18 lutego 2016

Popłyńmy...

                                                                         Wiki  Arwena

17 lutego 2016

Smoczy język cz.9 - Zuza fr.2

                                                                         Wiki Arwena
Była jak one, mityczne gady, zdolne w każdej chwili do metamorfozy. Wystarczyło tylko wcisnąć magiczny przycisk, by monitor rozbłysnął, stwarzając tysiące różnych możliwości. Mogła być każdym, a zarazem nikim, w oka mgnieniu rozpłynąć się jak piana w morzu iluzorycznych istnień. W świecie wirtualnym czarująca i elokwentna, w realu odrażająca niczym legendarny potwór. Beczułka na krótkich, kaczych nogach, o okrągłej, kostropatej twarzy, na której dominował szeroki, często czerwony nos, nie pasowała do wizerunku wykreowanego w czasie długich rozmów na czacie. Do pewnego momentu nie przeszkadzało jej to, potem zaczęło uwierać niczym za ciasny but. Zakochała się. 

16 lutego 2016

Smoczy język cz.9 - Zuza fr.1

                                                                          Wiki Arwena
Zuza chodziła do najdroższego liceum w mieście. W jej osiemnastoletnim życiu wszystko było najdroższe, honda, którą ojciec zawoził ją do szkoły, podmiejska willa w amerykańskim stylu, meble z drewna hebanowego, basset - ukochany pies, firmowe ciuchy, elektroniczne gadżety oraz inne drobiazgi kupowane w ekskluzywnych sklepach na całym świecie. Nic więc dziwnego, że Julia miała problem z wybraniem dla niej prezentu. Najpierw długo odkładała kieszonkowe, rezygnując z co tygodniowych przyjemności, czyli seansu w kinie i zakupu książki, potem zapamiętale wertowała katalogi w poszukiwaniu czegoś szczególnego, oryginalnego, co przypadłoby do gustu rozpieszczonej córeczce najbogatszego w okolicy biznesmena. Dla ludzi z miasteczka Zuza była niedostępną księżniczką ze złotego pałacu, dla Julii najbardziej pociągającą dziewczyną na czacie. To miało być ich pierwsze spotkanie w realu, pierwsza randka, pierwszy prezent...
Srebrnego smoka wypatrzyła u handlarza starzyzną. Stara, zaśniedziała zakładka do książki, rzucona między zardzewiałe rondle, łyżki i moździerze, wyglądała niepozornie, jednak po oczyszczeniu odzyskała dawny blask. Julia patrzyła z zachwytem na wężowate cielsko pokryte drobną łuską, wygiętą szyję zakończoną podłużnym łbem i pęk łańcuszków zwisających ze smoczego rogu. Już wkrótce zakładka, włożona między  strony tomiku z ulubionymi wierszami, trafi w ręce ukochanej. Cudowny prezent! Julia swego czasu dużo czytała o smokach. Najbardziej fascynowały ją japońskie opowieści o smoczycach przybierających postać uroczych dziewcząt. 

15 lutego 2016

Smoczy język cz.8 - Scholastyka fr.3

                                                                                  Wiki Arwena
A więc tym razem intuicja zawiodła. Scholastyka, zdając się na nią, zaprosiła do stolika szaleńca, który nie dość, że zabiera jej cenne minuty, to jeszcze zatruwa głowę swoimi chorymi wizjami.
- Niech pan mami kogoś innego - powiedziała stanowczo. - Nie mam czasu wysłuchiwać tych bzdur. Proszę odejść, bo wezwę policję.
Mężczyzna opuścił głowę i siedział przez chwilę nieruchomo, potem spojrzał na nią uważnie. W jego oczach nie spostrzegła szaleństwa, były smutne.
- Widzi pani kobietę siedzącą przy drzwiach?
Mimowolnie podążyła wzrokiem we wskazanym kierunku.
- Tak, tę, która czyta książkę. Jest w ósmym miesiącu ciąży. Urodzi Janka. Raz w tygodniu wymyka się z domu pod pretekstem wizyty u lekarza i przychodzi tutaj, aby poczytać, zjeść szarlotkę, wypić kawę, zapomnieć o mężu nieudaczniku - szepnął. - Za chwilę zapłaci, wyjdzie z kawiarni, siądzie do samochodu, ruszy z parkingu i odjedzie do domu. W czasie podróży zorientuje się, że zapomniała zabrać ze stolika zakładkę do książki, bardzo cenną pamiątkę po matce, srebrnego smoka z pękiem łańcuszków. Oczywiście zawróci...
- Proszę przestać! Nie wierzę w takie farmazony! - przerwała mu i zaśmiała się ironicznie. - Cholerny jasnowidz! To może powie mi pan, jak mój szef zareaguje, gdy przedstawię plan ograniczenia wydatków na wyjazdy służbowe?
- Nie zdąży wyhamować... - głos mu zadrżał. - Umrze w szpitalu. Nigdy się nie dowie, że przed zapłaceniem rachunku nieświadomie wsunęła zakładkę do kieszonki marynarki i tak naprawdę ma ją przy sobie w momencie, gdy wraca w pośpiechu do kawiarni. Nigdy nie przytuli cudem uratowanego Janka. Nie powinna wracać... Pani może to zmienić! Scholastyko, na miłość boską, proszę z nią porozmawiać albo wyjść stąd o innej porze niż zazwyczaj. Ocal siebie i ją! Zrób to dla tego dziecka, które będzie wzrastało bez matki!
Słuchała z niedowierzaniem. Nieznajomy nakręcał się coraz bardziej. Na jego bladej twarzy wykwitły rumieńce, oczy błyszczały od łez, a ręce drżały. Powinna się wycofać, zapłacić, wyjść! Nie, to może przynieść pecha... Jeszcze piętnaście minut.
- A pan? - zapytała bardziej dla uspokojenia mężczyzny niż z ciekawości. - Dlaczego pan jej nie ostrzeże, nie zatrzyma?
- Mogę rozmawiać tylko z panią - odparł ze smutkiem. - Staram się przekonać panią od wielu lat, niestety bezskutecznie. Po nieudanej próbie zawsze wracam do tego samego punktu w czasie. Za każdym razem scenariusz powtarza się. Umieracie obydwie w chwili, gdy przychodzę na świat... To jedyna pamiątka po matce...
Scholastyka ujrzała w dłoni mężczyzny srebrną zakładkę do książki. Była tak piękna, że kobieta zadrżała z zachwytu.

Tego dnia nie wróciła do biura. Po mieście lotem błyskawicy rozeszła się wieść o tragicznym wypadku samochodowym, w którym zginęły dwie kobiety. Jedna z nich była w ósmym miesiącu ciąży. Na szczęście, dzięki szybkiej interwencji lekarzy, dziecko udało się uratować.

14 lutego 2016

Domek w lesie fr. 29

                                                                            Wiki Arwena
Przyczajona w krzakach spodziewała się najgorszego. Była oszołomiona wydarzeniami ostatnich godzin, a jednocześnie myślała niezwykle trzeźwo. Starała się ułożyć plan, który gwarantowałby bezpieczeństwo i pozwolił poznać prawdę. Karol dokonał rzeczy arcytrudnej, przybrał maskę i sprawił, że mu zaufała. Przez sześć lat kłamał, a teraz, kiedy zamarzyło jej się szczęście w leśnym domku na odludziu, pokazał prawdziwe oblicze. Kim był ten drugi? Mnóstwo pytań, których nie zdążyła zadać zaskoczona i przerażona ostatnimi wydarzeniami. Nie pora na nie i teraz. A babcia Franciszka? Czy przybyła zza światów, aby ją ostrzec, czy to kolejna mistyfikacja? Była tak realna... Jeszcze za życia obiecała chronić Nikę, stąd amulet z bursztynu. Nie pieniądze, ale figurka wilka chroniąca przed złem.

11 lutego 2016

Domek w lesie fr.28

                                                                           Wiki  Arwena
Krzaki dzikich jeżyn i malin porastające tę część polany były dobrym schronieniem. Nika z tej bezpiecznej kryjówki mogła obserwować wejście do domu oraz teren wokół, aż po obrzeża lasu. Chwyciła Karola za związane nogi i mocno pociągnęła w kierunku ciemnej ściany drzew. Mężczyzna jęknął, ale nie stawiał oporu. Minutę później zarumieniona Nika wróciła do upatrzonego obserwatorium wśród zielska. Wsłuchała się w dźwięk jadącego samochodu. Warkot silnika wyraźnie się wzmagał. Auto było coraz bliżej.

10 lutego 2016

"Drzwi babci Franciszki" z cyklu "Rodzinne opowiastki"

                                                                             Wiki Arwena
Wszyscy nazywamy je drzwiami babci Franciszki. Są dla nas tym, co w innych rodzinach określa się mianem cennej pamiątki po przodkach. Powstały w czasach, kiedy dziadek Stanisław, rozkochany w morgach sąsiada, postanowił wreszcie się ustatkować. Podług ówczesnej mody kupił od pilarza Wojciecha litr bimbru, założył garnitur z samodziału, jedyny odświętny strój, jaki posiadał, i wybrał się w niedzielę do Walenciaka. Ów stary zrzęda miał córkę, przyszłą dziedziczkę owych morgów, które przylegały do poletka Staśka. 
- Sąsiedzie, pora zaorać miedzę - rzekł Stanisław. - Dajcie mi córkę za żonę!
- A czemu by nie! - odparł Walenciak, zacierając ręce na widok pełnej butelki okowity.
Co prawda Franka, urocza brunetka o brązowych oczach, o uprawie roli nie miała pojęcia, ale to nie stanowiło problemu dla Staśka, który po ojcu odziedziczył umiejętność szybkiego przekonywania kobiet do uległości i roboty. Dziewuchy ze wsi przychylnie spoglądały na barczystego, już lekko siwiejącego kawalera, on jednak, upatrzywszy sobie sąsiedzkie morgi, nie zwracał uwagi na te umizgi. France marzył się kawaler z miasta o romantycznym usposobieniu, dlatego tej niedzieli, zanim Walenciak ze Staśkiem ujrzeli dno butelki i odśpiewali do końca ostatnią zwrotkę pieśni o ułanach przybywających pod okienko, dziewczyna spakowała walizkę i uciekła do ciotki mieszkającej w Warszawie, wdowie po oficerze, w nadziei, że jej marzenia co do małżeństwa wkrótce się ziszczą. Stasiek na wieść o ucieczce przyszłej narzeczonej wściekł się i chwyciwszy siekierę, którą Walenciak po zabiciu koguta na niedzielny rosół zwykł wbijać w ogromny akacjowy pniak stojący przy oborze, z wrzaskiem pobiegł do lasu. Tam upatrzył wielką sosnę i nie bacząc na nic, ściął ją kilku uderzeniami topora, potem u Wojciecha kupił kolejną butelkę bimbru i wypił duszkiem jej całą zawartość. To na kilka godzin zwaliło go z nóg. Gniew jednak nie ustąpił. Gdy tylko chłopu trochę  pojaśniało w głowie, ściągnął na podwórko ogromny pień sosny, pociął na deski i zrobił drzwi, duże, grube, wzmocnione stalowymi klamrami. Wetknął je w futrynę własnej chałupy, usiadł na progu i powiedział:
- Przez te drzwi ma prawo przejść tylko Franka! Jak mi Bóg miły, jeśli nie ona, to żadna inna... 
Jak to w tego typu opowieściach bywa, Franciszka, wzruszona upartością kawalera, wróciła na wieś i przechodząc przez drzwi, oddała się mu wraz z morgami. Odtąd ważne wydarzenia rodzinne są zatwierdzane w ten sam sposób, poprzez przejście przez drzwi babci Franciszki. Czy to chrzest, czy ślub, czy podwyżka, drzwi otwierają się z jednakim skrzypieniem. 

09 lutego 2016

Smoczy język cz.8 - Scholastyka fr.2

                                                                              Wiki  Arwena
Odniosła wrażenie, że gdzieś już się spotkali. Może to były klient, pomyślała, wskazując mężczyźnie krzesło naprzeciwko. Miała pamięć do liczb, nie do twarzy. Liczbom ufała, ludziom nie, zbyt często oszukiwali.
- Zaintrygował mnie pan - powiedziała. - Mam niewiele czasu. Słucham...
- Te informacje na pewno panią zaciekawią - szepnął, rozglądając się na boki.
O tej porze przy stolikach siedzieli tylko stali bywalcy kawiarni, ci, którzy korzystając z przerwy w pracy, przychodzili do lokalu na kawę i ciastko. W milczeniu delektowali się smakiem aromatycznego płynu, obserwując przez szybę miejski ruch. Nikt nie zwracał uwagi na siedzącą w kącie sali parę. Mimo to mężczyzna spoglądał na nich podejrzliwie.
- Jest pan bardzo tajemniczy - odparła zniecierpliwiona. - Po co te podchody? Do rzeczy! O co chodzi?
- Jak pani sobie życzy. - Uśmiechnął się uprzejmie i zerknąwszy na zegarek, rzekł: - Za dokładnie dwadzieścia jeden minut, trzydzieści cztery sekundy po wyjściu z tej kawiarni pani życie się skończy... 

08 lutego 2016

Smoczy język cz.8 - Scholastyka fr.1

                                                                                Wiki  Arwena
Przychodziła tutaj co dzień. Niezależnie od pogody zawsze zamawiała to samo, kawę i napoleonkę. Pojęcie przerwy na lunch nie istniało dla Scholastyki. Czas to pieniądz, mawiała, współczując koleżankom, które zajęte wychowaniem dzieci, rezygnowały z ambicji zawodowych. Pracowała nawet tutaj, w małej kawiarni na rogu dwóch najruchliwszych ulic w mieście. Aromat małej czarnej parzonej właśnie w tym miejscu, nigdzie indziej, działał na Choli, jak nazywali ją pieszczotliwie przyjaciele, w szczególny sposób. Wyzwalał w niej niezwykłą kreatywność, a niepowtarzalny smak napoleonki był przysłowiową "kropką nad i". Jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć, traciło swą tajemną moc. Każdego dnia o godzinie trzynastej Scholastyka wchodziła do kawiarni, rzucała zdawkowe "dzień dobry", siadała przy stoliku w kącie sali i nie zwracając uwagi na otoczenie, zagłębiała się w dokumenty. Gdy podchodziła do niej kelnerka ze smakowitym zamówieniem, czar zaczynał działać. To właśnie wtedy, pijąc kawę i delektując się ciastkiem, wpadała na genialne pomysły. Szef obdarzył ją szczególnymi względami, wkrótce ze stanowiska asystentki awansowała, przejmując biurko głównej księgowej firmy.
W środę, jak co dzień, Scholastyka przyszła do kawiarni i zajęła ulubione miejsce, ale tym razem nie było jej dane zająć się pracą.
- Czy mogę się dosiąść? - Usłyszała męski, nieco zachrypnięty głos.
- Jest tyle wolnych stolików - odpowiedziała zirytowana, nie podnosząc oczu znad dokumentu.
- Scholastyko - kontynuował mężczyzna bez cienia zażenowania - mam dla pani propozycję. Myślę, że to będzie dobry interes dla nas dwojga.
Słysząc własne imię, spojrzała z zaciekawieniem na nieznajomego. Miał ciemne, lekko szpakowate włosy i orzechowe oczy.

07 lutego 2016

Smoczy język cz.7 - Karol fr.2

                                                                          Wiki Arwena
Roześmiał się, bo tak wypadało i wtedy właśnie poczuł to bolesne ukłucie w klatce piersiowej, co odczytał jako wróżbę przyszłych kłopotów. Jadąc w autobusie, co chwilę spoglądał na trzymaną w ręku zakładkę i drobiazgowo analizował swe dotychczasowe życie.
- Nie przydasz mi się - rzekł na koniec, chowając srebrnego smoka do aktówki.
Po dotarciu na miejsce, nie wiadomo z jakiego powodu, może pod wpływem rzuconego uroku, Karol, zamiast przed blokiem, w którym mieszkał od dwudziestu lat, czyli od momentu, kiedy rodzice podarowali mu kawalerkę, znalazł się w przedsionku osiedlowej biblioteki. Odrapane drzwi nie zachęcały do wejścia, a tabliczka informowała o wtorku wolnym od pracy, mimo to mężczyzna tkwił tam jak zahipnotyzowany, czując, że za chwilę wydarzy się coś niezwykłego.
- Zapraszam - Usłyszał delikatny, kobiecy głos.
Niepewnie nacisnął klamkę. Drzwi zaskrzypiały.
- Cześć. Czekałam na ciebie, Karolu. Wejdź...  - Ten sam zmysłowy głos wabił do środka.
Ujrzał półki, na których w równiutkich rzędach stały książki. Jednak to nie ich widok sprawił, że przekroczył próg, zrobił pierwszy krok, potem drugi i kolejne. Drzwi zamknęły się za nim cicho, a on sterowany jakąś tajemniczą siłą ruszył w kierunku dużego, dębowego biurka, przy którym stała seksowna bibliotekarka, ślicznotka z jego snów, mistrzyni uwodzenia, fale ciemnych, błyszczących włosów, oczy barwy hebanu z wąską źrenicą jak u kota, pełne, zmysłowe usta, ponętne krągłości.
- Chodź, Karolu, poczytamy - szepnęła, posyłając mu kuszące spojrzenie, po czym zaczęła powoli zsuwać ramiączka srebrnej sukienki. - Jaki typ literatury najbardziej lubisz?
Chciał powiedzieć "żaden", lecz słowo zamarło na ustach. Spod delikatnego materiału najpierw wyłoniły się piękne, jędrne piersi, istota kobiecości, potem brzuch, biodra.
- Każdy... - wydusił wreszcie przez ściśnięte gardło, gdy przysunęła się do niego i uśmiechnęła uwodzicielsko.
Najpierw poczuł ciepło pachnącego fiołkami ciała, potem przyjemny dreszcz podniecenia...

Około godziny szesnastej w przedsionku osiedlowej biblioteki odkryto zwłoki mężczyzny. Przybyły na miejsce prokurator wykluczył udział osób trzecich w śmierci czterdziestolatka. Nazajutrz pani Krystyna, bibliotekarka z ponad trzydziestoletnim stażem, po otwarciu wypożyczalni odnalazła na biurku srebrną zakładkę. Żaden z czytelników do dziś nie zgłosił się po zgubę.

06 lutego 2016

Smoczy język cz.7 - Karol fr.1

                                                                            Wiki Arwena
Czterdziestka na karku. Niby nic strasznego, zwyczajny upływ czasu, ale gdy się wieczorem leży samotnie na kanapie przed telewizorem, a palec wystający z dziurawej skarpety zasłania ekran lub gdy każda rodzinna uroczystość to pasmo udręki wśród owdowiałych ciotek pachnących kulkami na mole, człowiek zaczyna zastanawiać się, czy aby czegoś w życiu nie przegapił, na przykład jakiejś ślicznotki o krągłych kształtach i parki dzieciaków, dla których każdego dnia wypruwałby sobie żyły. Takie myśli są czymś naturalnym i prawie zawsze wiążą się z wewnętrznym pragnieniem dokonania zmian w życiu.
Karol nie ożenił się. Miało to swoje plusy i minusy. Wcześniej nie zaprzątał sobie głowy tego rodzaju sprawami, po prostu tak było mu dobrze, wygodnie, bez zobowiązań, luźne związki z koleżankami z pracy, znudzonymi mężatkami, spotkania na jedną noc z przygodnie poznanymi kobietami. Koledzy spętani małżeńskimi więzami, a on, jak ten przysłowiowy niebieski ptak, beztroski, z kwiatka na kwiatek, spijał z rozkoszą słodki nektar wolności. Czterdziestka wcale go nie zaskoczyła, miała być kolejnym pretekstem do hucznej zabawy. Zaplanował wieczorne spotkanie z kumplami w ulubionym pubie, partyjkę makao, przy okazji kilka głębszych, może jakąś cizię. Od samego rana nic jednak nie chciało układać się po jego myśli. Nawał pracy, ochrzan szefa za niedotrzymanie terminu i telefon ciotki Leokadii z informacją o rychłym spotkaniu.
Gdy współpracownicy odśpiewali chóralne "Sto lat" i wręczyli mu paczuszkę z prezentem, poczuł dziwne ukłucie w mostku. To wystarczyło, by wszystko, co zaplanował, legło w gruzach. Z pracy wyszedł nieco wcześniej i jadąc do domu pekaesem, zaczął w myślach robić bilans swoich życiowych zysków i strat.
Na czterdzieste urodziny dostał srebrną zakładkę do książki. Śmiechu warte, on, książka i to cacko w kształcie chińskiego smoka. Żartownisie, pomyślał. Karol nie był pasjonatem literatury, miał na koncie przeczytane dwie szkolne lektury. Jakież było jego zdziwienie, gdy z misternie zapakowanej paczki, zamiast flaszki koniaku, wyłoniła się srebrna głowa smoka ozdobiona pękiem łańcuszków, potem długie, wężopodobne cielsko.

05 lutego 2016

Smoczy język cz.6 - Tadeusz fr.2

                                                                            Wiki Arwena
Pewnie to jakieś parszywe zatrucie, pomyślał, padając bez sił na łóżko. Na szczęście była niedziela, dzień zastoju na wysypisku. Kiedy słońce zajrzało przez zasnute pajęczyną okno do wnętrza ciasnej kanciapy, Tadeusz przyjrzał się ubraniu. Było brudne i popękane, jakby jakaś tajemnicza siła rozerwała je od wewnątrz. Z trudem się podniósł i z pudła wyszperał stare, odrapane lusterko.
- Co u diabła? - szepnął, oglądając twarz.
To, co ujrzał nad skronią, nie było zaschniętą grudką błota, ale naroślą w kształcie smoczej łuski. Przestraszył się nie na żarty, gdy po dokładnych oględzinach zrozumiał, że dziwne zgrubienie to osadzona w skórze płytka kostna pokryta srebrnym szkliwem. To coś było częścią jego ciała.
- Smocza łuska - wydusił drżącym z przerażenia głosem.
Natychmiast sięgnął po leżącą na skrzyni zakładkę. Mityczny gad srebrzył się w promieniach słońca, jakby drwił ze strachu, który zawładnął sercem Tadeusza i odtąd towarzyszył mężczyźnie za dnia, zaś w nocy ustępował miejsca innej, znacznie potężniejszej mocy.

04 lutego 2016

Smoczy język cz.6 - Tadeusz fr.1

                                                                            Wiki Arwena
Zakładkę znalazł, gdy grzebał w śmietniku. Schował znalezisko między strony "Przeglądu sportowego", który zawsze przy sobie nosił i czytał, kiedy tylko naszła go na to ochota.
- Niewiarygodne czego ludzie pozbywają się z domów - mówił po każdej udanej wizycie na wysypisku.
Oto na przykład walizka ze sztućcami, jedna zawiasa dobra, druga urwana. Dla Tadeusza to żaden problem, identyczne można dokupić u Heńka na Długiej, przykręcić i nosidełko na medal. W zestawie brakuje łyżki i noża, reszta leży równiutko poukładana w przegródkach, tylko wyczyścić, a potem można śmiało jeść obiad nawet z samym papieżem. Tyle różnych, całkiem dobrych rzeczy.
To właśnie wtedy, gdy schylał się po walizkę, zobaczył zakładkę. Wyglądała na zardzewiałą, ale kiedy na nią splunął i przetarł powierzchnię rękawem, zalśniła.
- Ładne cacko, chyba srebro - powiedział, wyjmując z kieszeni upapranych dżinsów gazetę.
Nie zawsze był bezdomny, tak samo jak nie zawsze utykał na lewą nogę. Po prostu coś się kiedyś rymsło i nie było sposobu tego odkręcić.
- A może dobrze, że tak się stało - mawiał, wspominając dawne czasy.
Nie miał do nikogo żalu, ani do żony, że przyprawiła mu rogi, ani do wspólnika, który oprócz żony ukradł mu firmę.
Wieczorem, siedząc w swej norze, drewnianej szopie na terenie ogródków działkowych, oglądał znalezione przedmioty. Sztućce oczyści i sprzeda Staśkowi. Majątku za te klamoty nie weźmie, ale na pewno starczy grosza przynajmniej na tydzień dobrego żarcia. Zakładkę zatrzyma jako amulet. Zawsze miał słabość do smoków, nawet kolekcjonował kiedyś takie kolorowe figurki z gipsu. Stare czasy, studia albo może jeszcze wcześniej... Ten jest wyjątkowy. Wężowate, pokryte łuskami cielsko ozdobiono pękiem łańcuszków. Cicho dzwoniły, gdy Tadeusz czyścił zakładkę wilgotną szmatką i pastą do zębów. Tego wieczoru senność ogarnęła go szybko. Zawinięty w kołdrę zasnął, nawet nie zdążywszy wysączyć piwa  z butelki.
Noc była ciężka, pełna koszmarów niosących obłęd i strach. Obudził się zlany zimnym potem, brudny i wyczerpany. Straszliwie bolała go głowa, a kiedy dotknął skroni, wyczuł pod palcami coś twardego, jakby grudę zaschniętego błota. Nie chciało się odkleić, skóra piekła, żołądek wariował, a przed oczami pojawiły się mroczki. 

03 lutego 2016

Smoczy język cz.5 - Gabriela

                                                                             Wiki Arwena
Wystarczyła chwila, by życie Gabrieli zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
To było niespełna miesiąc temu, a ja mam wrażenie, że wczoraj, pomyślała, patrząc w lustro. Zawsze uważała siebie za tak zwaną szarą myszkę i ten sposób myślenia towarzyszył jej przez prawie sześćdziesiąt lat, zresztą nie bez przyczyny. Ludzie, których spotykała, zdawali się nie dostrzegać jej zalet. Mimo to ciągle zabiegała o ich uwagę.
- Aaaa... to pani - mówili, jakby była uprzykrzającą się muchą.
I to nie wygląd zewnętrzny stanowił problem, ale coś zupełnie innego, bliżej nieokreślonego, niezdefiniowanego, coś, czego nie mogła nigdy zrozumieć, a co emanowało z jej wnętrza. Na początku poczucie odrzucenia bardzo doskwierało, potem, nie mając wyjścia, przyzwyczaiła się do samotności jak do niewygodnych butów, które uwierają, ale nosi się je z powodu braku lepszych. Znalazła azyl w literaturze, czytała po kilka książek tygodniowo. Z czasem spostrzegła, że życie fikcyjnych bohaterów powoli zaczyna zastępować jej własne. Odgłosy z realnego świata przestały ranić. Pogrążona w lekturze zyskiwała namiastkę szczęścia, namiastkę, która przez jakiś czas wystarczała.
Zakładkę wypatrzyła wśród staroci w antykwariacie i gdy tylko wzięła ją do ręki, wiedziała, że nie wyjdzie ze sklepu, dopóki nie wynegocjuje u sprzedawcy dobrej ceny, stosownej do zasobności własnego portfela.
- Droga pani, to niezwykle piękny i cenny przedmiot, wykonany ze starego srebra... - tłumaczył właściciel antykwariatu, roztaczając woń dobrej wody kolońskiej.
- Muszę go mieć... - powiedziała. - Ta zakładka została wykonana specjalnie dla mnie!
Przestraszyła się tych słów. Wiedziała doskonale, że w ten sposób nic nie osiągnie. Mężczyzna weźmie ją za wariatkę, a wtedy na pewno nie sprzeda srebrnego smoka, choćby nawet miała pieniądze i chciała mu zapłacić tyle, ile żąda. Znała się na takich ludziach. Piękni, młodzi, wypacykowani strzegli tych staroci jak własnej duszy, dbając, by nie wpadły w brudne ręce szaleńca.
- Uroczy drobiazg! - rzekła. - Zapewne twórca nie bez przyczyny nadał mu kształt stworzenia tak potężnego, majestatycznego i pełnego uroku...
- Owszem! Widzi, pani, tę przepięknie rzeźbioną skórę, srebrzyste łuski, niezwykłe skrzydła? Ta zakładka jest wyjątkowa i warta każdej ceny! - przytaknął sprzedawca, po czym wyjął w pudełka zakładkę i z uśmiechem podał ją Gabrieli. - Proszę obejrzeć.
Dotyk chłodnego metalu sprawił, że serce w niej zadrżało. Wtedy poczuła to po raz pierwszy. Nagle, jak po zażyciu jakiegoś cudownego narkotyku, wstąpiły w nią niespożyte siły. Miała ochotę tańczyć po sklepie, miotając młodym sprzedawcą niczym kukłą. Po powrocie do domu spojrzała w lustro i odniosła wrażenie, że ubyło jej zmarszczek, a skóra nabrała jędrności. Szczęście odmładza, pomyślała, uśmiechając się do swego odbicia po raz pierwszy od wielu lat. Spienięży wszystkie cenne przedmioty, aby nabyć zakładkę. Nie było ich wiele, ale uzyskana cena w zupełności wystarczyła na pokrycie kosztów srebrnego smoka. Z antykwariatu wracała z wypiekami na twarzy, dzierżąc w torebce upragniony skarb.
- Gabrielo, ślicznie pani dziś wygląda - usłyszała wieczorem od dozorcy.
Mieszkała w tej kamienicy od urodzenia i w ciągu tego czasu nikt z mieszkańców nie obdarzył jej dobrym słowem bądź chociaż życzliwym spojrzeniem. Jakież było jej zdziwienie, gdy nazajutrz sąsiadka z parteru uśmiechnęła się nieśmiało i powiedziała:
- Człowiek taki zabiegany, dzień za dniem ucieka, a latek nie ubywa, tylko przybywa jak zmarszczek... Uskładałam trochę grosza, rozumie, pani, tak w sekrecie przed mężem... Zapytam wprost, gdzie taki dobry lifting robią, bo ja bym chciała jak pani...?
Gabriela uciekła bez słowa, wpadła do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Spojrzała w lustro i oniemiała. Zmarszczki zniknęły, policzki zaokrągliły się, oczy błyszczały zalotnie, a usta stały się na powrót pełne i wyraźne. Ciało odmłodniało. To niemożliwe, pomyślała, dotykając twarzy drżącymi dłońmi. Tego dnia nie wychodziła z domu, wczytana w świeżo wypożyczoną powieść, gładziła opuszkami palców srebrną zakładkę.
Niedługo potem gazety doniosły o tajemniczym zgonie właściciela antykwariatu. Mężczyzna w ciągu zaledwie kilku dni postarzał się o około pięćdziesiąt lat, co stanowi niemałą zagadkę dla lekarzy przeprowadzających sekcję. Sprawa pozostała jak na razie niewyjaśniona...

02 lutego 2016

Smoczy język cz.4 - Teściowa

                                                                            Wiki Arwena
Od szesnastu lat to samo, sprzątanie, robienie zakupów i przyrządzanie posiłków. Dzień w dzień bez nadziei na zmianę. Nie to jednak najbardziej ją przerażało. Od kiedy zgodziła się na ten układ, mówiąc przed ołtarzem sakramentalne "tak", przypieczętowała swój los. Potem na świat przyszły dzieci, a wraz z nimi dodatkowe obowiązki i stres, żeby nie wypaść źle przed rodziną męża. Teściowa pojawiała się systematycznie raz na tydzień i tonem inspektora obwieszczała:
- Moja droga, Andrzejek coś ostatnio zmizerniał. Czy ty przypadkiem go nie zaniedbujesz? On lubi dobrze zjeść...
Innym razem, kręcąc się władczo po mieszkaniu, stwierdziła z przekąsem:
- Przydałoby się wpuścić tutaj odrobinę świeżości. Ten kolor zasłon, hm... Nie myślałaś o zmianie? Andrzejek...
Małgorzata doskonale wiedziała, co będzie dalej. Oczywiście, temat dzieci...
- Powinnaś częściej zabierać je do kościoła. Pani Hela... wiesz, ta sklepowa ze spożywczaka, mówiła ostatnio, że w ogóle nie widuje cię z dziećmi w kościele, że wychowujesz je z dala od Boga. Nie myśl, że jak siedzisz w domu, to ludzie nie gadają... - powiedziała to głosem nieznoszącym sprzeciwu i wyraźnie zdenerwowana wyjęła papierosa.
Paliła dużo, jedną, dwie paczki dziennie. Wychodziła wtedy co prawda na balkon, ale i tak po każdej wizycie wszystko cuchnęło papierosowym dymem i trzeba było wietrzyć, często prać zasłony.
- Mamo, pani Hela ma za długi jęzor. Widziałyśmy się ostatnio właśnie w niedzielę po mszy. Była tu. Zbierała składkę na kościół, dałam sto złotych. Oglądała książki...
- No właśnie! Dziwi mnie fakt, że mając tyle obowiązków, tracisz jeszcze czas na czytanie! Która żona i matka może sobie na to pozwolić? Nie przesadzasz, moja droga? Andrzejek tak ciężko pracuje... - powiedziała, wąchając papierosa. - Masz dużo książek, a każda kosztowała pewnie fortunę. Stać was na nie, kiedy ty nie pracujesz?
Było jak zwykle. Teściowa mówiła, Małgorzata milczała albo od czasu do czasu rzucała jakieś słówko typu "tak", "nie", "masz rację". Sprawa książek nie dawała matce Andrzeja spokoju. Co jakiś czas powracała do tematu. Bywało, że posuwała się nawet do zdejmowania książek z regału i podglądania, ile każda kosztowała. Małgorzata przezornie odklejała cenę albo zamazywała ją flamastrem.
- Mamo, Andrzej też lubi czytać... - powiedziała przymilnie.
- O wilku mowa! - zakrzyknęła teściowa, widząc syna wchodzącego do pokoju. - Jakiś ty mizerny, Andrzejku! Powinieneś odpocząć...
- Nic mi nie jest, mamo - powiedział mężczyzna, całując w policzek Małgorzatę. - No może jestem trochę zdenerwowany!
- Ja też bym była na twoim miejscu, gdybym po powrocie nie miała gotowego obiadu - rzekła kobieta, patrząc z wyrzutem na synową.
Małgorzata poczerwieniała. Miała dość tych ciągłych przytyków teściowej. Na szczęście Andrzej nie wrodził się do matki. Miał zupełnie inny charakter. Kochała go równie mocno jak za studenckich czasów, kiedy razem mieszkali w akademiku, dwieście kilometrów od rodzinnego domu.
- Wyobraźcie sobie, że pani Hela nie żyje! - obwieścił Andrzej. - Rano, gdy chciałem kupić bułkę, znalazłem ją martwą za ladą. Podobno zawał...
- Zawał? Andrzejku, to była przecież młoda osoba! - zawołała przerażona teściowa. - Taka porządna kobieta, bogobojna...
- Przynajmniej zmarła w doborowym towarzystwie, trzymając w ręku pana smoka... - rzekł mężczyzna, kładąc na stole zakładkę do książki. - Osobiście wyjąłem jej z dłoni ten drobiazg. Ciekawe, skąd go miała?
- Ojej, to przecież mój srebrny smok! - krzyknęła Małgorzata. - Szukałam tej zakładki wszędzie! Myślałam, że zginęła, tymczasem...

01 lutego 2016

Smoczy język cz.3 - Antykwariusz

                                                                            Wiki Arwena
- Potrzebuję czegoś szczególnego na imieniny dla żony, jakiś osobisty drobiazg, który byłby użyteczny, a zarazem cieszyłby oko swoją nietuzinkowością - tłumaczył lekko szpakowaty mężczyzna, rozglądając się po sklepie. - Zaznaczam, cena nie gra roli!
- A co pana żona lubi robić najbardziej? - zapytał usłużnie sprzedawca. - Myślę, że będziemy szukać pod kątem jej upodobań...
- Ma pan na myśli pasję, tak? - upewniał się klient. - Żona upodobała sobie stare przedmioty, z którymi wiąże się jakaś tragiczna historia, owiane mgłą tajemnicy. Kolekcjonuje je. Dużo czyta...
Sprzedawca uśmiechnął się znacząco, sugerując w ten sposób, że ma już pewną propozycję i dalsze informacje są zbędne. Drobiazg, który pojawił się na ladzie, rzeczywiście był szczególny.
- Misterna robota - orzekł szpakowaty z błyskiem w oku. - Zaiste byłby to piękny prezent dla mojej Joasi. 
- Polecam...Zakładka do książki wykonana ze starego srebra. Niezwykle cenna - zaznaczył antykwariusz. - Nie muszę mówić o symbolice smoka, żona zapewne wiele czytała o tym stworzeniu. Są to historie na wskroś tragiczne...
- O tak! Powiedziałbym, mrożące w żyłach krew! Ciągle słyszę o tych potężnych gadach, o ich magicznych właściwościach! Żona traktuje te bzdurne historie zbyt poważnie. Ech, te kobiety! Mam nadzieję, że ten nie zionie ogniem? - roześmiał się mężczyzna, wskazując na zakładkę.
- Kto wie! To bardzo stara zakładka - szepnął tajemniczo stary. 
Szpakowaty niecierpliwie spojrzał na zegarek, potem sięgnął po portfel, mówiąc:
 - Gotóweczka! I proszę zapakować do jakiegoś ozdobnego pudełka.
Dzień zaczął się całkiem nieźle, pomyślał antykwariusz po wyjściu klienta. Nie zawsze szczęście dopisywało. Nadeszły dziwne czasy. Ludzie gustują w tandecie, od której uginają się w sklepach półki. Mało kto kupuje antyki. Z oddali dobiegł dźwięk syreny zbliżającego się wozu strażackiego, potem karetki pogotowia. Stary znał ten odgłos aż za dobrze.
- Przepraszam... - usłyszał nagle tuż obok siebie.
Otrząsnął się z zamyślenia. Stała przed nim młoda kobieta w czerwonym, gustownym kapelusiku.
- Jestem do usług, pani - rzekł z wyuczonym uśmiechem.
- Szukam jakiegoś drobiazgu dla córki - powiedziała niepewnym głosem. - Sama nie wiem, co by to miało być... Przepraszam, to zdarzenie na ulicy całkiem wytrąciło mnie z równowagi.
- Zdarzenie? Co się stało, łaskawa pani? - zapytał, choć znał odpowiedź.
Kobieta była blada. Wstrząs, jaki przeżyła, sprawił, że nie bardzo umiała znaleźć słowa. Ręce jej drżały.
- Jakiś mężczyzna spłonął - szepnęła w końcu. - Szedł ulicą i nagle stanął w płomieniach. Nie było szans go ugasić, uratować... Straszne...
Głos się jej załamał.
- Ciekawe, hm... Zaskakujące! Droga pani, takie rzeczy się zdarzają. Proszę się uspokoić! My żyjemy, prawda? - stwierdził beznamiętnie antykwariusz. - A dla pani córeczki mam coś szczególnego. Proszę spojrzeć, stare srebro, unikatowy kształt, niesamowicie bogata symbolika...
- Piękna zakładka do książki - powiedziała, oglądając srebrnego smoka z zachwytem. 

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...