23 kwietnia 2017

Zapomniany las fr.5 - rozdział II


Miewała takie sny, zwłaszcza w szpitalu, gdy odurzona lekami nie odróżniała dnia od nocy. Wszystko zlewało się w jedno. Wszystko było cierpieniem, każde słowo, spojrzenie, każdy oddech, dźwięk, kęs jedzenia. Śniła o czasach sprzed porwania Bartusia, o beztrosce, lekkości, cieple, czułości i bezpieczeństwie. Krzysztof co sobotę wypożyczał auto od swojego ojca, jechali za miasto posłuchać ptaków, fotografować stare, olbrzymie drzewa w Puszczy Kampinowskiej. Wdychając zapach leśnej ściółki, patrzyła na rozpostarte na niebie korony dębów i buków, czuła się szczęśliwa. Kiedy sen mijał, nienawidziła wszystkiego wokół, bolesnej dosłowności świata. A co jeśli i teraz śni? Jeżeli nawet tak jest, nie chce się budzić... Sen, który przynosi doznania tak prawdziwe i piękne, na wskroś przesiąknięte nadzieją, że pobudka mogłaby zabić, niech trwa jak najdłużej, całą wieczność. Gdyby okazało się, że wszystko jest złudzeniem, nie dałaby rady na nowo się podźwignąć, uwierzyć w jakieś jutro. 
- Bracia Zarębowie pojadą ciągnikiem, a my wozem - rzekł Walenciak. - Po drodze wstąpimy na plebanię.
- Dobrze, panie Stanisławie - odparła Agnieszka, patrząc przez okno na mężczyzn ładujących na wóz drewniane krokwie i łaty, które jakiś czas temu zakupiła w pobliskim tartaku z myślą o remoncie dachu. - Widzę, że zwerbował pan jeszcze kogoś do pomocy. Co to za chłopak? Nie za młody do tak ciężkiej pracy?
- Tutaj każdy na robocie się zna - powiedział Walenciak. - A ten chłystek nietutejszy! Przyjechał na letnisko do Bednarskich. Pomóc chciał, zgodziłem się. Przytrzyma krokiew, łatę poda, gwoździe przyniesie, a i pani w chałupie wyprzątnąć pomoże. Niech sobie chłopak zarobi parę groszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...