Słyszała odgłosy kopania. Szpadel zgrzytał w twardym, kamienistym podłożu. Stary głośno sapał, potem gramolił się przez niewielki otwór w piwnicznej podłodze do pomieszczenia, w którym leżała Weronika i zgięty pod ciężarem wiadra wypełnionego ziemią wychodził na zewnątrz. Po kilku minutach wracał z pustym kubłem, dźwigając na plecach kolejny worek z tajemniczą zawartością. Rzucał go do ziemianki, po czym sam do niej schodził. Nie przerywał roboty. Czasem tylko mamrotał coś do siebie, śpiewał albo chichotał. Weronika miała wrażenie, że staruch chwilami traci kontakt z rzeczywistością, a wtedy trudno było przewidzieć, jaki będzie jego kolejny krok. Stawał się nieobliczalny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz