28 czerwca 2016

Klaun fr.1 (Świerszcz w trawie)

Od dawna nie czuł się tak dobrze. W tym przebraniu, nie budząc żadnych podejrzeń, mógł swobodnie poruszać się po szpitalu i dokończyć swoje dzieło. Miał przecież bilet wstępu. Obszerny, barwny strój klauna doskonale maskował poparzoną skórę. W lateksowej masce z wyciętymi otworami na oczy i sztucznymi, czerwonymi włosami był praktycznie nierozpoznawalny. Obecność klauna na szpitalnym korytarzu nie stanowiła dla nikogo sensacji. Pracownicy byli przyzwyczajeni do wolontariuszy poprzebieranych w dziwaczne, bajkowe stroje. Ludzie ci, wcielając się w jakąś postać z ulubionych dziecięcych kreskówek, mieli przecież za zadanie rozweselać najmłodszych pacjentów. Nie stanowili dla nikogo zagrożenia. Piękna idea godna podziwu i wsparcia. Co dzień na oddziale pediatrycznym pojawiał się ktoś inny, jakiś życzliwy wolontariusz, nikt w recepcji tego nie rejestrował, nikt nie legitymował przybyłych. Kowal znał te zasady, swego czasu bywał tutaj często, toteż pomysł z wykorzystaniem kostiumu klauna od początku przypadł mu do gustu. Świetny kamuflaż na polowanie, pomyślał przed laty, widząc maskę na jednej ze sklepowych witryn. Użył jej tylko raz. Już nawet nie pamiętał, jak miała na imię dziewczyna, którą w tym przebraniu zwabił w pułapkę. Stare dzieje... Teraz liczy się tylko ona, brązowooka piękność, o której śnił co noc i której cząstkę dostrzegał w każdej upolowanej dziewczynie.
- Alis... Alis... - szepnął, sunąc tanecznym krokiem po śliskiej posadce.
Czuł ją. Wiedział, że była blisko, na wyciągnięcie ręki. Nikt mu jej tym razem nie odbierze. Matka byłaby z niego dumna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...