Drogi przyjacielu, rankiem zbudził mnie deszcz uderzający w
okno gradem grubych kropel. Otworzyłam oczy i nagle uświadomiłam sobie, że nie
pamiętam rysów twojej twarzy. Zacisnęłam więc szybko na powrót powieki, chcąc w
ten sposób przywołać twój obraz, ale się nie udało. W miejscu, gdzie zawsze
byłeś, cierpliwie czekałeś, aż się obudzę, zionęła odrażająca pustka, a raczej
brudna plama niepamięci. W głowie zaczęły krążyć tysiące pytań: Jak to,
odszedł, kiedy, tak bez słowa, bez zapowiedzi? Niemożliwe! Nie mógł! Nie on!
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do salonu. W szufladzie regału mam przecież
album, a w nim nasze zdjęcia! Zaczęłam przeglądać jedno za drugim i wtedy
wróciłeś... Może nie od razu, powoli, jakbyś przez tę jedną noc odszedł zbyt
daleko, aby chciało ci się zawrócić, ale jednak się udało, wróciłeś, siadłeś na
parapecie i zacząłeś grać na bałałajce tę swoją ulubioną, tęskną melodię.
Chyba nie masz pojęcia, jaki to strach zapomnieć
przyjaciela? Proszę, nie rób mi już tego. Nie zapominaj mi się, nie odchodź w
ciemną, bezkresną noc, bo umrę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz