Półki sklepowe niemalże uginały się pod ciężarem towaru. W dziale mięsnym cuchnęło nie do zniesienia. Przyspieszyła kroku, by minąć nieprzyjemny rewir na jednym wdechu i jak najszybciej dotrzeć do stoiska z pieczywem. Dziś była jej kolej robienia zakupów, czego nie znosiła, jednak cierpliwie od piętnastu lat wykonywała tę znienawidzoną czynność. Do koszyka powędrowały kajzerki i chleb tostowy. Zatrzymała wzrok na bułkach maślanych. Ładnie pachniały. Był to jedyny przyjemny akcent odwiedzania tego miejsca. Pieczone na mejscu bułeczki miały ciemną popękaną skórkę i wydzielały intesywny zapach spalenizny. Oprócz Alicji prawie nikt ich nie kupował. Pakowała je po dziesięć do dużych papierowych toreb. Ekspedientka przy kasie uśmiechała się do niej, gdy cztery pakunki sunęły po taśmie. Potem Alicja szła do parku i siedząc na ławce pod brzozą, częstowała bułeczkami łabędzie pływające po sadzawce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz