Wreszcie ucichły psy. Cisza. Ścieżka nieco szersza. Wije się wśród jeżyn, pędów młodej olszyny i grabów, ginie z oczu w ciemnozielonym gąszczu. Jeszcze kilka kroków. Podeszwy sandałów miejscami grzęzną w wilgotnej ziemi, patyki strzelają pod naciskiem stóp, szeleszczą zeszłoroczne liście. Nie widać żadnych zabudowań, choć ma się wrażenie, że są tuż tuż. Serce zaczyna bić jak oszalałe. Znowu trzask łamanej gałęzi. Tym razem głośniejszy. Jakby tego było za mało, z boku rozlega się przeraźliwy wrzask jakiegoś ptaszyska. Okropne miejsce. I ten zapach! Wyraźnie czuć smród spalenizny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz