Pacynka Weroniki wyglądała dokładnie jak ta, którą Alicja przed laty straciła w buczynowych mokradłach. Gdy podczas jednej z jesiennych wypraw do lasu przechodziła obok grzęzawiska, upuściła lalkę. Zabawka utknęła w moczarach. Wystarczył jeden nierozważny krok i bagno łapczywie chwyciło dziewczynkę za nogi. Szamotała się bezbronna, wrzeszcząc co sił w płucach. Walczyła o życie, ale błoto wydawało się bezlitosne, wsysało ją coraz głębiej i głębiej, centymetr po centymetrze, pozbawiając oddechu. Zanurzona w błotnistej brei po szyję już nie krzyczała, ostatkiem sił szeptała. Odurzona smrodem bagiennej zgnilizny traciła powoli świadomość. Na szczęście ojciec był blisko, usłyszał krzyk przerażonego dziecka. Nie widziała, kiedy nadbiegł i rzucił się na ratunek. Poczuła jedynie, jak jakaś potężna siła wydziera ją z ciemności i otula ciepłem. Była uratowana, ocalała cudem, jednak grzęzawisko, wypuściwszy jedną zdobycz, natychmiast rzuciło się na inną ofiarę. Pacynka utonęła w błotnych czeluściach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz