04 lutego 2016

Smoczy język cz.6 - Tadeusz fr.1

                                                                            Wiki Arwena
Zakładkę znalazł, gdy grzebał w śmietniku. Schował znalezisko między strony "Przeglądu sportowego", który zawsze przy sobie nosił i czytał, kiedy tylko naszła go na to ochota.
- Niewiarygodne czego ludzie pozbywają się z domów - mówił po każdej udanej wizycie na wysypisku.
Oto na przykład walizka ze sztućcami, jedna zawiasa dobra, druga urwana. Dla Tadeusza to żaden problem, identyczne można dokupić u Heńka na Długiej, przykręcić i nosidełko na medal. W zestawie brakuje łyżki i noża, reszta leży równiutko poukładana w przegródkach, tylko wyczyścić, a potem można śmiało jeść obiad nawet z samym papieżem. Tyle różnych, całkiem dobrych rzeczy.
To właśnie wtedy, gdy schylał się po walizkę, zobaczył zakładkę. Wyglądała na zardzewiałą, ale kiedy na nią splunął i przetarł powierzchnię rękawem, zalśniła.
- Ładne cacko, chyba srebro - powiedział, wyjmując z kieszeni upapranych dżinsów gazetę.
Nie zawsze był bezdomny, tak samo jak nie zawsze utykał na lewą nogę. Po prostu coś się kiedyś rymsło i nie było sposobu tego odkręcić.
- A może dobrze, że tak się stało - mawiał, wspominając dawne czasy.
Nie miał do nikogo żalu, ani do żony, że przyprawiła mu rogi, ani do wspólnika, który oprócz żony ukradł mu firmę.
Wieczorem, siedząc w swej norze, drewnianej szopie na terenie ogródków działkowych, oglądał znalezione przedmioty. Sztućce oczyści i sprzeda Staśkowi. Majątku za te klamoty nie weźmie, ale na pewno starczy grosza przynajmniej na tydzień dobrego żarcia. Zakładkę zatrzyma jako amulet. Zawsze miał słabość do smoków, nawet kolekcjonował kiedyś takie kolorowe figurki z gipsu. Stare czasy, studia albo może jeszcze wcześniej... Ten jest wyjątkowy. Wężowate, pokryte łuskami cielsko ozdobiono pękiem łańcuszków. Cicho dzwoniły, gdy Tadeusz czyścił zakładkę wilgotną szmatką i pastą do zębów. Tego wieczoru senność ogarnęła go szybko. Zawinięty w kołdrę zasnął, nawet nie zdążywszy wysączyć piwa  z butelki.
Noc była ciężka, pełna koszmarów niosących obłęd i strach. Obudził się zlany zimnym potem, brudny i wyczerpany. Straszliwie bolała go głowa, a kiedy dotknął skroni, wyczuł pod palcami coś twardego, jakby grudę zaschniętego błota. Nie chciało się odkleić, skóra piekła, żołądek wariował, a przed oczami pojawiły się mroczki. 

2 komentarze:

  1. Baaardzo, ale to bardzo ciekawy pomysł z tym smoczym językiem. Ciekawe kog jeszcze nim uśmiercisz :)
    pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...