuż obok wędruje
Czerwony Kapturek z koszyczkiem łakoci.
- A Enterek zna te wszystkie bajki? -
zapytała Natalka.
- Oczywiście, że zna. Potrafi je również
w ciekawy sposób opowiadać - odparła pani. - Zanim jednak to zrobi, musimy go
oswoić!
Oswoić? Dzieci bardzo się zdziwiły.
Oswaja się przecież zwierzęta, na przykład pieska albo chomika, ale nie
komputer. Ojej, jak to zrobić? Zadanie arcytrudne!
- Będziemy go głaskać? - wnikała Asia.
- Nieee... - zaprzeczyła pani. - Oswoić
Enterka oznacza nauczyć się bezpiecznie z niego korzystać.
- To on jest groźny? Może ugryźć jak zły
pies? - dociekał Miłoszek.
- Albo jak lew? - dodała Nadia. -
Enterek jest dziki jak lew i może nas pożreć?
Co to za dziwna zabawka ten komputer,
pomyślał miś Kudłaty, z uwagą śledząc przemykającą po ekranie postać.
- Kudłatyyy, to jakiś twój kuzyn? -
zapytał pajacyk Teofil. - Co on robi? Chodzi po tym ekranie i chodzi... z lewej
strony na prawą, z góry na dół, z prawej strony na lewą, z dołu do góry! Ojej,
i tak bez końca! Nie bolą go nogi?
- Ale do ciebie podobny! - zdziwiła się
pacynka Klotylda, zerkając raz na Kudłatego, raz na misia spacerującego po
ekranie Enterka.
Rzeczywiście, miś był bardzo podobny do
Kudłatego. Te same figlarne oczka, to samo puszyste futerko i ten sam
słodziutki uśmiech.
- To miś Bruno - przedstawiła
niezwykłego gościa pani.
- Pojawia się i znika! - zawołał Czaruś.
- Chyba ten miś jest zaczarowany!
- Troszeczkę tak - uśmiechnęła się pani.
- To jedna ze sztuczek Enterka. Nazywa się animowany wygaszacz ekranu. Kiedy
Enterek odpoczywa, miś Bruno spaceruje.
- A ten ani... animowy! Ojej, ale trudne
słowo - zmartwiła się Martynka. - Czy on czasem też odpoczywa?
- Oczywiście! A-ni-mo-wa-ny wygaszacz
ekranu odpoczywa wtedy, gdy Enterek pracuje - uspokoiła ją pani. - Zobacz
sama...
Pani wyjęła z pudła jakieś dziwne
urządzenie. Przypominało trochę myszkę z długim ogonem. Miało nawet oczka!
Oczka i dwa klawisze. Dzieciom ta niby myszka bardzo się spodobała, a pluszowej
kotce Puszce aż za bardzo. Naprężyła się i już miała skoczyć na biurko, by
pobawić się nieco z myszką, gdy pani powiedziała:
- Ona wszystkim steruje...
Myszka kierowniczka? A to spryciula!
Taka malutka, a wszystko ma pod kontrolą. Pani poruszyła nią lekko, miś Bruno
zniknął natychmiast, a w jego miejsce pojawił się nie kto inny jak...
- Kudłaty! - krzyknęli wszyscy.
Wszyscy bez wyjątku, zabawki i dzieci.
- Hura! Hura! Kudłaty, nasz miś
ukochany!
Tak, to miś Kudłaty we własnej osobie -
minka zadowolona, oczka błyszczące jak gwiazdki, kokarda na szyi. Ojej, jaki
śliczny portret!
- Oto pulpit Enterka, a na nim tapeta z
naszym Kudłatym - uśmiechnęła się pani.
Miś poczuł, jak mu serduszko
przyspiesza, pik pik, pik pik, pik pik pik pik. Kochana ta pani, zawsze o mnie
pamięta, pomyślał ze wzruszeniem i spojrzał na ekranik Enterka. Ale co to?
Jakaś mucha po pyszczku mu skacze! A sio, a sio, wstrętna mucho, uciekaj!
Uparte musisko polazło na brzuszek...
- Ta muszka to kursor - poinformowała
pani.
- Kursor? - zdziwiła się Julka. - A
gdzie on kursuje?
- Kursor wskazuje - padła odpowiedź. - O
tak...
I klik klik w małą, żółtą kopertę w dole
ekranu.
- Klik klik - powtórzył jak echo
Patryczek.
- Klik klik - zawtórował mu Alanek.
To klik klik tak się przedszkolakom
spodobało, że wszystkie głośno zaczęły klikać, i Amelka, i Klaudia, i Czarek.
Nawet lalka Zuzia, której przeszły już fochy, kliknęła klik klik. Ale wspaniała
zabawa, na sto dwa! Pajacyk Teofil klikał bez umiaru, i klik klik, i klik klik.
W końcu przewrócił się na dywan, zaczął nóżkami wywijać i śmiać się
wniebogłosy.
- Teofilu, oj, przestań wreszcie
pajacować - upomniała go sowa Berta, sama krztusząc się ze śmiechu.
Nagle rozległo się głośne:
- Ding dig dang, ding dig dang!
To Enterek uruchomił program edukacyjny
dla dzieci. Umilkli wszyscy, a pani powiedziała:
- Teraz odbędziemy wirtualną podróż po
świecie baśni.
Miś Kudłaty uwielbiał podróżować. Zawsze
starannie się do tego przygotowywał. Pakował potrzebne rzeczy. Latem nad morze
zabierał klapki, okulary i ręcznik, zimą w góry czapkę, kubraczek i traperki.
Taka wirtualna podróż to dla misia wyzwanie nie lada. Co ze sobą zabrać? Co może
się przydać w drodze? Tego miś nie wiedział i martwił się trochę. A co jeśli
pani, widząc go nieprzygotowanym, powie:
- Nie, nie, Kudłaty, tym razem nie
pojedziesz!
To dopiero byłby smutek. Katastrofa
totalna! Nie jechać to tak, jakby stracić beczułkę miodu... Gorzej! Dwie
beczułki! Ech, za mało... Trzy beczułki! Nie więcej! Taka przygoda może się już
nigdy nie zdarzyć!
- Co tak wzdychasz, Kudłaty? - zapytał
pajacyk Teofil. - Zamiast cieszyć się, ty się martwisz, brachu?
- A bo nie wiem, co zabrać w tę
wirtualną podróż do świata baśni... - szepnął miś z rezygnacją.
- Najlepiej miodek - doradziła sowa
Berta. - Miodek chroni przed wirusami.
Dzieci też nie mogły doczekać się
wirtualnej wyprawy. Obstąpiły panią i z uwagą śledziły, co się dzieje na
ekranie.
- A czy Enterek choruje? - zapytała
Lenka, wycierając nosek chusteczką. - Czy ma czasami katarek albo kaszel?
- Czasami tak - odparła pani. - Bywa, że
złapie wiruska i wtedy trzeba go leczyć.
- Syropkiem z cebuli? - dociekała
Gabrysia. - Jest taki smaczniutki!
- Słodziutki jak miodek - oblizała się
ze smakiem Madzia.
Pani spojrzała na dzieci z uśmiechem.
Enterek zadźwięczał jakby na znak, że ma się świetnie i syropku nie potrzebuje.
- Ding dig dang, ding dig dang.
- Enterek jest chroniony przez program
antywirusowy - powiedziała pani tajemniczo.
- Czyli że ma ochroniarza jak pan
prezydent? - dopytywał Mateuszek.
- Owszem - roześmiała się pani. - A
teraz uruchomimy internet...
- A mój brat mieszka w internacie! -
zawołał Weronika, podnosząc paluszek. - Internat to taki duuuży dom! Jest tam
wiele pokojów i łazienek!
- Internet to coś innego, choć podobnie
brzmi - odparła pani. - Internet to rodzaj sieci.
- Sieci? - zdziwił się Ksawery. - Pająki
robią sieć...
Lalka Zuzia od razu skuliła się ze
strachu.
- Nie lubię pająków - szepnęła,
rozglądając się dookoła. - Nie lubię i już!
- Oj tam! - zawołał pajacyk Teofil,
podnosząc ręce do góry jak siłacz. - Nie bój się, Zuziu! Ja cię obronię przed
pająkami!
Tymczasem pani ustawiła dzieci w kole.
- Wyobraźcie sobie, że każde z was ma
komputer podobny do Enterka - powiedziała.
- Mój będzie się nazywał Bacuś -
ucieszyła się Karolinka.
- A mój Pikuś - oznajmił Szymonek.
Każde dziecko wymyśliło imię dla swojego
komputera. Śmiechu było przy tym dużo, bo takie szukanie imion to wielka
frajda.
Enterek także był zadowolony. Gdyby
tylko umiał się poruszać, na pewno dołączyłby do dzieci. Jego wesołe "ding
dig dang" pięknie współgrało z radosnym szczebiotaniem przedszkolaków.
- Ten Enterek to sympatyczny gość -
stwierdził pajacyk Teofil. - Da się lubić!
Ale co to? Chyba szykuje się jakaś
zabawa? Pani wzięła kłębek wełny i zaczęła tłumaczyć dzieciom zasady.
- Kochani, internet to taka sieć, która
łączy wszystkie komputery na całym świecie. My też taką sieć stworzymy!
- Hura! - ucieszyły się dzieci.
Były bardzo podekscytowane nową zabawą.
Wprost nie mogły ustać w miejscu.
- Oto kłębek wełny - wytłumaczyła pani.
- Rzucając go do siebie, będziemy wypowiadać imię osoby, do której chcemy, aby
kłębek trafił. Spróbujmy...
Jako pierwszy rzucił Kacperek.
- Anulka! - zawołał z uśmiechem, mocno
trzymając koniuszek wełny.
Anulka zrobiła krok naprzód, wystawiła
rączki i... złapała!
- Huraaa! - podskoczyła z radości. -
Teraz mój kłębuszek!
- Brawo! Brawo! - pochwaliła ich pani. -
Mamy pierwsze połączenie internetowe między komputerem Kacperka i komputerem
Anulki. Teraz rzuca Anulka!
Dziewczynka najpierw uważnie rozejrzała
się po sali, potem uśmiechnęła się tajemniczo i trzymając swój koniec wełny,
rzuciła kłębuszek do Martynki. Poleciał łukiem i niczym pocztowy gołąbek
bezbłędnie trafił pod wskazany adres.
- Wspaniale sobie radzicie! - zachęcała
pani. - Mamy drugie połączenie internetowe!
Ojej, ale świetna zabawa! Teraz rzuca
Martynka. Ryms i kłębuszek z imieniem Mai trafił do celu. Maja podała go
Szymonkowi. Szymonek przekazał wiadomość Asi. Asia połączyła się z komputerem
Wikusi, a Wikusia nawiązała kontakt z Czarusiem.
- Nasza przedszkolna sieć internetowa
gotowa! - oznajmiła pani. - Wszyscy byliście wspaniali! Tylko spójrzcie...
Rzeczywiście, sieć była piękna, miała
doskonały wzór, z krzyżującymi się nitkami połączeń.
- Ho ho ho! - zdziwił się pajacyk
Teofil. - Ale ten internet ciekawy! A jakie stwarza możliwości! Mogę nawiązywać
połączenie, z kim chcę i kiedy chcę!
- A my ci nie wystarczamy? - zapytała
lalka Zuzia z pretensją w głosie.
- Nikt nie zastąpi prawdziwego
przyjaciela - rzekł z powagą Teofil. - Ale chciałbym też wiedzieć, co robią
pajacyki z innych przedszkoli, na przykład mój kuzyn John z Ameryki albo Laoci
z Japonii!
- Skoro tak... - zastanowiła się Zuzia.
- To ja bym przez ten internet porozmawiała z Kenem, no wiesz, tym znajomym
lalki Barbie.
- Z Kenem? - zdziwiła się pacynka
Klotylda. - Przecież ty go w ogóle nie znasz, a z nieznajomymi nie powinno się
rozmawiać, zwłaszcza przez internet!
- To się poznamy! Żaden problem... -
powiedziała lalka. - Ja mu powiem swoje imię, on mi zdradzi swoje!
- Oj, Zuziu, Zuziu... - rzekła sowa
Berta. - Pacynka ma rację, nie wolno rozmawiać z nieznajomymi! Nigdy nie
wiadomo, kto ukrywa się po drugiej stronie internetowego połączenia.
- Może przebrany za Kena wilk! - zawołał
pajacyk. - To mistrz kamuflażu! Już raz przebrał się za babcię i wynikły z tego
same kłopoty!
Nadeszła godzina śniadanka. Przy zabawie
czas tak szybko umyka. Na stole już kanapki ze smacznym serkiem i ciepłe kakao,
aż ślinka cieknie.
- Pora na jedzonko! - zdecydowała pani.
- Niech Enterek odpocznie. Jutro się z nim na nowo spotkamy, a teraz idziemy
myć łapki!
- Ding dig dang - powiedział na
pożegnanie Enterek i wygasił ekranik.
- Do jutra, Enterku... Ding dig dang -
szepnął miś Kudłaty. - Śpij dobrze.