Wiki Arwena
Teraz było ich dwie. Wkrótce obydwie będą jego. Jedna leżała w paprociach spętana sznurem, pojękując cicho. Przypominała młodą sarnę, którą przed laty złapał we wnyki. Przeszło godzinę konwulsyjnie wierzgała kopytami, rozgrzebując na boki ściółkę, rozrywając o drut rudobrunatne futro. Patrzył z fascynacją, jak z każdym ruchem pętla zaciska się wokół szyi, wrzyna coraz głębiej w ciało, pozbawiając zwierzę oddechu. Serce dudniło wtedy w piersi jak oszalałe, a fala podniecenia wstrząsała jego ciałem, wywołując niebotyczną przyjemność. Nie mógł się nasycić, nie mógł przestać patrzeć. Ślepia sarny błyszczały jakiś czas, wkrótce jednak życie z nich uszło, zmatowiały i zaszły bielmem. Niedługo potem pojawiły się stada much. Weronika leżała nieruchomo. Czyżby przegapił najważniejszy moment. Nie, to niemożliwe, pomyślał, czując narastającą panikę. Już miał wyczołgać się z ukrycia, gdy usłyszał kroki tej drugiej. Szła ostrożnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz