Zanim zyskałam świadomość wiszącego nad moją rodziną zagrożenia, żyłam beztrosko, radząc sobie ze wszystkimi trudnościami. Tragedie, które niczym bezlitosne drapieżniki co rusz szarpały moich bliskich, spycham do najgłębszych zakamarków podświadomości. Tak sobie radziłam ze strachem, niepewnością i całą gamą innych emocji. Grube warstwy lęków gromadziły się we mnie i ciążyły coraz bardziej. Najgorsze były noce, kiedy ojciec nie wracał z miasteczka. Leżałam wtulona w delikatne ciało Stasia, wsłuchując się w odgłosy z zewnątrz. Zagadkowe szmery przenikały przez ściany, osaczały łóżko zewsząd, a ja wstrzymywałam oddech, by nie zdradzić swojej obecności. Dom tętnił życiem. Skrzypiały meble, tajemnicze westchnienia, trzaski i drapanie napełniały serce niewyobrażalnym przerażeniem. Bywało, że nie zmrużyłam oka do rana, czasem zasypiałam uspokojona widokiem szarości bijącej z okna. Nadchodził świt, a wraz z nim śpiew ptaków i kojące cykanie świerszczy. Bladość poranka wypełniała pokoje, przeganiając z nich mrok i chłód. Wstawałam z łóżka, na palcach przekradałam się do kuchni. Tam rozpalałam w piecu. Ogień niósł ciepło. Szumiąca woda w czajniku i zapach jajek smażonych na maśle powoli zamazywały nocne przeżycia. Potem wracał ojciec. Opowiadał o ludziach z miasteczka. Te często nieprawdopodobne historie zasłyszane przez ojca od klientów w aptece przenosiły mnie do innego świata. Nic nie mówiłam o nocnych lękach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Miewałam takie noce...
OdpowiedzUsuń