12 kwietnia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.93) - Czarny bez

                                                                          Wiki Arwena
     Otworzyła okno na oścież, wpuszczając do pokoju intensywny zapach kwiatów i ciche pobrzękiwanie świerszcza. Ciepłe sierpniowe powietrze wypełniło sypialnię. Zdumiona podeszłam do Teresy, wyjrzałam na zewnątrz. Świat kipiał zielenią i różnorodnością dźwięków. Jak za dawnych czasów, pomyślałam i rozejrzałam się po ogrodzie. Tuż obok okiennic rosło drzewko czarnego bzu.  Dorodne kiście owoców lśniły w blasku słońca. Ojciec wierzył w magiczne właściwości tej rośliny i czcił ją  niemalże jak bóstwo, obsadzając pędami czarnego bzu najbardziej nasłonecznione miejsca w ogrodzie. Wśród wielu opowieści, których słuchałam w dzieciństwie, były i te dotyczące świętego drzewa zmarłych. Od wieków czarny bez uznawany był za siedlisko duchów. Przypisywano mu zdolność pośredniczenia pomiędzy światem żywych i zmarłych, a w jego korzeniach mieszkał podobno wąż, strażnik świata zmarłych. Choć wiosną zapach drobnych kwiatów kusił, by zanurzyć dłoń w ich chłodną biel, a późnym latem owoce przyciągały swoją czarno - fioletową barwą, bałam się zapuszczać w te zakątki ogrodu, gdzie rósł czarny bez. Roślina kojarzyła mi się zawsze ze złowróżbnymi opowieściami z dzieciństwa i mimo całej sympatii, jaką żywił do niej mój ojciec, uważałam ją za drzewo złych mocy. Nie mogłam pozbyć się odrazy, wyczytawszy w starej księdze ojca, że przed wiekami czarny bez stosowano podczas grzebania zmarłych, gdyż charakterystyczny zapach skutecznie maskował odór rozkładającego się ciała. Wywarem z rośliny myto przed pogrzebem zwłoki, zaś  trupią wodę wylewano w korzenie drzewa, aby wskazać zbłąkanej duszy drogę do światła i odciągnąć ją od bliskich. Ilekroć widziałam w ogrodzie ciemnozieloną ścianę czarnego bzu, cofałam się w obawie, że zamieszkujące tam demony uprowadzą mnie do świata ciemności. Najchętniej zniszczyłabym młode pędy czarnego bzu wyrastające wiosną z wilgotnej ziemi, ale wiedziałam, że to świętokradztwo. Jedynie żarliwa prośba o przebaczenie uchroniłaby mnie od zemsty upiorów. Teresa wyciągnęła rękę w kierunku gałązki kołyszącej się tuż przy futrynie okna i delikatnie pogłaskała ciemnofioletowy baldachim owoców, mówiąc:
- Pozbądź się strachu, Alicjo! Tutaj nic ci nie grozi, źródło wszystkich twoich lęków pozostało po drugiej stronie... Zostań tu z nami, a zrozumiesz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...