Widok był przerażający. Dom płonął. Łakome języki ognia pożerały dach, ślizgały się po ścianach. Towarzyszyły im kłęby czarnego dymu i trzask pękających dachówek. Alicja patrzyła na żywioł jak zahipnotyzowana. Czuła się bezsilna. Miała nadzieję, że ktoś z miasteczka dostrzeże dym i wezwie pomoc. Sama nie nosiła telefonu komórkowego. Wydawał się zbędny przez tyle lat... A Weronika? Czy była wraz z dziadkiem w chałupie? Co tutaj się stało? Pytania bezwiednie przelatywały przez głowę, nie znajdując odpowiedzi.
- Uciekaj... - usłyszała dobiegający zza pleców szept. - Na miłość boską, uciekaj...
- Uciekaj... - usłyszała dobiegający zza pleców szept. - Na miłość boską, uciekaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz