31 maja 2015

Powrót na wrzosowisko cz.108 - Powrót taty

                                                                  Wiki Arwena
       Back uniósł łeb, postawił uszy, zaczął węszyć niespokojnie, potem zerwał się na nogi i pobiegł w zarośla, skąd wkrótce dobiegło wściekłe ujadanie. Czyżby koszmar wrócił, pomyślałam, z trudem przełykając ślinę. Ciało odmówiło posłuszeństwa, nie mogłam ani wstać, ani krzyczeć. Pies wkrótce umilkł, a wraz z nim wszystko dookoła. Zapadła cisza. Spojrzałam z lękiem w stronę drzwi wejściowych, jakby stamtąd oczekując ratunku i wtedy go zobaczyłam. Był w kuchennym fartuchu, a jego ręce aż po łokcie bieliły się w słońcu. O tej porze dnia zwykł zagniatać ciasto na pierogi. Uwielbialiśmy to danie. Staś dosłownie je pochłaniał. Z zadowoleniem napychał umorusane jagodami usta, zagarniając na talerz następną porcję. Ojciec rzucał do wrzątku posypane mąką półksiężyce, mieszał chochlą, by nie przywarły do dna garnka, a potem wyławiał je na półmisek, polewał roztopionym masłem i podstawiał nam pod nos. Uśmiechał się, widząc, że jemy z apetytem. Dowcipkował. Ale wtedy, gdy ciszę popołudniowego ogrodu rozdarł krzyk, ojciec nie zważał na gotujące się pierogi. Wybiegł z trwogą na spotkanie wystraszonego dziecka. Przebiegł obok mnie, muskając fartuchem włosy. Tatku, zawołałam, ale on nie usłyszał. Pobiegł w zarośla, przeniknął bezgłośnie przez ciemną ścianę i zniknął... Tatku, powtórzyły moje usta, ale już spokojniej, bez lęku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...