Na werandzie panował półcień. W letnie dni właśnie tutaj spędzałam czas, uciekając przed skwarem. Miałam tajemną skrytkę między dwoma donicami z torfem. Rosnące w nich bukszpany chroniły mnie niczym zielona tarcza. Spojrzałam na rośliny z uśmiechem. Przed gankiem w cieniu rozłożystej lipy leżał olbrzymi pies, owczarek niemiecki. Spał z ułożonym łbem na przednich łapach.
- Back... - szepnęłam z bijącym sercem.
Zwierzę najpierw nastawiło uszy, potem zaczęło węszyć, a na koniec zerwało się na nogi i podbiegło do mnie z głośnym szczekaniem.
- Czy to dzieje się naprawdę, Tereso? - zapytałam, patrząc z niedowierzaniem na psa liżącego moją dłoń. - Backu, Backu, dobry piesek...
Dostałam go od ojca na szóste urodziny.
Dostałam go od ojca na szóste urodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz