08 lipca 2016

Smak lata fr.3

- Ty założysz stadninę koni, a ja będę prowadzić dom dla turystów... Zapomniałam, jak się taki dom nazywa, hm... To jakieś trudne słowo! Pa... paa... pee... Na pewno na pe! Peeee... - Anka miała taki śmieszny zwyczaj drapania się po czole, gdy nie mogła sobie czegoś przypomnieć. I tym razem tarła je zapamiętale dłonią mokrą od soku. Z ciemnofioletowymi plamami na skórze wyglądała uroczo.
- Pensjonat! - podpowiadała Zosia, chcąc przerwać męki przyjaciółki, która czasem zapominała bądź przekręcała niektóre wyrazy. Anka powtarzała słowo dwa, czasem trzy razy, potem śmiała się i szczebiotała dalej, jak to będzie za dziesięć, dwadzieścia lat... Lubiła planować, marzyć.
Cudowne, beztroskie czasy. Takie to wszystko było jeszcze świeże, prawdziwe, na serio. Zosia wracała do domu umorusana, podrapana, z wypiekami na twarzy, ale szczęśliwa. 
- Gdzieś ty się tak upaćkała? - Matka załamywała ręce, oglądała podrapane nogi córki, brudne ręce, twarz, potem szorowała ją w wielkiej bali stojącej na podwórku. W upalne dni woda była mile ciepła. 
- Bawiłam się! - odpowiadała Zosia i nurkowała, rozchlapując wodę na boki.
Kiedyś wydarzyło się coś dziwnego. Na pytanie matki o przyczynę długiej nieobecności w domu odpowiedziała tak jak zwykle, z tą małą różnicą, że wymieniła imię przyjaciółki.
- Bawiłam się z Anką! - powiedziała.
Ojciec siedział wtedy na schodach. Na dźwięk imienia podniósł głowę z nad gazety i przez dłuższą chwilę przyglądał się córce. Po raz pierwszy Zosia widziała go zdenerwowanego. Matka stała nad balią ze spuszczoną głową, milczała. Dziewczynka wyczuwała jakimś szóstym zmysłem, że obydwoje są czymś mocno wstrząśnięci. Prawda miała wyjść na jaw jeszcze tego samego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...