22 lipca 2015

Malarz fr.1 (Świerszcz w trawie)

                                                                          Wiki Arwena
Był już za stary. Teraz musiał zabijać je od razu. Zmuszały go do tego. Silne, młode ciała prężyły się, gdy zapakowane w worek taszczył do pracowni. Broniły się, walcząc o życie. Czasami wystarczyło jedno uderzenie. Inne dusił. Nie mógł inaczej, choć tracił dużo. Pędzle, które wyrabiał z ich włosów, nie były wszystkim, czego pragnął. Z wiekiem gust się zmienia. Chciał więcej, miał plany. Teraz nie stać go było jednak na błąd. Dawniej tak. Uśmiechnął się na wspomnienie uczucia, które pojawiało się w chwili bliskości psów gończych, jak nazywał tych z policji. Prawie czuł ich smród, gdy deptali mu po piętach, a on sprytnie wymykał się, podrzucając jakiś fałszywy trop. Był drapieżnikiem. Polowanie podniecało, dodawało smaku tropionej zwierzynie.  Teraz, kiedy osłabły ręce, kręgosłup bolał przy najlżejszym wysiłku, zwiotczałe mięśnie odmawiały posłuszeństwa, polowanie przychodziło z trudem, nie zdołałby uciec psom gończym. Stałby się łatwą zdobyczą. Zwierzyna broniła się coraz zapalczywiej, a on musiał nieźle się gimnastykować, by ją ujarzmić. Na jej oprawienie zużywał całą energię, ale warto było. Efekt był piorunujący. No cóż, starość. Są jednak sposoby, by sobie pomóc. Nabrał kolejny łyk wódki, jednak nie połknął od razu, przez chwilę delektował się gorzkim smakiem, dopiero potem pozwolił, by popłynęła do żołądka. Poczuł pieczenie w przełyku. Fala gorąca ogarnęła chude żylaste ciało mężczyzny. Zdjął kapelusz i zaczął się nim wachlować. Słomiana, szorstka powierzchnia kłuła w dłonie, rysowała na opalonej, suchej jak papier skórze białe niteczki. Było coś jeszcze, czego na razie nie rozumiał, ale zbyt mocno podsycało wyobraźnię, za bardzo podniecało, by zrezygnował z myślenia o tym. Ilekroć pojawiało się w snach, za każdym razem wyraźniejsze, szczytował, o co w jego wieku nie było łatwo. Kiedyś przytrafiało mu się kilka razy dziennie, zawsze po udanym polowaniu. Lubił, gdy zwierzyna umierała długo. Patrzył, czasami przez kilka godzin, jak uchodziło z niej życie wśród przerażenia, cierpienia i jęków. Niestety, fala podniecenia pojawiała się coraz rzadziej, z czasem tylko w snach, nadchodziła stopniowo, rosła w siłę i kończyła się orgazmem. To, co wtedy widział, nie dawało mu spokoju i przynosiło silne doznania. Chciał to mieć, właściwie już należało do niego, bo znał imię. Słyszał je w głowie przez cały czas, pulsowało przyjemnie. Stary uśmiechnął się, odsłaniając zgniłe uzębienie.  
- Alisssss! Alissss! Pora ruszać na łowy... - szepnął ochryple, czując przyjemne mrowienie w podbrzuszu. - Alisssss!
Znalezienie Alis nie powinno zająć mu wiele czasu. Zapamiętał ze snu wystarczająco dużo szczegółów, by ją wytropić. Długie kręcone włosy w kolorze jesiennych kasztanów, na zewnętrznej stronie srebrnej obrączki grawer ukazujący smoka, zielony volkswagen garbus. Z zamyślenia wytrącił go cienki dziewczęcy głos:
- Dziadku! Dziadkuuu, gdzie się zaszyłeś?
Nie lubił, gdy mu przeszkadzano w planowaniu łowów. Szybko schował butelkę za tapczan, wcisnął się w fotel inwalidzki i zawołał:
- Tutaj! Tutaj jestem, w sypialni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...