Pani Róża nie usłyszała mnie. Sunęła w dół po schodach. Wkrótce skryła ją ściana. Pustą przestrzeń korytarza wypełniło donośne stukanie laski o boazerię. Mdły blask świecy oddalał się, aż w końcu zniknął całkiem, na powrót pogrążając wnętrze hotelu w mroku. Czułam się nieswojo. Staruszka przedefilowała przed nami niczym w transie. Było w niej coś nieziemskiego, a zarazem całkiem zwyczajnego. W tych swoich papuciach z laseczką w ręku wyglądała na zagubioną wśród labiryntu staruszkę, która aż się prosi o pomoc. Chciało się do niej podbiec, wziąć pod ramię, zaprowadzić w jakieś przytulne ciepłe miejsce, by mogła usiąść w fotelu i odpocząć. Z drugiej strony tchnęło od niej czymś obcym. Jej oczy zdawały się tkwić w innym świecie, a wypowiadane nerwowo słowa były zimne i skrzypiały jak wieko otwieranej trumny. Dreszcz przerażenia przeorał moje serce. Poczułam na dłoni ciepło, to jęzor poczciwego Nerona niósł pokrzepienie.
- Alu, ta dama wyraźnie pachnie mi lodówką... - szepnąłeś. - Kim u diabła jest ta starucha?
- Alu, ta dama wyraźnie pachnie mi lodówką... - szepnąłeś. - Kim u diabła jest ta starucha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz