02 lutego 2016

Smoczy język cz.4 - Teściowa

                                                                            Wiki Arwena
Od szesnastu lat to samo, sprzątanie, robienie zakupów i przyrządzanie posiłków. Dzień w dzień bez nadziei na zmianę. Nie to jednak najbardziej ją przerażało. Od kiedy zgodziła się na ten układ, mówiąc przed ołtarzem sakramentalne "tak", przypieczętowała swój los. Potem na świat przyszły dzieci, a wraz z nimi dodatkowe obowiązki i stres, żeby nie wypaść źle przed rodziną męża. Teściowa pojawiała się systematycznie raz na tydzień i tonem inspektora obwieszczała:
- Moja droga, Andrzejek coś ostatnio zmizerniał. Czy ty przypadkiem go nie zaniedbujesz? On lubi dobrze zjeść...
Innym razem, kręcąc się władczo po mieszkaniu, stwierdziła z przekąsem:
- Przydałoby się wpuścić tutaj odrobinę świeżości. Ten kolor zasłon, hm... Nie myślałaś o zmianie? Andrzejek...
Małgorzata doskonale wiedziała, co będzie dalej. Oczywiście, temat dzieci...
- Powinnaś częściej zabierać je do kościoła. Pani Hela... wiesz, ta sklepowa ze spożywczaka, mówiła ostatnio, że w ogóle nie widuje cię z dziećmi w kościele, że wychowujesz je z dala od Boga. Nie myśl, że jak siedzisz w domu, to ludzie nie gadają... - powiedziała to głosem nieznoszącym sprzeciwu i wyraźnie zdenerwowana wyjęła papierosa.
Paliła dużo, jedną, dwie paczki dziennie. Wychodziła wtedy co prawda na balkon, ale i tak po każdej wizycie wszystko cuchnęło papierosowym dymem i trzeba było wietrzyć, często prać zasłony.
- Mamo, pani Hela ma za długi jęzor. Widziałyśmy się ostatnio właśnie w niedzielę po mszy. Była tu. Zbierała składkę na kościół, dałam sto złotych. Oglądała książki...
- No właśnie! Dziwi mnie fakt, że mając tyle obowiązków, tracisz jeszcze czas na czytanie! Która żona i matka może sobie na to pozwolić? Nie przesadzasz, moja droga? Andrzejek tak ciężko pracuje... - powiedziała, wąchając papierosa. - Masz dużo książek, a każda kosztowała pewnie fortunę. Stać was na nie, kiedy ty nie pracujesz?
Było jak zwykle. Teściowa mówiła, Małgorzata milczała albo od czasu do czasu rzucała jakieś słówko typu "tak", "nie", "masz rację". Sprawa książek nie dawała matce Andrzeja spokoju. Co jakiś czas powracała do tematu. Bywało, że posuwała się nawet do zdejmowania książek z regału i podglądania, ile każda kosztowała. Małgorzata przezornie odklejała cenę albo zamazywała ją flamastrem.
- Mamo, Andrzej też lubi czytać... - powiedziała przymilnie.
- O wilku mowa! - zakrzyknęła teściowa, widząc syna wchodzącego do pokoju. - Jakiś ty mizerny, Andrzejku! Powinieneś odpocząć...
- Nic mi nie jest, mamo - powiedział mężczyzna, całując w policzek Małgorzatę. - No może jestem trochę zdenerwowany!
- Ja też bym była na twoim miejscu, gdybym po powrocie nie miała gotowego obiadu - rzekła kobieta, patrząc z wyrzutem na synową.
Małgorzata poczerwieniała. Miała dość tych ciągłych przytyków teściowej. Na szczęście Andrzej nie wrodził się do matki. Miał zupełnie inny charakter. Kochała go równie mocno jak za studenckich czasów, kiedy razem mieszkali w akademiku, dwieście kilometrów od rodzinnego domu.
- Wyobraźcie sobie, że pani Hela nie żyje! - obwieścił Andrzej. - Rano, gdy chciałem kupić bułkę, znalazłem ją martwą za ladą. Podobno zawał...
- Zawał? Andrzejku, to była przecież młoda osoba! - zawołała przerażona teściowa. - Taka porządna kobieta, bogobojna...
- Przynajmniej zmarła w doborowym towarzystwie, trzymając w ręku pana smoka... - rzekł mężczyzna, kładąc na stole zakładkę do książki. - Osobiście wyjąłem jej z dłoni ten drobiazg. Ciekawe, skąd go miała?
- Ojej, to przecież mój srebrny smok! - krzyknęła Małgorzata. - Szukałam tej zakładki wszędzie! Myślałam, że zginęła, tymczasem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...