28 kwietnia 2017

Zielone kamasze fr.1


Piątkowe popołudnie nie zapowiadało się ciekawie. Alicja postanowiła spędzić je w akademiku. Chciała wreszcie się wyspać, co w trakcie tygodnia graniczyło z cudem. Cały budynek tętnił wtedy nieposkromionym życiem, a cienkie ściany akademikowych pokojów z łatwością przepuszczały wszelkie jego przejawy. Ludzie uczyli się, bawili, winda chodziła nieprzerwanie - z dołu do góry, z góry na dół, telefony dzwoniły, muzyka grała, ciekła woda pod prysznicem, gwizdał czajnik w kuchni, krople deszczu dudniły o parapet. Deszcz padał od tygodnia, znacząc pusty parking brudnymi kałużami, między którymi od czasu do czasu przemykał jakiś człowiek uzbrojony w parasol. Kałuże oglądane z wysoka zdawały się tworzyć na płaszczyźnie parkingu rodzaj mapy. Ciekawe, czy jest to układ przypadkowy, czy może z góry przez kogoś zaplanowany, zastanawiała się Alicja, rozrysowując na kartce papieru ułożenie brunatnych plam. Łączyła je na różne sposoby, przyglądając się z zaciekawieniem powstałym kształtom. Tym kimś mógł być Bóg, jednak Alicja przestała wierzyć w jego istnienie przed rokiem, w dniu, kiedy po długiej chorobie zmarła jej matka, albo mieszkańcy innej planety - obcy, którzy podobno od wieków kierują ziemskim życiem niczym marionetkarz lalką. Czy ktokolwiek się nad tym w ogóle zastanawia?
- Jesteś wariatką! - powtarzał ojciec, ilekroć pojawiała się w domu na weekendy. Po pogrzebie matki przestała więc tam bywać, a ojciec nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić, co się z nią dzieje. Szybko pocieszył się w objęciach innej kobiety. Może nigdy nie kochał matki, a może po prostu przestraszył się, że nieboszczka pociągnie go - samotnego wdowca, za sobą na drugą stronę? Zawsze był tchórzem, pomyślała Alicja, kreśląc na papierze kolejny kształt. Nigdy też nie akceptował jej wyborów. Filozofia to najgorsze co mogła, jego zdaniem, wybrać. Gdyby poszła śladem ojca (śladem znanego w środowisku medycznym profesora nadzwyczajnego, kierownika katedry anatomii patologicznej) i zaczęła studiować medycynę, zapewne byłby szczęśliwy. Mogłaby się teraz pławić w rodzinnej fortunie bez obaw, że następnego dnia zabraknie jej grosza na obiad. Nie musiałaby reklamować tej tandetnej bielizny ani w weekendy sprzątać w biurowcach. Tego rodzaju pytania byłyby też jej zapewne obce. Rozmieszczenie kałuż na parkingu nie może być przypadkowe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...