03 lutego 2016

Smoczy język cz.5 - Gabriela

                                                                             Wiki Arwena
Wystarczyła chwila, by życie Gabrieli zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
To było niespełna miesiąc temu, a ja mam wrażenie, że wczoraj, pomyślała, patrząc w lustro. Zawsze uważała siebie za tak zwaną szarą myszkę i ten sposób myślenia towarzyszył jej przez prawie sześćdziesiąt lat, zresztą nie bez przyczyny. Ludzie, których spotykała, zdawali się nie dostrzegać jej zalet. Mimo to ciągle zabiegała o ich uwagę.
- Aaaa... to pani - mówili, jakby była uprzykrzającą się muchą.
I to nie wygląd zewnętrzny stanowił problem, ale coś zupełnie innego, bliżej nieokreślonego, niezdefiniowanego, coś, czego nie mogła nigdy zrozumieć, a co emanowało z jej wnętrza. Na początku poczucie odrzucenia bardzo doskwierało, potem, nie mając wyjścia, przyzwyczaiła się do samotności jak do niewygodnych butów, które uwierają, ale nosi się je z powodu braku lepszych. Znalazła azyl w literaturze, czytała po kilka książek tygodniowo. Z czasem spostrzegła, że życie fikcyjnych bohaterów powoli zaczyna zastępować jej własne. Odgłosy z realnego świata przestały ranić. Pogrążona w lekturze zyskiwała namiastkę szczęścia, namiastkę, która przez jakiś czas wystarczała.
Zakładkę wypatrzyła wśród staroci w antykwariacie i gdy tylko wzięła ją do ręki, wiedziała, że nie wyjdzie ze sklepu, dopóki nie wynegocjuje u sprzedawcy dobrej ceny, stosownej do zasobności własnego portfela.
- Droga pani, to niezwykle piękny i cenny przedmiot, wykonany ze starego srebra... - tłumaczył właściciel antykwariatu, roztaczając woń dobrej wody kolońskiej.
- Muszę go mieć... - powiedziała. - Ta zakładka została wykonana specjalnie dla mnie!
Przestraszyła się tych słów. Wiedziała doskonale, że w ten sposób nic nie osiągnie. Mężczyzna weźmie ją za wariatkę, a wtedy na pewno nie sprzeda srebrnego smoka, choćby nawet miała pieniądze i chciała mu zapłacić tyle, ile żąda. Znała się na takich ludziach. Piękni, młodzi, wypacykowani strzegli tych staroci jak własnej duszy, dbając, by nie wpadły w brudne ręce szaleńca.
- Uroczy drobiazg! - rzekła. - Zapewne twórca nie bez przyczyny nadał mu kształt stworzenia tak potężnego, majestatycznego i pełnego uroku...
- Owszem! Widzi, pani, tę przepięknie rzeźbioną skórę, srebrzyste łuski, niezwykłe skrzydła? Ta zakładka jest wyjątkowa i warta każdej ceny! - przytaknął sprzedawca, po czym wyjął w pudełka zakładkę i z uśmiechem podał ją Gabrieli. - Proszę obejrzeć.
Dotyk chłodnego metalu sprawił, że serce w niej zadrżało. Wtedy poczuła to po raz pierwszy. Nagle, jak po zażyciu jakiegoś cudownego narkotyku, wstąpiły w nią niespożyte siły. Miała ochotę tańczyć po sklepie, miotając młodym sprzedawcą niczym kukłą. Po powrocie do domu spojrzała w lustro i odniosła wrażenie, że ubyło jej zmarszczek, a skóra nabrała jędrności. Szczęście odmładza, pomyślała, uśmiechając się do swego odbicia po raz pierwszy od wielu lat. Spienięży wszystkie cenne przedmioty, aby nabyć zakładkę. Nie było ich wiele, ale uzyskana cena w zupełności wystarczyła na pokrycie kosztów srebrnego smoka. Z antykwariatu wracała z wypiekami na twarzy, dzierżąc w torebce upragniony skarb.
- Gabrielo, ślicznie pani dziś wygląda - usłyszała wieczorem od dozorcy.
Mieszkała w tej kamienicy od urodzenia i w ciągu tego czasu nikt z mieszkańców nie obdarzył jej dobrym słowem bądź chociaż życzliwym spojrzeniem. Jakież było jej zdziwienie, gdy nazajutrz sąsiadka z parteru uśmiechnęła się nieśmiało i powiedziała:
- Człowiek taki zabiegany, dzień za dniem ucieka, a latek nie ubywa, tylko przybywa jak zmarszczek... Uskładałam trochę grosza, rozumie, pani, tak w sekrecie przed mężem... Zapytam wprost, gdzie taki dobry lifting robią, bo ja bym chciała jak pani...?
Gabriela uciekła bez słowa, wpadła do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Spojrzała w lustro i oniemiała. Zmarszczki zniknęły, policzki zaokrągliły się, oczy błyszczały zalotnie, a usta stały się na powrót pełne i wyraźne. Ciało odmłodniało. To niemożliwe, pomyślała, dotykając twarzy drżącymi dłońmi. Tego dnia nie wychodziła z domu, wczytana w świeżo wypożyczoną powieść, gładziła opuszkami palców srebrną zakładkę.
Niedługo potem gazety doniosły o tajemniczym zgonie właściciela antykwariatu. Mężczyzna w ciągu zaledwie kilku dni postarzał się o około pięćdziesiąt lat, co stanowi niemałą zagadkę dla lekarzy przeprowadzających sekcję. Sprawa pozostała jak na razie niewyjaśniona...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...