Jakiś ruch na ścieżce, może spłoszone zwierzę, trzask łamanej gałęzi. Tak trudno cokolwiek dostrzec w gęstniejącym mroku. Słońce coraz niżej, wydłużone cienie, wszystko zlewa się w ciemną ścianę zieleni. Strach wędrować przez gąszcz, mając za latarnię jedynie nadzieję, że być może na końcu ścieżki odnajdzie Weronikę. Nadzieja... Nie tylko ona ciągnie ją w tę głuszę. Kilka delikatnych maźnięć pędzlem, plam, smug i wydłużeń układających się w tajemniczy cień na ścianie, być może cień mordercy. Znowu trzask łamanej gałęzi. Cokolwiek czaiło się w cieniu drzew, poruszało się powoli. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i spotkają się twarzą w twarz. Bała się dzikich zwierząt. Przerażały ją te wszystkie opowieści o wściekłych lisach, zbiegłych z hodowli drapieżnikach, zranionych przez kłusowników wilkach. Wolałaby natknąć się na człowieka, jakąś równie jak ona wystraszoną kobiecinę zbierającą w słoik jagody albo zagubionego wśród drzew grzybiarza amatora szukającego zaparkowanego nieopodal auta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz