03 kwietnia 2016

"Wirtualny szczur" fr.5 - Majtki

Trudno, obejdzie się bez majtek, zresztą nie pierwszy raz. Na wspomnienie starych, dobrych czasów poczuł lekkie ukłucie w brzuchu. Pierwszy rok polonistyki. Najlepszy rok... Miała na imię Aniela i prowadziła zajęcia z literatury staropolskiej. Brudne majtki w zamian za wpis w indeksie to niezbyt wygórowana łapówka. Wyskakiwał z bielizny pierwszy, patrząc, jak znika w przepastnych czeluściach torebki pani doktor. Za każdym razem ta sama procedura, bielizna w zamian za zaliczenie. Uczciwa transakcja handlowa między studentem a zawsze uśmiechniętą kolekcjonerką męskich slipek. Zboczona suka, pomyślał Rychu, wsuwając dżinsy na goły tyłek. Zamierzał wymknąć się tylnymi drzwiami, jak zwykł to robić wtedy, gdy grunt zaczynał mu się palić pod stopami. Zerknął na zewnątrz. Staruchy nadal okupowały chodnik przed domem. Rysiek wiedział, że z takimi lepiej nie zadzierać. Gotowe wedrzeć się do środka i go wykastrować albo co gorsza dokonać publicznego linczu. Może w końcu sobie pójdą, a ja w tym czasie polecę do administracji, w drodze powrotnej kupię butlę wody, pomyślał, wyślizgując się drzwiami na taras. Droga przez chaszcze i starą, zardzewiałą siatkę nie należała do przyjemnych, ale przynajmniej udało się wymknąć moherowej obławie. Idąc chodnikiem wzdłuż ogródków działkowych, miał wreszcie chwilę na przemyślenie ostatnich wydarzeń. Wczoraj przewód od antenki internetowej, dzisiaj awaria wodociągu i szczur w szufladzie na bieliznę... Dziwny zbieg okoliczności? Pech? W ingerencję sił nadprzyrodzonych raczej nie wierzył. Dawno wybił sobie te bzdury z głowy. Coś jednak było nie tak. Instynktownie wyczuwał jakieś zagrożenie, ale nie potrafił jeszcze zlokalizować jego źródła.
Biuro osiedlowej administracji mieściło się na parterze w czteropiętrowym bloku przy ulicy Polnej. Wparował do środka bez pukania. Zapach świeżo parzonej kawy doprowadził go do szewskiej pasji. Urzędniczka wlewała właśnie wrzątek do kubka, nie reagując na obecność zdenerwowanego petenta.
- Panie, nie było żadnej awarii - odpowiedziała wreszcie. - Cała sieć wodociągowa działa bez zarzutu.
- Jak to bez zarzutu? W moim domu nie ma ani kropli wody, kuu... - Poczuł, jak powoli schodzi z niego powietrze. Ta urzędniczka miała w sobie coś, co go onieśmielało. Była atrakcyjna.
- A może zawór zakręcony? - Postawiła kubek z kawą na biurku i ciężko opadła na fotel. - To się zdarza. Zrobi coś człowiek, a potem nie pamięta.
Wreszcie spojrzała na niego. Uśmiechnęła się dobrotliwie jak matka.
- Trochę znam się na hydraulice. Mogę zajść po godzinach... - szepnęła. - Ma pan francuza? Wszystko, co francuskie, dobre...
Do domu wracał z jakimś francuskim sikaczem. Spieszył się. Co prawda do piętnastej było jeszcze kilka godzin, roboty jednak nie brakowało. Po drodze kupił w markecie dwie pięciolitrowe butle niegazowanej wody na wypadek, gdyby to nie zawór był przyczyną suszy w kranie. Miał zamiar pozbyć się z szuflady padliny, wyprać bieliznę, wyczyścić podłogę w sypialni. Trzeba jeszcze wywietrzyć i sprawdzić resztę domu. Jeśli są szczury, na pewno znajdzie odchody albo przynajmniej ślady ich zębów. Może śmierdzących pułapek jest więcej? Nażrą się gdzieś trucizny i przychodzą do mnie zdychać, pomyślał, skręcając w znajomą uliczkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...