Szum deszczu koi ból równie skutecznie jak wspomnienie babci
uśmiechającej się do pelargonii. O ile matka nigdy nie starała się zrozumieć
moich pragnień, babci przychodziło to z niezwykłą łatwością. Między dwiema
kobietami nie było zgody, ciągle dochodziło do kłótni, najczęściej z powodu
błahostek.
- Najważniejsze, żeby nie denerwowała ojca - tłumaczyła
babci matka, wskazując palcem na mnie i z niepokojem zerkając w stronę drzwi
spiżarki, którą tata zaadoptował na prowizoryczny warsztat. Dla mamy było to
chyba jedyne wyzwanie - żyć tak, aby mężczyzna, z którym związała się z
konieczności w siedemnastym roku życia i z którego dziwactwami wytrzymywała
przez tyle lat, czuł się w pełni zadowolony.
- Najważniejsze, aby była szczęśliwa - ripostowała babcia,
napełniając kawą kolejną, chyba setną, filiżankę.
Staruszka zawsze miała swoje zdanie, gotowa była bronić go do upadłego. W Wielki Piątek dziadek Stanisław zapalał fergusona, babcia wypełniała po brzegi termos kawą i ruszaliśmy do lasu po barwinek potrzebny do przystrojenia wielkanocnego koszyczka. Barwinek rósł co prawda w ogrodzie przy domu, ale babcia musiała mieć na święta ten z Sarniej Doliny. Uwielbiałam to miejsce pełne starych, ogromnych drzew, lisich jam, polan zarosłych dzikim zielskiem, tajemniczych zakamarków. Babcia i dziadziuś zasiadali na wielkiej kłodzie dębu powalonego przez burzę, popijali kawę, a ja buszowałam wśród leśnej gęstwiny, szczęśliwa jak wilczek wypuszczony z uwięzi.
Dziadek często powtarzał, że babcia jest czarownicą. Ja oczywiście nie wierzyłam w ani jedno jego słowo, kiwałam tylko łobuzersko głową, kiedy robił tę swoją tajemniczą minę, ściszał głos lub rozglądał się nerwowo na boki. Jednak dziś, kiedy spoglądam za siebie, przyznaję... Tak, babcia Franciszka była wiedźmą, jedyną w swoim rodzaju, dobrą, życzliwą i pogodną! Ktoś chyba puka? Dziwne, do pomieszczenia z ksero nigdy się nie puka, tutaj po prostu się wchodzi, najczęściej w określonym celu, na przykład po wypchany papierzyskami segregator albo aby włączyć ekspres do kawy. Drzwi przy otwieraniu cichutko skrzypią.
Staruszka zawsze miała swoje zdanie, gotowa była bronić go do upadłego. W Wielki Piątek dziadek Stanisław zapalał fergusona, babcia wypełniała po brzegi termos kawą i ruszaliśmy do lasu po barwinek potrzebny do przystrojenia wielkanocnego koszyczka. Barwinek rósł co prawda w ogrodzie przy domu, ale babcia musiała mieć na święta ten z Sarniej Doliny. Uwielbiałam to miejsce pełne starych, ogromnych drzew, lisich jam, polan zarosłych dzikim zielskiem, tajemniczych zakamarków. Babcia i dziadziuś zasiadali na wielkiej kłodzie dębu powalonego przez burzę, popijali kawę, a ja buszowałam wśród leśnej gęstwiny, szczęśliwa jak wilczek wypuszczony z uwięzi.
Dziadek często powtarzał, że babcia jest czarownicą. Ja oczywiście nie wierzyłam w ani jedno jego słowo, kiwałam tylko łobuzersko głową, kiedy robił tę swoją tajemniczą minę, ściszał głos lub rozglądał się nerwowo na boki. Jednak dziś, kiedy spoglądam za siebie, przyznaję... Tak, babcia Franciszka była wiedźmą, jedyną w swoim rodzaju, dobrą, życzliwą i pogodną! Ktoś chyba puka? Dziwne, do pomieszczenia z ksero nigdy się nie puka, tutaj po prostu się wchodzi, najczęściej w określonym celu, na przykład po wypchany papierzyskami segregator albo aby włączyć ekspres do kawy. Drzwi przy otwieraniu cichutko skrzypią.
- Cześć - słyszę, zanim udaje mi się odwrócić z fotelem.
Poznaję głos, to księgowy Zenobiusz. Pracujemy razem od początku, to znaczy od
momentu, kiedy przyjęto mnie do firmy. Do dzisiaj wydawało mi się, że znam go
bardzo dobrze.
- Cześć - odpowiadam.
- Czy nie przeszkadzam? - pyta, wślizgując się w przestrzeń
między ksero a mną.
Przeszkadza, ale przecież mu tego nie powiem. Tak,
Zenobiuszu, przeszkadzasz mi w rozmowie z babcią Franciszką, dobrą wiedźmą,
która uwielbia kwiaty i małą czarną! Zenobiusz mimo wszystko jest poczciwy i
nie zasłużył na tak ostre potraktowanie.
- Powinienem tu być z tobą, Alka! To wszystko przez nią... moją żonę... - jąka się profesjonalnie. - Powiedziała, że gdy mi odetną... no wiesz, te trzy stówy z pensji, ona nie będzie miała za co kupić wacików do demakijażu!
- Powinienem tu być z tobą, Alka! To wszystko przez nią... moją żonę... - jąka się profesjonalnie. - Powiedziała, że gdy mi odetną... no wiesz, te trzy stówy z pensji, ona nie będzie miała za co kupić wacików do demakijażu!
Lubię go za tę Alkę. On jeden zdrabnia moje imię tak, jak to
robiła babcia Franciszka.
- Zenobiuszu - mówię z uśmiechem - daj spokój! Spójrz,
chłopie, nawet byś się tutaj nie zmieścił! Chcesz kawy?
Nie chce. Wymknął się tylko na minutę. Co będzie, jeśli
szefowa nakryje go na tej samowolce? Premia na pewno poleci. Znowu ciche
skrzypienie drzwi i cisza... Cisza to ukojenie. Deszcz przestał padać. Złożę
wniosek o zamontowanie w tych drzwiach jednostronnego zamka. Przydałby się już
dziś...
Od godziny drzwi prawie się nie zamykają. Zenobiusz zapoczątkował istny kataklizm, falę tsunami bezwzględnie niszczącą mój spokój. Była już Sabinka, która zajmuje biurko po prawej, Marysia z miejsca po lewej, Gienia spod ściany i Hermenegilda z pokoju obok. Wszystkie z oczkami pełnymi skruchy jak u mojej teściowej po spowiedzi, wszystkie u szczytu wewnętrznych katuszy. Powietrze zrobiło się gęste od perfum i emocji. Okno zabite gwoździami, ani uchylić, ani otworzyć, po prostu ukrop, a tu końca kolejki nie widać. Pchają się kobiety jak po mydełko w czasach PRL-u albo jak do apteki po suplementy diety. Zostało jeszcze pięć godzin strajku. Czy wytrzymam ten nagły najazd Hunów w spódnicach? Babciu Franciszko, najlepsza na świecie wiedźmo, ratuj! Za chwilę oszaleję!
Od godziny drzwi prawie się nie zamykają. Zenobiusz zapoczątkował istny kataklizm, falę tsunami bezwzględnie niszczącą mój spokój. Była już Sabinka, która zajmuje biurko po prawej, Marysia z miejsca po lewej, Gienia spod ściany i Hermenegilda z pokoju obok. Wszystkie z oczkami pełnymi skruchy jak u mojej teściowej po spowiedzi, wszystkie u szczytu wewnętrznych katuszy. Powietrze zrobiło się gęste od perfum i emocji. Okno zabite gwoździami, ani uchylić, ani otworzyć, po prostu ukrop, a tu końca kolejki nie widać. Pchają się kobiety jak po mydełko w czasach PRL-u albo jak do apteki po suplementy diety. Zostało jeszcze pięć godzin strajku. Czy wytrzymam ten nagły najazd Hunów w spódnicach? Babciu Franciszko, najlepsza na świecie wiedźmo, ratuj! Za chwilę oszaleję!
- Napij się, dziecko, kawy - radziłaś zawsze wtedy, gdy
puszczały mi nerwy. - Kawa odpręża i poprawia samopoczucie.
Pora więc włączyć ekspres do kawy. Wystarczy tylko
przestawić czerwony włącznik z pozycji zero na jeden. Zamykam oczy i wsłuchując
się w ciche buczenie młynka, wyobrażam sobie, jak spaceruję po lesie, wśród
ogromnych, rozłożystych dębów - dziewczynka z bukietem barwinka. Babcia z
dziadkiem siedzą na pniu i popijając kawę z kubeczków, uśmiechają się do
siebie. Czas zatrzymał się. Mam najdłuższą przerwę na kawę, wspomnienie.
(na podstawie wydarzenia autentycznego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz