Tej nocy spałam dobrze. Gdzieś koło szóstej zaszczekał pies,
jakoś tak niespokojnie, żałośnie, potem przyłączyły się inne, ujadały jakby
kończył się świat. Była dziewiąta, gdy nastała cisza. Zamilkły ptaki i ustał
wiatr. Zamknęłam oczy i wtedy się zaczęło, sąsiad włączył piłę spalinową. W godzinę ściął wszystkie drzewa rosnące na działce. Pojutrze wjedzie tam
buldożer, usunie pnie z korzeniami, wyrówna teren, a najlepszy we wsi majster
zacznie kłaść dekoracyjną kostkę brukową. Powierzchnia podwórka nabierze
ciekawej, subtelnej faktury, harmonii i uroku. Sąsiad postawi altankę, z cegieł
wymuruje grilla, zaprosi rodzinę. Będą biesiadowali do późna. Ani cala
trawnika, co najwyżej ogromne donice z tujami. Podobno zmieniła się ustawa i
teraz można wyrzynać już wszystko. Najpierw padła z jękiem kwitnąca kruszyna,
później stary platan dał głowę, śliwki, wiśnie i jabłonie w milczeniu poszły na
rzeź, a na koniec brzozy... Zanim pochyliły korony, długo walczyły, trzymały
się dzielnie. Kiedy wyjrzałam przez okno, było już po wszystkim. Sąsiad
siedział na pniu starego kasztana, palił papierosa, a jego żona siekierą
czyściła gałęzie.
- Zamurujemy to okno? - zapytałam, nie odwracając wzroku od
pobojowiska.
- Dobrze, kochanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz