Wiki Arwena
Czterdziestka na karku. Niby nic strasznego, zwyczajny upływ czasu, ale gdy się wieczorem leży samotnie na kanapie przed telewizorem, a palec wystający z dziurawej skarpety zasłania ekran lub gdy każda rodzinna uroczystość to pasmo udręki wśród owdowiałych ciotek pachnących kulkami na mole, człowiek zaczyna zastanawiać się, czy aby czegoś w życiu nie przegapił, na przykład jakiejś ślicznotki o krągłych kształtach i parki dzieciaków, dla których każdego dnia wypruwałby sobie żyły. Takie myśli są czymś naturalnym i prawie zawsze wiążą się z wewnętrznym pragnieniem dokonania zmian w życiu.
Karol nie ożenił się. Miało to swoje plusy i minusy. Wcześniej nie zaprzątał sobie głowy tego rodzaju sprawami, po prostu tak było mu dobrze, wygodnie, bez zobowiązań, luźne związki z koleżankami z pracy, znudzonymi mężatkami, spotkania na jedną noc z przygodnie poznanymi kobietami. Koledzy spętani małżeńskimi więzami, a on, jak ten przysłowiowy niebieski ptak, beztroski, z kwiatka na kwiatek, spijał z rozkoszą słodki nektar wolności. Czterdziestka wcale go nie zaskoczyła, miała być kolejnym pretekstem do hucznej zabawy. Zaplanował wieczorne spotkanie z kumplami w ulubionym pubie, partyjkę makao, przy okazji kilka głębszych, może jakąś cizię. Od samego rana nic jednak nie chciało układać się po jego myśli. Nawał pracy, ochrzan szefa za niedotrzymanie terminu i telefon ciotki Leokadii z informacją o rychłym spotkaniu.
Gdy współpracownicy odśpiewali chóralne "Sto lat" i wręczyli mu paczuszkę z prezentem, poczuł dziwne ukłucie w mostku. To wystarczyło, by wszystko, co zaplanował, legło w gruzach. Z pracy wyszedł nieco wcześniej i jadąc do domu pekaesem, zaczął w myślach robić bilans swoich życiowych zysków i strat.
Na czterdzieste urodziny dostał srebrną zakładkę do książki. Śmiechu warte, on, książka i to cacko w kształcie chińskiego smoka. Żartownisie, pomyślał. Karol nie był pasjonatem literatury, miał na koncie przeczytane dwie szkolne lektury. Jakież było jego zdziwienie, gdy z misternie zapakowanej paczki, zamiast flaszki koniaku, wyłoniła się srebrna głowa smoka ozdobiona pękiem łańcuszków, potem długie, wężopodobne cielsko.
Czterdziestka na karku. Niby nic strasznego, zwyczajny upływ czasu, ale gdy się wieczorem leży samotnie na kanapie przed telewizorem, a palec wystający z dziurawej skarpety zasłania ekran lub gdy każda rodzinna uroczystość to pasmo udręki wśród owdowiałych ciotek pachnących kulkami na mole, człowiek zaczyna zastanawiać się, czy aby czegoś w życiu nie przegapił, na przykład jakiejś ślicznotki o krągłych kształtach i parki dzieciaków, dla których każdego dnia wypruwałby sobie żyły. Takie myśli są czymś naturalnym i prawie zawsze wiążą się z wewnętrznym pragnieniem dokonania zmian w życiu.
Karol nie ożenił się. Miało to swoje plusy i minusy. Wcześniej nie zaprzątał sobie głowy tego rodzaju sprawami, po prostu tak było mu dobrze, wygodnie, bez zobowiązań, luźne związki z koleżankami z pracy, znudzonymi mężatkami, spotkania na jedną noc z przygodnie poznanymi kobietami. Koledzy spętani małżeńskimi więzami, a on, jak ten przysłowiowy niebieski ptak, beztroski, z kwiatka na kwiatek, spijał z rozkoszą słodki nektar wolności. Czterdziestka wcale go nie zaskoczyła, miała być kolejnym pretekstem do hucznej zabawy. Zaplanował wieczorne spotkanie z kumplami w ulubionym pubie, partyjkę makao, przy okazji kilka głębszych, może jakąś cizię. Od samego rana nic jednak nie chciało układać się po jego myśli. Nawał pracy, ochrzan szefa za niedotrzymanie terminu i telefon ciotki Leokadii z informacją o rychłym spotkaniu.
Gdy współpracownicy odśpiewali chóralne "Sto lat" i wręczyli mu paczuszkę z prezentem, poczuł dziwne ukłucie w mostku. To wystarczyło, by wszystko, co zaplanował, legło w gruzach. Z pracy wyszedł nieco wcześniej i jadąc do domu pekaesem, zaczął w myślach robić bilans swoich życiowych zysków i strat.
Na czterdzieste urodziny dostał srebrną zakładkę do książki. Śmiechu warte, on, książka i to cacko w kształcie chińskiego smoka. Żartownisie, pomyślał. Karol nie był pasjonatem literatury, miał na koncie przeczytane dwie szkolne lektury. Jakież było jego zdziwienie, gdy z misternie zapakowanej paczki, zamiast flaszki koniaku, wyłoniła się srebrna głowa smoka ozdobiona pękiem łańcuszków, potem długie, wężopodobne cielsko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz