Był mroźny, grudniowy wieczór. Tak się właśnie zazwyczaj
zaczynają mroczne historie. Świętowałam z koleżankami awans. Piłam bez umiaru.
Każda z nas piła... Nie pamiętam, kiedy urwał mi się film. Gdy w domu
oprzytomniałam, Krzysiek siedział w fotelu i patrzył na mnie jakoś dziwnie,
potem powiedział, że wracając z imprezy, musiałam w coś uderzyć - reflektor
wybity, blacha wgnieciona, pęknięta przednia szyba. Właściwie to nic wielkiego.
Krzysiek w ciągu jednego popołudnia sam sobie poradził z tymi usterkami. Jest
najlepszym specem od aut w mieście. Zrobił co trzeba, samochód wyglądał jak
nowy. Dzień później usłyszałam o wypadku - na przejściu dla pieszych zginęła
kobieta z dzieckiem. Kierowca uciekł z miejsca wypadku. Dotarło do mnie, że to
musiałam być ja, pijana morderczyni, której zabrakło odwagi zgłosić się na
policję. Krzysiek o nic nie pytał. Może nie wiedział o wypadku, ja natomiast
nigdy mu nie powiedziałam, nie zdradziłam swojej mrocznej tajemnicy. Żyłam,
jakby nic się nie stało.
Kilka dni później w gazetach, pod napisem "Okrutny mord
na ulicy! Matka z córką zginęły w wypadku!", ukazało się to zdjęcie. Wycięłam
je i zatknęłam za lusterko. Najbardziej przeraża mnie fakt, że nie potrafię
myśleć o tym okropnym zdarzeniu inaczej niż za pomocą krótkich, beznamiętnych
zdań, które zdają się powstawać nie we mnie, lecz gdzieś na zewnątrz, poza moim
umysłem. Jakbym to nie ja była ich autorką, jakby nie były częścią moich
przeżyć, ale kogoś innego. Czy można być aż tak pozbawionym jakichkolwiek
uczuć?! Automat powleczony skórą, którego zaprogramowano, aby naśladował
ludzkie zachowania, ale pozbawiono zdolności współczucia, odczuwania żalu...
Dochodzi jedenasta. Dziewczyno, otrząśnij się, powtarzam
sobie w myślach i z powrotem włączam radio. Słychać tylko szum i trzaski.
- Cholera! - klnę półgłosem. - Znowu coś się knoci w tym
rupciu!
Zaglądam do schowka w nadziei, że znajdę jakąś kasetę z
muzyką. Jest tylko jedna z napisem "Dla Alicji". Ach, te prezenty od
Krzyśka! Jego inwencja twórcza nie zna granic! Srebrny wisiorek z koniczynką
znaleziony w cukierniczce, bilet do Bagateli w kopercie z rachunkami, a teraz
ta kaseta... Czyżby składanka moich ulubionych przebojów? A może rodzaj
amatorskiego audiobooka, lektor Krzysiek czyta dla mnie kolejny horror? Co tym
razem? Masterton czy King? Stawiam na Kinga. Krzysiek wie, że uwielbiam jego
twórczość. Na pewno King... Z uśmiechem wsuwam kasetę do kieszonki magnetofonu.
Na zewnątrz lekka mgła, wilgotna ziemia paruje.
Miejscami opary jakby gęstsze, unoszą się tuż nad szosą,
niemalże dotykając naznaczonego brudnymi kałużami asfaltu. Widoczność
ograniczona. Instynktownie zdejmuję nogę z gazu. Odkąd mam prawko, jeżdżę
przecież ostrożnie... Cóż za ironia losu! Nagły skurcz żołądka. Chyba powinnam
odpocząć, myślę, wypatrując odpowiedniego miejsca na postój. Oddycham głęboko.
- Powinienem powiedzieć ci to od razu - rozlega się z
głośników głos Krzyśka, cichy, jakby stłumiony. Naciskam kilkakrotnie przycisk
głośności. Słychać trochę lepiej, nagranie jest jednak nadal niewyraźne.
- Powinienem się wtedy przyznać - mówi Krzysiek. Chwila
przerwy, głośne westchnienie, chrząknięcie. - Pozwoliłem, abyś uwierzyła, że to
ty...
Co jest grane? Zaczynam się niepokoić. Głos Krzyśka brzmi
jakoś nienaturalnie. Naciskam hamulec, auto zwalnia. Zatrzymuję się w
niewielkiej zatoczce i nasłuchuję. Cisza. Jak długo mogła tutaj leżeć ta
kaseta?
- Pozwoliłem, abyś czuła się winna - rozlega się nagle.
Zamykam oczy, mocno zaciskam powieki, aż do bólu. Boję się, że jeśli na nowo je
otworzę, stanie się coś strasznego.
- Skazałem cię na piekło - jego słowa boleśnie wwiercają mi
się w serce. - Tamtej nocy byłaś tak pijana, że nic nie pamiętasz, ani telefonu
z informacją, żebym po ciebie przyjechał, ani tego, co wydarzyło się później,
kiedy wiozłem cię śpiącą do domu. Ulice były puste i ciche jak wtedy, gdy
wracaliśmy z Bagateli...
Wszystko rozmyło się niczym sen. Sen, którego wspomnienie
wraca tylko na ułamek sekundy, potem odchodzi, w mgnieniu oka rozpływa się,
niknie, nie pozostawiając w świadomości najmniejszego śladu. Dokąd odchodzą
sny? Kiedy byłam mała, pytałam o to wszystkich. Wtedy żadna odpowiedzieć mnie
nie zadowalała, dziś uwierzę we wszystko, nawet w największe kłamstwo!
Krzyś, mój poczciwy, kochany Krzyś, gotowy poświęcić
wszystko, co najcenniejsze, byleby ratować swoją słabą, wiecznie pogubioną
żonę. Wziąłeś winę na siebie, lecz musisz wiedzieć, że ja znam prawdę. Tamtej
nocy to nie ty siedziałeś za kółkiem... Fakty temu przeczą, kochany. Nie mogłeś
jednocześnie pisać maila do swojej matki i ratować mnie z opresji! Zapomniałeś
o tym mailu, biedaku? Będę żyła tak, jak ty chcesz... Uwierzę w kłamstwo tak
sprytnie podsunięte. Bieszczadzkie diabły na pewno mi w tym pomogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz