02 maja 2017

W Bieszczadach fr.1


Jestem w drodze od świtu. Przed godzinką minęłam jakąś wioskę, potem pusto, żadnych domów, tylko pola i łąki, rzeka, bagno, przed chwilą zaczął się las, a raczej ogromna puszcza, drzewa giganty, gąszcz, tu i ówdzie tumany mgły. Krajobraz jak z jakiegoś cholernego horroru, myślę i ściszam radio. Brakuje tylko, żeby w baku wyschło paliwo! O nieee, nie tym razem! Nie popełnię tego samego błędu co przed miesiącem! Wtedy zdałam się na Krzyśka i utknęłam bez kropli paliwa między stacjami. Dziś sama zatankowałam do pełna! Renówka śmiga jak wiatr. Jestem dobrej myśli. W końcu mam urlop. Zostawiam wszystko na dwa tygodnie, włącznie z nowiutkim tabletem, smartfonem, szpilkami z internetowego shopu za dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć złotych, tandetną biżuterią, całą tą połyskującą w słońcu tandetą. Oho, błyska się! Grzmi. Psia kość, znowu ulewa! Świata nie widać! Grube krople bębnią w dach samochodu. Wycieraczki pracują rytmicznie, miarowo. Postanowiłam, że nie będę narzekać. Choćby nie wiem co się działo, masz śpiewać dziewczyno, powtarzam sobie w myślach, potem pam pam pam w kierownicę i wciskam mocniej pedał gazu. Auto wyrywa do przodu. Jest już późno. Nie uśmiecha mi się spędzić całe przedpołudnie w tym lesie z bieszczadzkimi diabłami. Na nogach gęsia skórka. Zapomniałam włączyć ciepły nawiew. Ciągle mam wrażenie, że kiedyś już tu byłam. Ta ulewa, ten las, gęsia skórka, ciepły nawiew... Deja vu?
Skoncentruj się, dziewczyno, strofuję sama siebie. Wczoraj też miałaś deja vu i co z tego? Podobno sześćdziesiąt siedem procent ludzi doświadczyło deja vu przynajmniej raz w życiu. Słyszysz? Sześćdziesiąt siedem procent! Taka cyfra chyba wystarczy, abyś wybiła sobie z głowy myśl o niezwykłości tego przeżycia? W Bieszczadach jestem po raz pierwszy. Wcześniej tylko o nich marzyłam... To właśnie możliwość spełniania marzeń utrzymuje mnie przy życiu.
- Góry, moje ukochane góry - śpiewam cichutko, jakbym bała się, że mnie usłyszą i uciekną. Nie usłyszą, deszcz szumi. Nie uciekną, będą zawsze na ciebie czekały, pełne piękna i grozy. Uciekać potrafią tylko ludzie, przed odpowiedzialnością, miłością, przed samymi sobą...
Przejaśnia się. Ulewa przechodzi w lekką mżawkę. Uchylam okno i oddycham głęboko. Powietrze przesycone lepką i chłodną wilgocią orzeźwia, chłodzi rozgrzane policzki. Delikatnie naciskam hamulec, auto zwalnia, sunie powoli po asfalcie. Tak jest dobrze. Nawigacja milczy. Cały czas prosto, wytyczam w myślach drogę, wystawiając rękę na zewnątrz. Drobne krople przyjemne łaskoczą chłodem. Najpierw zaciskam pięść, potem rozprostowuję palce i znów zaciskam. Na szosie pusto, brak pobocza, żadnych znaków, tylko po obu stronach nieprzenikniona ściana lasu. Grzmoty ucichły. Deszcz staje się coraz drobniejszy, rzadszy, w końcu zupełnie niknie. Wiatr uspokaja się. Spoglądam na zdjęcie zatknięte za lusterko, na widniejące na nim roześmiane twarze. Ja chyba też uciekam... od wspomnień. Miałaś śpiewać, wariatko, szepczę, walcząc z napływającymi do oczu łzami. Bieszczadzkie diabły zrobiły jednak swoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...