22 lipca 2016

Poziomki

Tego roku obrodziły wyjątkowo obficie, na każdej łodyżce wisiało po kilka, kilkanaście dorodnych poziomek. Chłopak nie zważał na łażące po nim mrówki ani na pszczoły, które o tej porze stadami garnęły się do kwitnącej nieopodal pysznogłówki purpurowej. Antek zrywał dojrzałe, intensywnie pachnące owoce, zerkając co chwilę w kierunku majaczącego wśród zieleni domu. To stamtąd miała nadejść pani Monika, żona prezesa Boronia, trzydziestokilkuletnia piękność. Nie chciał przegapić tego momentu. Kobieta przychodziła nad sadzawkę co dzień w południe, teraz spóźniała się. Zegar na kościelnej wieży wybijał już trzynastą, a prezesowej nie było. Denerwowało go to, wiercił się w swojej kryjówce, rozmyślając nad przyczynami tej niespodziewanej zwłoki. Czyżby mąż jej nie pozwolił? To do niego podobne. Boroń pilnował żony jak wściekły pies. Nie bez powodu kazał wybudować ten wysoki parkan oddzielający ogród od sąsiednich działek. Stary zazdrośnik nie mógł znieść, że ktoś bez pozwolenia patrzy na jego młodą żonkę opalającą się w skromnym bikini. A było na co popatrzeć, każdy cal jej ciała był kusząco piękny, a chyba najbardziej piersi, dorodne i słodkie jak te poziomki, które Antek z rozkoszą gniótł językiem na podniebieniu. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy tak beztrosko siedzącą nad brzegiem sadzawki, oniemiał, bezwiednie wychylił głowę z ukrycia i chłonął to piękno, długie lśniące włosy ułożone w delikatne fale opadające na ramiona, smukłe uda, krągłe biodra i duże, jędrne piersi, jakich Antek do tej pory u żadnej kobiety nie widział, nawet u tych z kolorowych czasopism podkradanych ojcu. Gdyby prezes przyłapał go wtedy w krzakach, zapewne ubiłby chłopaka na kwaśne jabłko, jak zwykł to robić z każdym, kto zanadto zbliżył się do jego żony. Antek miał jednak więcej szczęścia niż rozumu, tego dnia Boroń się nie pojawił. Chłopak raz zwabiony słodkim zapachem poziomek, nie zamierzał tak łatwo rezygnować z ich smaku. Co dzień, sobie tylko wiadomym sposobem, przeskakiwał parkan. Zanurzony w wilgotną zieleń zakazanego ogrodu mógł do woli skrycie rozkoszować się widokiem rozebranej prezesowej i smakiem aromatycznych owoców. Tego dnia zerwał garść i dla niej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...