09 czerwca 2015

Powrót na wrzosowisko cz.117 - Umieranie

                                                                      Wiki Arwena
Czy umieranie boli? Nie umiałam wówczas odpowiedzieć na to pytanie. Nie potrafię i dziś. Śmierć przychodziła niespodziewanie. Mimo że dużo się o niej słyszało i mówiło, zaskakiwała wszystkich. Uderzała tam, gdzie nie chcieliśmy jej widzieć. Zawsze umierali inni, dalecy, nieznani, nieobecni, nigdy najbliżsi. Śmierć zbierała wokół bogate żniwo. Czasem zbliżała się za bardzo. Zabrała starą Jadźkę, która co dwa tygodnie prała i krochmaliła naszą pościel. Ojciec wziął nas na pogrzeb. Jadźka leżała w trumnie ubrana w czarny kostium, wokół stali ludzie i głośno odmawiali modlitwę. Wszyscy płakali, ale chyba najbardziej mężczyźni. Nikt bowiem w okolicy nie robił smaczniejszego bimbru, jedna stara Jadźka znała się na tym najlepiej. Dom stojący na uboczu wsi obrastały drzewa śliwek, które co roku rodziły jak szalone na uciechę smakoszy Jadźkowego trunku. Kobieta utrzymywała się z handlu bimbrem, czasem dorabiała, piorąc pościel albo najmowała się do różnych polowych zajęć.
- Kostucha to największa pijanica! - wykrzykiwała Jadźka podchmielona śliwowicą. - Gdy se wypije, to kosi ludzi jak leci! Stary, młody, wszystko jedno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...