- Już jadę, szefie! - odpowiedziała, rozglądając się za garderobą. - Powinnam być za pół godziny.
Szybko wsunęła majtki, potem dżinsy, t-shirt, związała włosy w kitkę i zawiesiła na szyi etui z czarnej naturalnej skóry z legitymacją i odznaką policyjną. Kaburę z pistoletem przypięła do pasa. Wszystko robiła automatycznie, każdy ruch miała już opracowany. Przez chwilę szukała kluczyki do garbusa. Zawsze ginęły w takich momentach.
- Burasie, nie czekaj na mnie z kolacją! - zawołała w stronę sypialni, gdzie zwykł rozwalać się na fotelu ukochany pers.
Właśnie tak o nim mówiła w pracy. "Ukochany pers" wszedł do jej codziennego słownika, wzbudzając uśmieszki na twarzach kolegów. Kocur zamiast męża, żartowali, a ona zbywała ich milczeniem. Życie bez faceta u boku miało mnóstwo zalet. Nie należała do kobiet, które samotność traktują jako przekleństwo bądź przeznaczenie, po prostu nie spotkała do tej pory nikogo, z kim chciała być dłużej niż jedną noc. Dotychczasowe związki z mężczyznami kończyły się wraz ze wschodem słońca. Definitywnym ich kresem były słowa: "Nie dzwoń więcej".
Gdy zakładała buty, przybiegł Buras. Zamiauczał, zrobił koci grzbiet i otarł się leniwie o jej nogi. Rozumiała ten rodzaj łaszenia się. Oczywiście, chodziło o żarcie.
- Pamiętam o karmie, lizusie... pamiętam - szepnęła, głaszcząc delikatne futro ulubieńca. - Najpierw robota, potem zakupy.
Kiedy zamykała drzwi, zadźwięczała komórka. Znowu szef? Tym razem nie podejrzewała go o kolejny telefon. Bywał upierdliwy i potrafił dzwonić po kilka razy dziennie. Czasem wisiał na słuchawce tak długo, aż w końcu odebrała, ale teraz był zajęty. Węszył w terenie, a wtedy nie tracił czasu na zbędne pogaduszki.
- Hallo? - zapytała, przykładając do ucha aparat. - Aaa to pani, Stefo! Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. No tak... służba! Ale oddzwonię do pani...
Szybko wsunęła majtki, potem dżinsy, t-shirt, związała włosy w kitkę i zawiesiła na szyi etui z czarnej naturalnej skóry z legitymacją i odznaką policyjną. Kaburę z pistoletem przypięła do pasa. Wszystko robiła automatycznie, każdy ruch miała już opracowany. Przez chwilę szukała kluczyki do garbusa. Zawsze ginęły w takich momentach.
- Burasie, nie czekaj na mnie z kolacją! - zawołała w stronę sypialni, gdzie zwykł rozwalać się na fotelu ukochany pers.
Właśnie tak o nim mówiła w pracy. "Ukochany pers" wszedł do jej codziennego słownika, wzbudzając uśmieszki na twarzach kolegów. Kocur zamiast męża, żartowali, a ona zbywała ich milczeniem. Życie bez faceta u boku miało mnóstwo zalet. Nie należała do kobiet, które samotność traktują jako przekleństwo bądź przeznaczenie, po prostu nie spotkała do tej pory nikogo, z kim chciała być dłużej niż jedną noc. Dotychczasowe związki z mężczyznami kończyły się wraz ze wschodem słońca. Definitywnym ich kresem były słowa: "Nie dzwoń więcej".
Gdy zakładała buty, przybiegł Buras. Zamiauczał, zrobił koci grzbiet i otarł się leniwie o jej nogi. Rozumiała ten rodzaj łaszenia się. Oczywiście, chodziło o żarcie.
- Pamiętam o karmie, lizusie... pamiętam - szepnęła, głaszcząc delikatne futro ulubieńca. - Najpierw robota, potem zakupy.
Kiedy zamykała drzwi, zadźwięczała komórka. Znowu szef? Tym razem nie podejrzewała go o kolejny telefon. Bywał upierdliwy i potrafił dzwonić po kilka razy dziennie. Czasem wisiał na słuchawce tak długo, aż w końcu odebrała, ale teraz był zajęty. Węszył w terenie, a wtedy nie tracił czasu na zbędne pogaduszki.
- Hallo? - zapytała, przykładając do ucha aparat. - Aaa to pani, Stefo! Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. No tak... służba! Ale oddzwonię do pani...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz