01 maja 2016

"Wirtualny szczur" fr.15 - Uczciwy człowiek

- Panie Kowalik! - Gruby głos Gniewosza przerwał mu gorzkie wspomnienia. - Z kogo chcesz pan zrobić głupka, co? 
W robocie też nie najlepiej. Tutaj jego dumne, męskie ego cierpiało najbardziej. Posada ciecia albo jak kto woli portiera w elektrowni, na jedno wychodzi, nie była szczytem Ryśkowych ambicji, zawsze chciał więcej, w końcu dyplom magistra polonistyki to nie byle co, przydałoby się jakieś intratne miejsce przynajmniej w gminnym urzędzie, a tu taki wstyd, długie godziny spędzone w nieogrzewanej budce przy bramie wejściowej. Pies z kulawą nogą nie zwraca na niego uwagi. Cholerni burżuje, pomyślał, przyglądając się zadbanym dłoniom policjanta. Duszno na tym posterunku. Okno by otwarli albo jakiś wentylatorek elektryczny postawili. Tu nie ruskie kazamaty, żeby tak uczciwym człowiekiem pomiatać. Co za czasy... Tyłek klei się do krzesła. Ani grama powietrza.
- Byli tacy, co próbowali, ale... - ciągnął Gniewosz, lekko pochyliwszy się w kierunku aresztanta. Pachniał miętówkami jak świętej pamięci ciotka Leokadia, z którą Rychu pomieszkiwał w dzieciństwie, gdy matka poszła w tango z jakimś Bułgarem. Stara w kieszeni podomki nosiła zawsze miętowe landrynki. Ilekroć kończyła ssać jednego cukierka, sięgała po następny i tak aż do śmierci. 
- No co ja będę tu panu opowiadał, źle skończyli! - Posterunkowy wyprostował się za biurkiem i kiwnąwszy na aspiranta Gawlika, który stał za oszklonymi drzwiami, dodał: - I pan podzielisz ich los, jeśli nie oduczysz się kombinowania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...