13 lipca 2015

Na Buczynie fr.4 - Dziecko (Świerszcz w trawie)

                                                                       Wiki Arwena
- Słonko pogubiło promyki... Pomożesz mi je pozbierać? - usłyszała za sobą cienki dziecięcy głosik. - Zobacz jak ich dużo!
Mała mogła mieć około czterech latek. Okrągłą, umorusaną jagodami buzię okalała gęstwina loków. Pojedyncze pasemka powiewały na wietrze, inne czupurnie spadały na czoło, zasłaniając oczy. Dziewczynka co chwila odgarniała za uszy niesforne loki, brudząc je wilgotnym piaskiem. Ubrana w czerwone krótkie spodenki i zieloną koszulkę na ramiączkach przypominała leśnego skrzata. Całości dopełniały oblepione mułem gołe stopy. Patrzyła swoimi dużymi brązowymi oczami z taką ufnością i prostotą, że Alicja roześmiała się serdecznie. To dziecko było słonecznym promykiem, który rozjaśnił jej duszę w chwili, kiedy tego najbardziej potrzebowała.
- A gdzie masz mamusię? - zapytała, spoglądając w stronę pochłoniętych rozmową kobiet.
- Ty jesteś moją mamusią! - powiedziała radośnie dziewczynka i gorliwie zabrała się za zbieranie płatków rudbekii. - Ojej, ale ich dużo!
O ciąży Alicja dowiedziała się przed trzema tygodniami, kiedy po omdleniu w pracy trafiła na izbę przyjęć szpitala miejskiego. Po konsultacji z ginekologiem usłyszała diagnozę, która brzmiała jak wyrok.
- Co się dzieje, doktorze? - próbowała ukryć zaniepokojenie, przeglądając ulotki reklamujące jakiś kolejny cudowny specyfik dla matek karmiących.
- Wszystko dobrze! - orzekł lekarz z uśmiechem. - Jest pani w szóstym tygodniu ciąży.
Nie powiedziała Wojtkowi, choć wiedziała, że wiadomość o ciąży byłaby dla niego prawdziwym uśmiechem losu, spełnieniem marzeń. Nigdy nie rozmawiali na ten temat, ale odczytywała treść pragnień męża ze spojrzenia, jakim obdarzał dzieci. Ilekroć jakieś małe, popiskujące kurczątko pojawiło się w pobliżu, zamieniał się w wulkan pomysłowych dziecięcych zabaw. Biegał za piłką, udawał konika, naśladował różne dźwięki albo robił komiczne miny, wzbudzając tym aplauz wśród niedorostków. Alicja nie podzielała jego entuzjazmu, po prostu nie była gotowa na macierzyństwo, przynajmniej nie teraz, kiedy ciążył każdy codzienny drobiazg. 
- Chodź, odprowadzę cię do mamy! - szepnęła, przeganiając myśli, z treścią których jeszcze się nie oswoiła.
Odpowiedział jej szum fali dopływającej do brzegu. Rozejrzała się, ale dziewczynki nigdzie nie było. Boże, utonęła, pomyślała Alicja, szybko wchodząc do wody. Jezioro było płytkie w tym miejscu. Przez jego przezroczystą taflę widziała leżące na dnie kamyki, tonęły w mule jak rodzynki w cieście drożdżowym.
- Czy pani coś zgubiła? - usłyszała męski, nieco zachrypnięty głos. - Pomóc?
Na plaży stał ratownik i przyglądał jej się uważnie.
- Dziecko... - szepnęła. - Tutaj było dziecko!
- Dziecko? Przecież była pani sama... - odpowiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...