Wiki Arwena
Kiedy spocona i zdyszana dobiegła do przystanku, przerażenie powoli ustępowało miejsca poczuciu, że w mdłym świetle ulicznej latarni jest bezpieczna jak w ścianach kryjówki. Przyjrzała się nogom, skóra aż do kolan zlana była krwią, rany piekły, jakby ktoś posypał je solą. Cholera, zaklęła w myślach, wyjmując z plecaka chusteczki higieniczne. Co ją podkusiło, aby przyjść tutaj o tej porze? I skąd ten irracjonalny strach, że stanie się jej krzywda akurat dzisiaj, kiedy podjęła decyzję o wyjeździe i świat stoi przed nią otworem? Usiadła na ławce, oddychała ciężko. Polane wodą mineralną chusteczki przyłożone na zadrapania przyniosły ulgę. Autobus nie nadjeżdżał. Miała jeszcze trochę czasu, aby doprowadzić się do porządku. Poprawiła włosy, ubranie, dokładnie zmyła z nóg krew, a miejsca, skąd jeszcze sączyła się z ranek, opatrzyła czystymi chusteczkami. Gdzieś w oddali zaszczekał pies, odpowiedziały mu inne, po chwili cała okolica rozbrzmiewała symfonią psiego ujadania. Weronika uśmiechnęła się, słysząc te odgłosy. Przerwały nieznośną ciszę, która ciążyła bardziej niż ból z poszarpanych jeżynami nóg.
- Uf... - szepnęła.
- Uf... - szepnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz