26 czerwca 2016

"Wirtualny szczur" fr.17 - Znieczulenie

Rychu wrócił do domu wściekły. Od razu zrzucił ubranie, niemiłosiernie już cuchnęło. Spocony usiadł przy kuchennym stole, ciężko oddychając. W niewielkim pomieszczeniu było duszno, mimo to nie otworzył okna. Nic nie powinno go w tej chwili rozpraszać. Musiał się skoncentrować, pozbierać w całość walające się po głowie skrawki myśli. A więc o jego przyszłości miał zadecydować sąd? Wciąż temu nie dowierzał. Co u diabła miało to wszystko znaczyć? Konopie indyjskie w ogrodzie, prokurator na karku... Jeszcze rano był wolnym, beztroskim człowiekiem, a teraz? Skąd konopie? Podobno trzy marne sadzonki! I ta ciota aspirant Gawlik, hm... Zeznał, że został napadnięty podczas pełnienia czynności służbowych. Bzdura! Wierutna bzdura! Brakuje jeszcze do kolekcji oficjalnego oskarżenia tej starej moherowej jędzy. Telefon na policję to przecież jej sprawka. Koszmar, koszmar i jeszcze raz koszmar. Nie, za niewinność nie ma zamiaru iść do ciupy. Wynajmie adwokata, najlepszą papugę w mieście. Dadzą popalić tym idiotom, zaskarżą ich, a potem będą się pławić w kasie. Tak, właśnie tak zrobi! A ta historia ze szczurem? Czary jakieś! Halucynacje? Czort jeden wie! Cholera... Bez znieczulenia nie da się tego przetrawić. Zaraz... Gdzieś tu była flaszka. Kiedy otworzył lodówkę, owionął go przyjemny chłód. Szybko zlustrował półki. Jest! Setka wódki dobrze mu zrobi. Rozejrzał się za kieliszkiem. 
- Cholerne kurduple! Nogi im z dupy powyrywam! - zabełkotał, delektując się gorzkim smakiem alkoholu.
To te bachory z sąsiedztwa tak go urządziły. Na pewno one, no bo kto inny? Na komisariacie nawet nie chcieli słuchać, ale on jest pewien. Widział te diabelskie pomioty szwendające się po ogrodzie. Do głowy nawet by mu nie przyszło, co knują. Jeszcze jeden kielonek... Dobra, schłodzona, znajoma, przyjemna goryczka. Skrzywił się. Zdecydowanie lepiej. Nie ma jak seta, wierna towarzyszka, pocieszycielka, zawsze przynosiła szybką ulgę.
- No to ruszamy w rejs, mała - szepnął i pogłaskawszy czule szyjkę butelki, nacisnął włącznik laptopa.
Jak zwykle ani jednej wiadomości. Od dawna nikt do niego nie pisał, za to on był mistrzem korespondencji, błyszczał na niejednym forum. Znali go wszędzie i drżeli, żałosne robaki... Od zawsze miał lekkie pióro, ale i ostre. Z czasem zyskał nawet zwolenników, gorliwych wyznawców wspierających go w dziele. Tutaj, w wirtualnym świecie, nie czuł się samotny. Tutaj był panem, szafarzem dusz. Nienawidzili go i kochali. Miłe podniecenie sprawiło, że zapomniał o kłopotach. Co tam konopie, prokurator, sąd, należą do tamtego świata, a tamten świat może zaczekać. "Kto pozwolił ci się tutaj zalogować? Nigdy nie czytałem czegoś równie beznadziejnego", napisał pod łzawym wierszem jakiegoś usera. "To na początek, dla rozgrzewki", pomyślał i kliknął w enter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...