Łatek szczekał nieprzerwanie. Nie ucichł nawet wtedy, gdy
gospodarz wyszedł przed dom i go złajał.
- Nie lubi pijaków psisko! - Roześmiała się Jagna. - A bracia Zarębowie za
kołnierz nie wylewają! Kiedy nieboszczka Agata żyła, krótko ich trzymała,
pilnowała, ścigała za pijaństwo. Bali się matki, a teraz... Nic chłop niewart
bez kobiety w chałupie!
Agnieszka milczała, głaszcząc wilczka po pysku. Ona wiedziała najlepiej, jak
bardzo samotność potrafi dokuczyć człowiekowi. W jednej chwili odbiera chęć do
cieszenia się z czegokolwiek, pozbawia wszelkiej nadziei, w zamian ofiarowując
tylko ból, obezwładniający, uniemożliwiający jakiekolwiek działanie.
Czuła też, że los wreszcie się zlitował, stawiając na jej drodze tych dwoje
dobrych ludzi. Walenciakowie, sami straciwszy jedyne dziecko, rozumieli ją
lepiej niż ktokolwiek. Bez zbędnych słów, ceregieli, użalania się, umieli
celnie dotrzeć do źródła bólu i uśmierzyć go zawsze wtedy, gdy najbardziej
doskwierał. Była pewna, że w każdej chwili wesprą ją dobrą radą, pomogą, gdy
braknie sił. Zaraz po przybyciu do Sokolnik odstawiła leki i to nie dlatego, że
były nieskuteczne, po prostu już ich nie potrzebowała. Ukojenie przynosiła
praca w ogrodzie, długie spacery po okolicznych polach i lasach, a chyba
najbardziej możliwość szczerej rozmowy z mieszkańcami, jakże innymi od ludzi, których spotykała do tej pory. Zapragnęła osiąść tutaj na stałe. Stara
chałupa w Zapomnianym Lesie, bo odkąd usłyszała jego historię, tak właśnie
nazywała to miejsce, stała się przedmiotem jej marzeń. Zamieszka na Słonecznej
Polanie, postanowiła, i zacznie wszystko od nowa, może w końcu na poważnie
zajmie się pisarstwem. Był przecież taki czas, że pisała to i owo, co prawda
głównie artykuły do czasopism przyrodniczych, ale trafiały się też krótkie
opowiadania.
- Pani Agnieszko - usłyszała zatroskany głos Walenciaka - wszystko gotowe do
drogi. Żeby tylko ksiądz proboszcz obiekcji żadnych nie miał...
- Nie martw się, Stasiu... Nie odmówi! Śmiałości nie będzie miał przez wzgląd
na naszą szczodrość! - zawołała Jagna.- Miodu, jaj i serków kozich to on
nigdzie lepszych w okolicy nie dostanie! Rzeczywiście, wyroby Walenciaków
słynęły nie tylko w okolicy, ale i w całym województwie. Ludzie przyjeżdżali po
miód nawet ze stolicy, bo kto raz zasmakował w słodkim przysmaku z pasieki pana
Stanisława, z chęcią wracał do Sokolnik i kupował cały zapas dla siebie,
rodziny i znajomych. Każdy próbował, uśmiechał się i z zadowoleniem mówił, że
dla takich pszczelich specjałów warto było tłuc się przez pół Polski. Pszczół
doglądał głównie gospodarz, znał się na tym jak mało kto, gospodyni zaś
gromadziła miód w słoikach w kształcie beczułki, naklejała na każdy płócienny
kwadracik z wyhaftowaną pszczołą i ustawiała w spiżarce jeden koło drugiego.
Prezentowały się pięknie, ciesząc oczy każdego, kto na nie spojrzał.
W gospodarstwie nie brakowało roboty, od wschodu do zachodu słońca krzątanina w
domu, obejściu i ogrodzie, a pomimo to Agnieszka nigdy nie słyszała narzekania,
wprost przeciwnie, na każdym kroku wesołe śpiewy i żarty. Widać było, że w domu
tym goszczą miłość i wzajemny szacunek, choć przecież i tu śmierć swego czasu
wzięła bogaty łup. Jagna Walenciakowa była dobrą gospodynią. Ta niewysoka,
szczupła, zdawałoby się niezwykle krucha kobieta potrafiła w ciągu kilku godzin
oporządzić własne gospodarstwo i jeszcze wspomóc innych, mniej zaradnych
mieszkańców wioski.
- Co tu marudzić - mówiła, gdy ktoś zaczynał gderać. - Taka pszczoła...
malutka, delikatna, a samo z niej dobro, słodkie i zdrowe. Nie narzeka, nie
ociąga się, tylko pracuje na chwałę Boga!
Była taką pszczołą, małą i kruchą, a jednocześnie silną i wytrwałą. Agnieszka
uwielbiała przebywać w jej towarzystwie. Czuła, że ta obecność wzmacnia ją,
nasyca nadzieją, przywraca światu. Tutaj wszystko było proste. Pojawiały się
jednak i takie momenty, kiedy Agnieszce wydawało się, że wszystko, co ją
otacza, wszystko, co się dzieje, jest snem, jakąś ułudą daną jej na chwilkę...
chwilkę, która wkrótce zniknie, pozostawiając tęsknotę za czymś, co się nigdy
nie zdarzyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz